Sobota, 23 Listopad
Imieniny: Emmy, Flory, Romana -

Reklama


Reklama

Osoba publiczna – felieton pastora Andrzeja Seweryna


Kiedyś po raz pierwszy usłyszałem dość dyskusyjne i nieco sarkastyczne powiedzenie: „Lepiej być matołem”. Nie wiem, kto je wypowiedział i w jakim kontekście, ale trudno zgodzić się z tym w zupełności. Cóż bowiem znaczy ktoś określany tak nieprzyjemnym epitetem? To przecież synonim człowieka prymitywnego, nierozgarniętego, niewykształconego, takiego intelektualnego lenia i nieudacznika na własne życzenie. Jakąś ambicję, godność i własną samoocenę przecież każdy z nas ma i tak powinno być.



Nie każdego jednak stać na solidne wykształcenie. Ludzie mają różne uzdolnienia i możliwości w życiu. Jedni osiągają wiele, inni żyją w dobrze pojętej prostocie – bez wielkich osiągnięć. Człowiek prosty a matoł – to jednak różnica!

 

Na co dzień mamy więc do czynienia zarówno z ludźmi prostymi, jak i z wykształconymi – osobami żyjącymi na wyższym poziomie intelektualnym, moralnym lub majątkowym. Jest jednak jeszcze jedna kategoria ludzi, o której chcę wspomnieć w dzisiejszym felietonie. To tzw. osoby publiczne, rozpoznawalne, których nazwiska i funkcje, które sprawują, znamy powszechnie. Są to nie tylko artyści, politycy, celebryci, sportowcy, biznesmeni, ale także przedstawiciele władz lokalnych czy duchowni różnych kościołów. Wszyscy oni – w większej czy mniejszej skali – są osobami publicznymi. Godzą się na to zresztą, robiąc kariery w swojej dziedzinie, podążając za powołaniem lub kandydując na różne stanowiska publiczne.

 

Stając się osobą publiczną, każdy musi się liczyć z tym, że będzie obserwowany wnikliwie przez wiele oczu, będzie oceniany pozytywnie za swoje zasługi i sukcesy lub mocno krytykowany za błędy, opieszałość, nadużywanie swoich kompetencji czy przyznanej władzy. Szczególnie w dzisiejszych czasach osoby publiczne są bacznie obserwowane, by nie powiedzieć, że wręcz inwigilowane przez paparazzich, wszechobecne kamery monitoringu, różnego rodzaju skandalistów lub dziennikarzy śledczych, o rzeszach internautów nie wspominając.


Reklama

 

Kiedyś łatwiej było ukryć wszelkie złe zachowania, postawy, haniebne czyny, których dopuszczały się osoby publiczne. Polityków chroniła na przykład cenzura, wiele rzeczy działo się za zamkniętymi drzwiami gabinetów, pokojów hotelowych itp., do których nie mieli wstępu dziennikarze. Dziś można każdego mieć jak na widelcu i nakryć na każdym przestępstwie czy nieprawidłowości, a w Internecie obśmiać nawet najmniejsze potknięcie czy przejęzyczenie, nie mówiąc już o poważnych przestępstwach czy aferach.

 

Istnieje oczywiście problem brutalnego wkraczania różnych ludzi w sferę prywatności osób publicznych, przekraczania wszelkich barier i szukania za wszelką cenę skandalu i sensacji - nawet nie sprawdzonych bądź wyimaginowanych – byle zdyskredytować jakąś osobę publiczną z powodów i motywów znanych tylko ich prześladowcom. Współczesne media – szczególnie te z niskiej półki - zarabiają zresztą krocie na takich procederach i to jest również niegodne i naganne. Ale cóż, czasy mamy zdziczałe i obyczaje też.

 

A skoro tak się niestety dzieje, to każdy, kto ma ambicje lub plany stania się osobą publiczną, musi mieć pełną świadomość, że będzie bardzo wnikliwie obserwowany, oceniany, krytykowany i wyszydzany nawet, jeśli nie będzie postępował godnie, moralnie i wręcz nieskazitelnie.

 

Jako pastor w swoim kościele i obywatel naszego miasta staram się o tym pamiętać każdego dnia. Jako duszpasterz nauczam również ludzi mi powierzonych, abyśmy wszyscy kierowali się tym, co szlachetne i „trzymali się z dala od wszelkiego rodzaju zła” (1 Tes 5,21-22). Mam tak postępować nie tylko za kazalnicą, ale także w domu, na ulicy, w urzędzie czy w sklepie. Wiem bowiem, że ludzie mnie obserwują i mają prawo oczekiwać ode mnie dobrego przykładu – wszak jestem osobą duchowną i publiczną jednocześnie. A jeszcze do tego dochodzi to, co piszę na tych łamach i co podpisuję swoim nazwiskiem – to również odpowiedzialność za słowo i poglądy, którymi mam przywilej dzielić się z Państwem co tydzień.

Reklama

 

Jeśli więc osoby publiczne będą postępowały nieodpowiedzialnie, podle czy niemoralnie – niech się potem nie dziwią, że zostaną „obsmarowane” w gazetach, obśmiane i zdemaskowane w Internecie, będą podawane do sądów za przekręty i przestępstwa, albo w końcu ktoś nakręci o nich demaskatorski film, który będzie bolał, bulwersował i szokował. Nie chciałbym tego doświadczyć na własnej skórze ani nie życzę tego nikomu.

 

Bo jeśli ktoś z nas miałby jednak zasmakować takiego upokorzenia, to lepiej niech natychmiast przestanie być osobą publiczną, schowa się w ciemny kąt i stanie się nikim. Wtedy nikt na niego nie zwróci uwagi.

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama