Poniedziałek, 4 Sierpień
Imieniny: Augustyna, Kamelii, Lidii -

Reklama


Reklama

Oddolnie o JOW-ach


 

Jego wykonawcą będą ci, którzy pójdą do urn i ostatecznie zadecydują o tym, czy JOW-y staną się polską rzeczywistością. Nie da się ocenić, czy JOW-y mają więcej zwolenników czy przeciwników. Ci pierwsi próbują forsować swoje przekonania na wiele sposobów. W Szczytnie...


  • Data:

 

Jego wykonawcą będą ci, którzy pójdą do urn i ostatecznie zadecydują o tym, czy JOW-y staną się polską rzeczywistością. Nie da się ocenić, czy JOW-y mają więcej zwolenników czy przeciwników. Ci pierwsi próbują forsować swoje przekonania na wiele sposobów. W Szczytnie na przykład odbyło się kilka różnych spotkań informacyjnych, a ci, którzy agitują za JOW-ami utworzyli niesformalizowaną grupę, na koordynatora działań typując Pawła Krassowskiego. Z nim właśnie rozmawiamy o JOW-ach i nadchodzącym referendum.

 

 

Choć kwestia to ważna, a może nawet i aktualnie najważniejsza, odczuwa się w ogólnokrajowych publikatorach dziwną wstrzemięźliwość propagandową. „Ekranowi” politycy – zdaje się – reprezentują w tej sprawie stanowisko historycznie zwane „wałęsowskim” czyli: jestem za, a nawet przeciw. Publicyści i spora część dziennikarzy profilaktycznie milczą, a w nielicznych publikacjach czy audycjach częściej straszy się JOW-ami jak w średniowieczu diabłem. Ogólnie jednak, choć do 6 września, zostało już bardzo niewiele czasu, o JOW-ach jest stanowczo za cicho. Dlaczego?

 

 

Ponieważ wszystkie partie polityczne w Polsce (od lewa do prawa) boją się stracić swoją autonomię. Establishment przestraszył się młodych ludzi, którzy poparli w 70% postulat wprowadzenia 460 jednomandatowych okręgów wyborczych, głoszony w wyborach prezydenckich przez Pawła Kukiza. Strach to uzasadniony. Ważne, społeczne zrywy w znakomitej większości inicjowali młodzi ludzie. Te, które nie prowadziły do radykalnych reform, i tak wpływały jednak na zmiany w polityce państwa. Młodzi te zmiany wymuszali. I prędzej czy później one następowały. Taki był ostatecznie efekt marca 68 czy sierpnia 80. Dlatego o JOW-ach teraz się milczy, o referendum właściwie też albo wręcz podważa się jego zasadność. Uczestniczą w tym milczeniu również wszystkie główne media, bez różnic w sympatiach politycznych: od „Gazety Wyborczej” po „Gazetę Polską”, jak i główne media internetowe „Wirtualna Polska” i „niezalezna.pl”. Establishmentowi nie zależy na tym, by oddać obywatelom władzę, którą zawładnęli po 1989 roku.

 

 

Czy chodzi jedynie o JOW? O co właściwie chodzi w tym referendum?

 

Pierwsze pytanie dotyczy przywrócenia równych praw do kandydowania dla wszystkich obywateli, niezależnie, czy są popierani przez partie, czy startują samodzielnie. W obecnym systemie to liderzy partyjni decydują, czy ktoś może kandydować, czy nie. Skutkuje to brakiem odpowiedzialności posłów przed wyborcami. O ile na pierwsze pytanie dotyczące wprowadzenia JOW-ów w wyborach do Sejmu RP odpowiedź może być w miarę jednoznaczna „tak” lub „nie” (diabeł zawsze tkwi w szczegółach) o tyle kolejne pytania budzą moje wątpliwości. Pytanie drugie "Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?" Nie jest to jednak jasno postawione pytanie. Wydawać by się mogło, że odpowiedź negatywna zakończy finansowanie partii z budżetu państwa. Nie ma jednak gwarancji, że odpowiadając na „nie”, nie spowodujemy jedynie zmian sposobu finansowania partii z budżetu.


Reklama

Pytanie trzecie brzmi: "Czy jest Pan/Pani za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?" Trudno zrozumieć cel zadawania tego pytania w momencie, kiedy Sejm prowadzi już prace nad nowelizacją ordynacji podatkowej.

