Wtorek, 16 Kwiecień
Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina -

Reklama


Reklama

MYŚLIWSKIE WSPOMINKI – Ludwika Narewskiego


Zbliża kres roku. W moim wieku (lat 80 ze sporym hakiem), często i chętnie wraca się do przeszłości. Mija właśnie dokładnie 60 lat od mojego pierwszego polowania zbiorowego na zające – szaraki w kole łowieckim Sokół w Szczytnie.


  • Data:

Członkiem Polskiego Związku Łowieckiego zostałem 6 czerwca 1961 roku, ale zadecydował o tym inny dzień, wrześniowy, rok wcześniej i spotkanie z Janem Kapuściakiem - członkiem Zarządu Koła Sokół, pracownikiem Nadleśnictwa Korpele. Pewnego wrześniowego dnia kolega Jan pojawił się na terenie mojego zakładu w Janowie ze strzelonym dzikiem prosząc o pomoc w jego wypatroszeniu. Zgodziłem się chętnie, bo – ku zdziwieniu Jana – nie była to dla mnie nowość, tę czynność robiłem wiele razy, tyle że nie w odniesieniu do dzików, a tuczników hodowlanych. Nasza rozmowa i wspólna praca zakończyła się propozycją z jego strony – abym został członkiem Koła Łowieckiego Sokół w Szczytnie – tak też się stało.W kole tym polowałem przez 35 lat.

 

Jednak mój pierwszy kontakt z łowiectwem miał miejsce znacznie wcześniej: 78 lat temu. Był to rok 1943, zima (jak pod Stalingradem) śnieżna i mroźna. Stałem wraz z bratem przy stodole i obserwowałem polowanie niemieckich myśliwych na zające. Gospodarstwo moich rodziców, położone na wschód od Rypina w rejonie Skrwilna, znalazło się w środku kotła obejmującego dwie sąsiednie wsie. Nie przygladałiśmy się Niemcom zbyt długo, bo śruty, odbijające się od desek stodoły zmusiły na nas do ucieczki. To polowanie śniło mi się przez wiele nocy, jest zakodowane w mojej pamięci do dziś i to chyba ono było głównym powodem, że sporo lat później przyjąłem propozycję Jana, a łowiectwo stało się drugą moją „miłością” życia.

 

To pierwsze zbiorowen polowanie, w którym uczestniczyłem już jako myśliwy, odbywało się w obecności ówczesnego łowczego okręgowego Adama Łempickiego, również członka „Sokoła”. Było ono dla mnie prawdziwą szkołą etyki i szlachetności łowieckiej. Tych walorów nauczyli mnie głównie obaj wspomniani koledzy. Obaj już, niestety, nie żyją. Adam Łempicki spoczywa na szczycieńskim cmentarzu.

 

Podczas tegorocznej wędrówki cmentarnymi alejkami odwiedziłem wiele miejsc spoczynku moich przyjaciół, kolegów, znajomych, towarzyszy pracy i sąsiadów. Wracając zmęczony, ponownie siadłem na ławeczce przy grobie członków rodziny mojej żony, w miejscu obok śp. Adama Łempickiego. W głębokiej zadumie, odtworzyłem możliwie dokładnie najważniejsze zdarzenia z przebytej drogi życiowej, poświęcając także wspomnienia o najbliższych.

 

Spoglądając na epitafium Adama przywołałem w pamięci pierwsze dni spotkania z Nim – to przecież minęło już 60 lat, to często całe życie. Mimo upływu tylu lat bogata historię Adama Łempickiego pamiętam doskonale. Warto ją opowiedzieć, bo był to nietuzinkowy człowiek.


Reklama

 

Pochodził z bogatej rodziny ziemiańskiej, urodził się w Łempicach k. Łomży. Po skończeniu szkoły wojskowej w randze porucznika bierze udział w początkowych walkach II wojny światowej. Po ucieczce z niewoli niemieckiej organizuje ruch oporu, jednak bardzo szybko po zajęciu ziem polskich przez wschodniego okupanta (ZSRR) znów dostaje się do niewoli.

 

W obozie jenieckim przebywał do czasu organizacji armii polskiej przez generała Władysława Andersa. Z nowym wojskiem przeszedł trudną drogę, docierając do Iranu. W 1944 roku, w randze kapitana, dowodził kompania w bitwie o Monte Cassino. Został tam ciężko ranny. Po przebytej rehabilitacji w Wielkiej Brytanii, w 1947 roku wrócił do Polski. Początkowo mieszkał w Piszu, a na początku lat 50. przybył do Szczytna, gdzie kontynuował swoją myśliwską karierę.

