Jak już dawno zauważyłem, gdy siadam do pisania, to tekst w sporym stopniu zależy od tego, czy jestem akurat po zjedzeniu czegoś smacznego, czy też w żołądku ssie i zjadłoby się smaczne co nieco. Właśnie zjadłem własnej produkcji pyszny chiński sos hoisin z ryżem i błogo mi na duszy. Szczególnie, że dorzuciłem do tego przepyszne pikle autorstwa wspaniałej Zuzi z Bartoszyc. Dlatego zamiast się czepiać jak zwykle, chwalić dziś będę nieprzyzwoicie.
Czasem może nawet nie wypada, ale trzeba. Tym razem jako niepoprawny łasuch, od lat zmagający się ze skutkami tego nałogu, muszę pochwalić własną Redakcję za świetny pomysł, jakim była w ostatnim numerze reklama naszych szczycieńskich knajpek, jadłodajni i w ogóle miejsc, gdzie na co dzień można zjeść coś smacznego.
Pozbawione nagle przez pandemię stałej i przelotnej klienteli znalazły się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Drugi raz w tym roku. Dobrze jeszcze, że w letnim szczycie sezonu odpuszczono na parę miesięcy, ale dłużej się nie dało. Gdy tylko późną wiosną przywrócono możliwość korzystania z publicznej gastronomii wykorzystałem to w tym roku do maksimum.
Fajnie się złożyło, że przez lato, prawie do końca października przewijało mi się w tym roku mnóstwo gości. Mazury w tych trudnych czasach stały się wyjątkowo atrakcyjne. Mieliśmy sporo gości „krajowych”, ale i ze stron dość odległych nawet zaoceanicznych. Była więc okazja trochę pobuszować po naszych miejscowych i okolicznych knajpkach. Spędzenie w tym roku lata w mieście, nawet tak niewielkim jak nasze, nie należało do przyjemności.

Kto mógł, urywał się gdzieś nad jeziora czy do lasu raczej nie ze względu na upał, lecz na zagrożenie wirusem. Do Szczytna wpadało się ostrożnie, w maseczce rzecz jasna, na większe zakupy i czasem na dobry obiadek. Jeszcze lepiej było, gdy udało się coś zjeść gdzieś poza miastem, czyli tam gdzie gastronomia trafia raczej sezonowo.
O tawernach nad wielkimi jeziorami nie wspomnę, bo były oblężone. Z uznaniem trzeba przyznać, że większość z nich przestrzegała ograniczeń związanych z zagrożeniem covidowym i ograniczała ilość gości jednorazowo obsługiwanych. Zupełnie inaczej niż nad morzem, gdzie parę razy zajrzałem tego lata. Knajpy zapchane do granic możliwości, nikt się nie przejmuje jakimiś maseczkami albo dezynfekcją stolików. No i ceny, jak fale po wielkim oceanicznym sztormie, sięgające nieba.
Wracając do Szczytna, odkryciem tego sezonu jest dla mnie „Niebieski zaułek”. Znam tę knajpkę od jej samego początku, jako „Filipsa”, przechodziła różne dzieje. Parę lat temu mocno się do niej zraziłem po kilku nieciekawych doświadczeniach. Odpuściłem więc sobie wizyty w tym miejscu nawet wtedy, gdy zmieniła właściciela i nazwę. Powrót nastąpił „na raty”.
Tradycyjnie zaglądałem w miarę regularnie do „Zacisza”, „Mazuriany”, „Krystyny” i „Cytrynki”, a na pizzę do „Toscany”. Pomieszkując latem nad jeziorem w Kobyłosze i korzystając ile tylko można ze spacerów, roweru czy kajaków nie da rady nie zajrzeć do samej wsi. I tam do nadjeziornej sezonowej restauracji, która okazała się letnią filią „Niebieskiego zaułka”. W porze obiadowej oblężona, na stolik i podanie obiadu trzeba było trochę poczekać. Po południu zdecydowanie luźniej. Komu się w wakacje spieszy? Zdarzało się więc przysiąść na trochę dłużej. Na przykład aż do wieczornego koncertu szantowego.
Moi goście chwalili przede wszystkim zupełnie przyzwoitą jakość często oryginalnych (kłania się rosół i pierogi z gęsi) dań i ceny jeziorowe raczej niż morskie. Po powrocie na łono miasteczka odwiedziłem „Zaułek” w większym towarzystwie kilka razy i zawsze znalazło się dla każdego coś smacznego. Teraz zaś po zamknięciu restauracji korzystam z dań na wynos i nadal sobie chwalę. Szczególnie, że pierwsze doświadczenie z takimi zakupami miałem ekstremalne. Wnuczka zażyczyła sobie na podwieczorek pizzę hawajską z oliwkami, więc jako porządny dziadek do towarzystwa poprosiłem o pepperoni.
Obie średnie zresztą. „Toscana” była ciągle zajęta, więc przedzwoniłem do innej, podobno niezłej pizzerii i już po pół godzinie miałem transport pod domem. Za marnych 73 złote (cena w pełni oceaniczna!) dostaliśmy dwa rozłażące się placki ciasta z byle czym na wierzchu, że o braku oliwek nie wspomnę. Brrrr! Nawet wszystkożerna wnuczka zmęczyła dwa kawałki, a reszta wylądowała w koszu. Z usług tej pizzerii już na pewno więcej nie skorzystam. Za to do „Niebieskiego Zaułka” wracam chętnie i często. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu parę osób akurat głodnych sięgnie po telefon i zamówi coś smacznego. Mamy przecież do wyboru do koloru przynajmniej kilkanaście fajnych miejsc, a o gustach się nie dyskutuje. Wystarczy dobrych rzeczy dla wszystkich.
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
Po pierwsze to widać jaja wodka tfu napój spirytusowy jest na zdjęciu. Po drugie małpki ludzie kupują z...biedy i dla wygody i z innych względów. Na dużą butelkę nie zawsze stać lub się nie uzbiera pod sklepem. Po drugie małpki kupowane są z rana przez spora część pewnej grupy pracowników idących z rana do pracy. Widzę to w sklepach. Może na poprawę humoru, może żeby po kryjomu potem zapić swoje smutki albo ciężka prace. Poza tym malpke można łatwo przemycić i potem w przysłowiowych krzakach lub kibelku skonsumować. Pewnie gdyby władza nie udawała ze walczy z alkoholizmem (patrz nocna prohibicja) to pewnie więcej by dobrego zrobiła gdyby zakazano w ogóle małpek. Walka z alkoholem jest tylko na pokaz. Tak naprawdę każdemu rządowi gdzieś tam w głębi zależy żeby tego napoju spożywać dużo bo to gigantyczne wpływy do budżetu. Kiedyś ludzie oburzyli się pamiętam na prezesa bo rzekł coś o pijących kobietach. Było oburzenie itp. Prawda jest jednak taka ze robiąc zakupy widzę że kobiety naprawdę kupują bardzo dużo alkoholu nie mniej niż faceci. Kupują fardzo dużo win, wódki do tego soków itp. I mlode i w średnim wieku. Nie pije tylko przysłowiowy alkoholik ale po prostu młodzi sporo piją tylko oburzają się gdy ta prawda do nich dociera. Moze tez zapijaja smutki, moze to robia dla rozrywki ale uwierzmy, że jako naród dużo pijemy. Proszę popytać się po prostu pań przy kasach w sklepie. One to wiedzą najlepiej.
Jan
2025-12-03 20:39:14
Sam gnaj do podstawówki, skoro tak za nią tęsknisz. Trzeba było uważać na lekcjach a nie spać, było chodzić do szkoły, a nie wagarować i nie byłoby tych emocji dziś.
Polak do Śmieszka
2025-12-03 10:10:01
Do Polaka: właśnie - wzajemnie! Jednak nauki z podstawówki by się przydały.
Śmieszek
2025-12-02 23:35:17
Na to pieniądze są a na kanalizacje niema brawo radni
2025-12-02 15:01:40
Zamiast rogatek i świateł zamontować monitoring.Będą wtedy kierujący widzieli znak drogowy pionowy STOP.
kozaostra
2025-12-02 10:34:00
zaraz historia przed 1945 to szwabska historia i niech szwaby sobie ją zabierają.
Marcel
2025-12-02 10:13:48
Śmieszek nie ośmieszaj się!
Polak
2025-12-01 09:16:04
Bzdury pan piszesz jest znak stop widoczność nie jest zła a ta ciuchaja może raz na dwie godziny przejedzie ludzie olewają i nie patrzą
Wąski
2025-11-30 20:22:44
Wróć do szkoły podstawowej - tam się dowiesz co to są Ziemie Odzyskane. Więcej nie ma co pisać.
Śmieszek
2025-11-30 18:55:17
Co to ma być ,lodowisko bez lodu a środa ?
Stanley
2025-11-30 14:34:32