 

Dlaczego duże partie boją się JOW i właściwie nie robią nic, aby przypominać Polakom o zbliżającym się referendum?

 

To proste. Dzisiejsza ordynacja proporcjonalna blokuje obywatelom kandydowanie do Sejmu bez poparcia partii politycznych. Tylko ludzie związani z partiami politycznymi mogą kandydować do Sejmu o ile wcześniej otrzymają namaszczenie kierownictwa partii. To uniemożliwia start kandydatom niezależnym, choćby mieli poparcie w swojej lokalnej społeczności i cieszyli się w niej pełnym zaufaniem. Utrudnia to budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Skoro posłowie nie są odpowiedzialni przed swoimi wyborcami, to wyborcy słusznie mają poczucie, że niewiele od nich zależy. Prowadzi to do naturalnego spadku aktywności obywatelskiej i traktowania polityki jako zajęcia „brudnego” i szkodliwego.

JOW to najprostszy sposób wybierania parlamentarzystów, zwycięzcą zostaje osoba, która uzyskała najwięcej głosów. Jednomandatowe okręgi wyborcze mają absolutnie tę przewagę nad partiokracją, że tworzą relację między wyborcą, a wybieranym deputowanym, posłem czy senatorem. Co prawda w dziedzinie polityki nie sposób stwierdzić, że jedno rozwiązanie jest zawsze lepsze niż inne, jednak dzięki JOW-om jest szansa na wprowadzenie posłów odpowiedzialnych przed wyborcami, a nie kierownictwem partii.

 

Koszt referendum jest dość wysoki, ale z drugiej strony to, co robi rząd i nasi politycy, to zabijanie demokracji, bo robią niemal wszystko, aby takie referenda nic nie znaczyły...

 

Trudno się z tym nie zgodzić, jednak czy jest jakiś inny pokojowy sposób na przywrócenie państwa obywatelom? Na cztery ogólnokrajowe referenda, które odbyły się w III RP, tylko jedno osiągnęło frekwencję na poziomie 58,85% i było wiążące. Kosztowało ponad 80 mln zł i trwało dwa dni. Było to referendum dotyczące wstąpienia do Unii Europejskiej, poprzedzone ogromną, kilkumiesięczną akcją propagandową, w którą zaangażowane były niemal wszystkie obozy partyjne, co za tym idzie również i media, dlatego osiągnięto taki wynik.

Uzyskanie tak wysokiej frekwencji w niedzielę, 6 września, będzie niesłychanie trudne, wręcz niemożliwe. Problemem nie są wyłącznie nieprecyzyjnie postawione pytania, ale brak merytorycznej dyskusji. Potrzeba debat, prelekcji, spotkań i uświadomienia obywateli czym są JOW-y, co za tym idzie potrzeba czasu na zaznajomienie się z tematem. Dodatkowo zaplanowana na okres wakacyjno-urlopowy akcja referendalna nie dotrze do wszystkich obywateli. Samo głosowanie zaplanowano na początek września, moment kiedy zaczynamy nowy rok szkolny i nasza uwaga skupiona jest na innych sprawach. W końcu 6 września dla studenta, który najbardziej zainteresowany jest tematem zmian to jeszcze wakacje. Referendum będzie wiążące, jeżeli weźmie w nim udział ponad połowa uprawnionych do głosowania, a to jest przy tych uwarunkowaniach nierealne. Fiasko frekwencji pozwoli powiedzieć ustami establishmentu, że Polakom nie zależy na wprowadzeniu państwa obywatelskiego.

Reklama

 

Jak sytuacja wygląda w naszym powiecie? Czy są osoby, które informują i zachęcają do wzięcia udziału w referendum?

 

W każdą niedzielę w godzinach od 12.00 do 13.00 odbywa się w całej Polsce akcja "Niedziela dla JOW", w której uczestniczy również Szczycieński Obywatelski Komitet Referendalny. Media milczą na temat referendum, a zwłaszcza JOW–ów, bo to temat niewygodny dla obecnego systemu partyjnego, zatem wychodzimy na ulicę z broszurami przekonując do jednomandatowych okręgów wyborczych angażując swój czas i prywatne pieniądze. Zapraszam do wsparcia naszej akcji referendalnej poprzez stronę www.ruchjow.pl oraz polubienie naszej strony na FB Obywatelskie Komitety Referendalne warmińsko-mazurskie.



Komentarze do artykułu

Napisz

To też może Cię zainteresować

Reklama


Komentarze

Reklama