 

Został członkiem Koła Sokół i pracował z Zarządzie Wojewódzkim PZŁ jako instruktor. Nie były to dla niego łatwe lata, bowiem za udział w wojsku gen. Andersa był szykanowany i nieustannie grożono mu odebraniem pozwolenia na broń. Po „odwilży” w 1956 roku, sytuacja polityczna w kraju uległa złagodzeniu, co pozwoliło Adamowi na stabilizację. W tym też roku Mazurska Okręgowa Rada Łowiecka powierzyła Adamowi Łempickiemu funkcję łowczego wojewódzkiego, którą pełnił do czasu przejścia na emeryturę tj. do 1974 roku.

 

Wiele zdziałał dla łowiectwa przez te 18 lat pracy. Myślistwo zaczęło być pozytywnie postrzegane we wszystkich instytucjach politycznych i gospodarczych istniejących w tym czasie na Warmii i Mazurach. Niezłomna i etyczna postawa Adama wpłynęła na ogromny szacunek do niego i dla jego działań organizacyjnych w łowiectwie.

 

Jego wojenne losy i praca w czas pokoju zostały uhonorowane wieloma odznaczeniami. Wojenne, to „Gwiazda Italii”, brytyjskie „Military Cross”, polskie – Krzyże Kawalerski i Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Jako działacz PZŁ otrzymał także bodaj wszystkie myśliwskie wyróżnienia, ze Złomem włącznie. Adam Łempicki odszedł na wieczną zbiórkę do „Krainy Wiecznych Łowów” w 1991 roku w wieku osiemdziesięciu czterech lat.

 

Tegoroczny mój spacer po szczycieńskiej nekropolii to nie tylko wspomnienia o Janie i Adamie. Zatrzymałem się obok spoczywających mi innych bliskich osobach, Zapaliłem znicze na grobach księży: Władysława Łaniewskiego i Roberta Dziewiatowskiego – proboszczów parafii p.w. Św. Stanisława Kostki. Stojąc przy ich mogiłach, wróciłem do wspomnień o ks. kapelanie myśliwych Wiesławie Kropiewnickim, proboszczu parafii Targowo, który był członkiem koła Ryś Dźwierzuty.

Reklama

 

Odszedł do wieczności 8 maja 2007 roku. Uroczyście pożegnany przez kolegów z koła i najbliższych przyjaciół – spoczął na cmentarzu w Kętrzynie – w ostatniej jego drodze także uczestniczyłem. W moich wspomnieniach nie zabrakło też miejsca dla innych księży z naszego powiatu, z którymi przyszło się już rozstać.

 

Po dniach wspomnień o tych, którzy już odeszli, nastał dzień imienin patrona myśliwych – św. Huberta. Dzień, w którym tradycyjnie honoruje się tych wszystkich, którzy wciąż jeszcze działają na rzecz polskiego łowiectwa, przynosząc chlubę nam wszystkim. Podczas wojewódzkich uroczystości koledga Ryszard Kozon z koła Sokół otrzymał „Złom”, a Janusz Raczyński - Złoty Medal Zasługi Łowieckiej. W tym roku miałem także przyjemność udekorować „Złomem” – zasłużonego działacza łowieckiego i samorządu rolniczego - Romualda Tańskiego, członka koła „Knieja” w Szczytnie.

 

Pierwsze dni tegorocznego listopada, pełne dla mnie wrażeń i osobistych przeżyć, zmusiły do głębszych refleksji. Wszyscy wymienieni byli prawdziwymi demokratami. Siedząc przy stole, czasem po przeciwnych stronach, byliśmy dla siebie bliscy, traktowaliśmy siebie nawzajem z szacunkiem. Dziś tego szacunku, głównie wśród elit politycznych, jest niewiele albo wcale. Nie potrafię tego pojąć. Dlaczego łamiemy wszystkie wartości składające się na bycie dobrym, mądrym i przyzwoitym człowiekiem, tracimy szczerość polityczną, pokazujemy, że nasze zasoby mądrości w ostatnim czasie bardzo zubożały?

 

Zbliżam się do „dziewięćdziesiątki” i zdaję sobie sprawę z tego, że jestem już u schyłku swego życia. I jest mi bardzo smutno, że doczekałem czasu, w którym mądrość przychodzi nam po dramatycznej szkodzie. Nie sądziłem, podobnie jak moi bliscy koledzy, których odwiedziłem spoczywających w wieczności, że z nadziei na budowanie pięknej przyszłości dla przyszłych pokoleń po zmianach, jaka się zrodziła w 1989 roku, tak niewiele pozostało...

 

Ludwik Narewski



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama