Miejski ratusz, w tym burmistrz Szczytna Krzysztof Mańkowski, po raz kolejny naraża się rodzicom dzieci uczęszczających do niepublicznego Przedszkola Pod Topolą. Placówka od września ma być miejska. Ale może okazać się, że nie zacznie działać w terminie, bo samorząd nie może porozumieć się z obecną dyrektor co do przejęcia wyposażenia. - Czuję się oszukana i zmanipulowana - mówi Bożenna Mikielewicz, dyrektor niepublicznego przedszkola. - Chciałam iść miastu na rękę, a teraz mogę mieć przez to dodatkowe kłopoty – dodaje. - Przykro jest mi patrzeć, jak po tylu latach, pan burmistrz gra mną, rodzicami, dziećmi i całym przedszkolem. To nieuczciwe.
Bożenna Mikielewicz Niepubliczne Przedszkole Pod Topolą prowadzi od 31 lat, od 1992 roku.
- A od 1977 roku pracuję w tej placówce – wspomina. - To ja, gdy ówczesne władze miasta likwidowały to przedszkole, przejęłam je. Była to jedna z pierwszych niepublicznych palcówek w kraju. Całe swoje życie poświeciłam dzieciom i temu miastu. Bo zawsze były one dla mnie najważniejsze. Teraz też tak jest, dlatego podpisałam porozumienie z miastem i zgodziłam się oddać budynek już 7 sierpnia, by samorząd miał czas na uruchomienie tej placówki od 1 września, aby dzieci miały gdzie wrócić, a ich rodzice byli tego pewni.
Powody przedszkolnych zmian
To efekt modernizacji sieci przedszkolnej i żłobkowej, a że budynek niepublicznej placówki jest własnością komunalną, więc miasto zażądało zwrotu. Już na początku nie obyło się bez wielkich emocji, bo rodzice nie chcieli się zgodzić na likwidację placówki i przejecie jej przez miasto. Mimo ostrych protestów miasto wypowiedziało umowę dzierżawy budynku obecnej dyrektor.
- To już przełknęłam, choć i tak było to nieeleganckie zachowanie – przyznaje dyrektor Mikielewicz. - Podczas spotkania z rodzicami burmistrz mówił, że dzieci wrócą do tego samego przedszkola, do tych samych ławek, zabawek, że dla nich nic się nie zmieni poza organem prowadzącym. Łudziłam się, że tak będzie. Burmistrz kazał mi zrobić inwentaryzację, wycenić wyposażenie i przedstawić swoją cenę za to. Tak zrobiłam.
Liczyła na łagodne przejęcie
Dyrektor Mikielewicz licząc, że wszystko pójdzie już łagodnie, podpisała porozumienie z Zakładem Gospodarki Komunalnej, że budynek przekaże do 7 sierpnia, choć umowę dzierżawy ma do 31.
- Poszłam miastu na rękę, aby był czas na przygotowanie placówki na 1 września – mówi. - Kilka dni temu okazało się jednak, że miasto nie chce odkupić wyposażenia. Nikt nie podjął nawet rozmów ze mną w sprawie ceny, mimo że burmistrz powiedział, abym dała swoją cenę, on da swoją i spotkamy się gdzieś po środku, aby każda ze stron był zadowolona. Jestem w szoku, bo teraz nie zdążę opróżnić pomieszczeń na czas – mówi ze łzami w oczach. - Część rzeczy wystawiłam już do sprzedaży, zainteresowanie jest, ale nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Na razie przyjęłam jedynie rezerwacje, nie sprzedaję, bo wciąż łudzę się, że miasto odkupi wyposażenie. Jest w doskonałym stanie z atestami. Zawsze kupowaliśmy to, co najlepsze dla naszych dzieciaków.
Miasto nie chce wyposażenia
To 6 w pełni wyposażonych sal, szatnie, kuchnia, biblioteka, kancelaria, gabinet logopedyczny, plac zabaw...
Miasto wycenę dostało 15 czerwca. Przedszkole w międzyczasie zwiedziła komisja złożona między innymi z przedstawiciel przedszkola Promyczek, które ma przejąć obiekt.
- I była cisza do 20 lipca – mówi zasmucona dyrektor Mikielewicz. - 20 lipca pan burmistrz z naczelnikiem przyszli o 9:30 i poinformowano mnie, że miasto jednak nie odkupi wyposażenia, bo cena jest za wysoka, że są jakieś problemy, przeszkody administracyjne. Gdy powiedziałem, że cenę można negocjować, to zostało pominięte milczeniem. I tyle. Tego samego dnia o g.14 dostałam oficjalne pismo podobnej treści.
Dyrektor dziwi się decyzjom władz, bo postawienie tak sprawy oznacza, że miasto nie zdąży z otwarciem placówki na 1 września.
- Przetargi przecież trwają – mówi. - Poza tym rozmowy były inne. Mam wrażenie, że burmistrzowi sprawia dużo satysfakcji odgrywanie się na osobach, które nie zawsze myślą podobnie, jak on. To bardzo przykre, bo po tylu latach pracy nie zasłużyłam na takie traktowanie. Inaczej nie mogę o tym myśleć, bo tak czuję. Mam wrażenie, że to odwet za to, że rodzice i ja walczyliśmy o nasze przedszkole – dodaje.
Burmistrz bierze na siebie
Burmistrz Krzysztof Mańkowski sprawę widzi nieco inaczej.
- Pół miliona złotych za stare rzeczy to zdecydowanie za dużo i nie ma tu żadnego innego dna – mówi wprost. - Wycenę mieliśmy dostać już w maju, gdyby tak się stało, dziś tego kłopotu nie byłoby. Zrobiłem spotkanie z dyrektorkami miejskich przedszkoli i one wyliczyły, że wyposażyć w nowe rzeczy przedszkole można za 120-130 tys. zł. Sprawdziły też, czy do 1 września możemy kupić i wyposażyć placówkę. Moim celem jest uruchomienie przedszkola na 1 września i to będę robił. Jeśli pani dyrektor będzie miała problem z wyniesieniem starych rzeczy to dam miejsce i pracowników, aby jej w tym pomogli. Rzeczywiście, były rozmowy mówiące o tym, że jesteśmy skłonni odkupić wyposażenie, że ona poda swoją, my swoją i spotkamy się w połowie drogi, ale cena miała być rozsądna, a pół miliona to jednak przesada. Nigdy nie byłem sam przy tych rozmowach, bo był ze mną zawsze pan naczelnik, a pani dyrektor miała swoją zastępczynię. Rozmawiałem uczciwie. Dziwię się, że tak doświadczony dyrektor, jakim bez wątpienia jest pani Mikielewicz, która wiedziała od ponad pół roku, że budynek musi opuścić, idzie teraz do prasy i mówi, jaki to jestem zły. Wystarczyłby telefon z rozsądną ceną i przystąpilibyśmy do dalszych rozmów. Ale trudno, biorę to na klatę, bo nie mam innego wyjścia.
Rodzice znowu w emocjach
Całemu zamieszaniu ponownie przyglądają się rodzice dzieci chcących nadal uczęszczać to tego przedszkola, choć już po innym zarządem, miejskim.
- To jakiś cyrk – mówią oburzeni. - Wszystko dzieje się nad głowami naszych dzieci i nas, a przecież sprawa najbardziej nas dotyka. Byliśmy na spotkaniu, na którym pan burmistrz powiedział wprost, że nasze dzieci wrócą do tego samego przedszkola, tych samych mebli, pań... że zmieni się tylko organ prowadzący. Dlaczego teraz się z tego wycofuje, po co to kolejne zamieszanie, emocje?
- Rzeczywiście te słowa padły – przyznaje burmistrz. - I tak miało być, ale przedstawiona przez panią dyrektor cena za odkupienie używanego wyposażenia jest kosmiczna. Bądźmy rozsądni. Podchodźmy do sprawy uczciwie – dodaje.
- Jestem uczciwa i rozsądna – odpowiada dyrektor Mikielewicz. - Ale mam wrażenie, że pan burmistrz robi wszystko, aby mnie upokorzyć. Zrobiłam wszystko, czego ode mnie zażądał, aby dzieci miały swoje przedszkole. Ale okazuje się, że to wciąż ja jestem ta zła. Mam wrażanie, że burmistrzowi dużo satysfakcji sprawia zadanie mi bólu. Naprawdę nie zasłużyłam na to.
KrytykaKrytyczna
Problem na wiosnę zniknie, gwarantuję
Jan
Taka doświadczona a się dała zrobić jak wyborcy PSL u
Rafał
A może wspaniałomyślny starosta odkupi sprzęt na poczet budowy własnego przedszkola.
Rodzic
Burmistrz Mańkowski nie dotrzymał słowa. Publicznie deklarował przejęcie całego przedszkola wraz z wyposażeniem i teraz się z tego wycofuje. I jeszcze zwala winę na innych, żenujące
lena
Po tylu niedotrzymanych obietnicach ze strony burmistrza, pani dyrektor uwierzyła p. Mańkowskiemu? Naiwność bywa bardzo bolesna
Beata
A gdzie podział się radny Tomasz Łachacz gdy dzieją tak ważne sprawy on znika? Właściwie tak jak na sesjach gdzie podczas ważnych głosowań potrafi się wstrzymać bo go przestaną lubić....