Niedziela, 15 Czerwiec
Imieniny: Bazylego, Elizy, Justyny -

Reklama


Reklama

Pamięć nie umiera


Kiedy miałem dziesięć lat zostałem wywieziony na roboty przymusowe do wsi w pobliżu Zabiel. Ludzie, u których pracowałem okazali się być dla mnie tak dobrzy, jak moja własna rodzina – wspomina Tadeusz Rajkowski. - Niestety zostali brutalnie zamordowani przez Rosjan, którzy w ten...


  • Data:

Kiedy miałem dziesięć lat zostałem wywieziony na roboty przymusowe do wsi w pobliżu Zabiel. Ludzie, u których pracowałem okazali się być dla mnie tak dobrzy, jak moja własna rodzina – wspomina Tadeusz Rajkowski. - Niestety zostali brutalnie zamordowani przez Rosjan, którzy w ten sposób wyzwalali te ziemie – dodaje. By uczcić ich pamięć mężczyzna po latach postawił grób, gdzie kilka razy w miesiącu składa świeże kwiaty.

Tadeusz Rajkowski niedawno skończył 80 lat. Jak sam mówi – przeżył wiele, ale to, co spotkało go w wieku 10 lat na zawsze zapadło mu w pamięć. – Mieszkaliśmy we wsi w pobliżu Ostrołęki. Do Szczytna, a dokładniej w pobliże dzisiejszych Zabiel trafiłem jako niewolnik na roboty przymusowe – wspomina.

Szybko okazało się jednak, że praca, a przede wszystkim traktowanie go było odmienne od spodziewanego. – Bałem się, naprawdę bałem się, że umrę. Jednak los był dla mnie łaskawy – wspomina. – Rodzina: matka i dwie córki, okazały się miłe i troskliwe – dodaje.

Pan Tadeusz w gospodarstwie zajmował się końmi i krowami. Wykonywał też inne drobne prace, pomagał mu w tym drugi niewolnik, żołnierz francuski, który został wzięty do niewoli na froncie. – Pomoc w gospodarstwie była potrzebna, bo kobiety same nie dawały sobie rady, a mężczyźni zginęli na froncie – opowiada. – Pracy było sporo, ale też traktowano nas naprawdę dobrze. Córki właścicielki opatrywały mi wszystkie skaleczenia, zawsze mieliśmy czyste ubrania i jedliśmy do syta – dodaje.


Reklama

W jego wspomnieniach zachowały się również wspólne wyjazdy do kościoła i sklepu. – Naprawdę niczego nam nie brakowało. Nie czułem się jak niewolnik, a raczej jako członek rodziny, zresztą tak się do mnie zwracano – kobiety mówiły, że jestem ich bratem – opowiada.

Młody chłopak bardzo tęsknił za domem, ale i tu Mazurki okazały się pomocne. – Po pięciu miesiącach mojej pracy u nich zorganizowały mi spotkanie z tatą. A w związku z tym, że zbliżali się Rosjanie, pomogły mi wrócić z ojcem do domu – mówi.

Powojenne miesiące nie były łatwe. Pan Tadeusz wrócił z ojcem do Chorzel, choć nie bardzo było do czego wracać. - Wszystko zostało rozkradzione, cierpieliśmy głód i niedolę – opowiada. - Ale to nic w porównaniu z losem, jaki spotkał moje mazurskie gospodynie. Dowiedziałem się tego dopiero po wojnie, kiedy wróciłem do wsi, by odnaleźć kobiety. Wszystkie już nie żyły. Opowiedziano mi, że w ich domu Rosjanie urządzili sobie centrum dowodzenia. Młodszą z córek, Emilię brutalnie zgwałcono, w wyniku czego zmarła, starszą, której imienia niestety już nie pamiętam zabrali na front i słuch o niej zaginął. Natomiast ich matka zmarła – opowiada.

Pan Tadeusz nie mógł się z tym pogodzić a kiedy dostał zadośćuczynienie za roboty przymusowe, za uzyskane środki ufundował na cmentarzu w Zabielach symboliczny grób. – Kazałem wyryć napis: Emilia Jakowska miała 21 lat. Z podziękowaniem za uratowanie mi życia – mówi ze łzami w oczach starszy mężczyzna. – Do dziś nie mogę pogodzić się z ich śmiercią. Może gdybyśmy wtedy z ojcem zabrali te kobiety ze sobą, wszystko potoczyłoby się inaczej, a one by przeżyły - dodaje.

Reklama

Kilka razy w miesiącu jeździ do Zabieli dba o to, by na grobie wciąż były świeże kwiaty. – Mam dług do spłacenia... i chociaż wiem, że nigdy go nie spłacę muszę chociaż spróbować – kwituje.

Paweł Salamucha

fot. Paweł Salamucha



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama