Nie wiem, czy nasi drodzy czytelnicy mają pełną świadomość niecodziennego faktu, że oto trzymają w rękach i czytają jubileuszowy numer „Tygodnika Szczytno”. To zaiste piękny jubileusz naszej redakcji, bo przygotowała i opublikowała do tej pory osiemset numerów naszego pisma! Zatem serdeczne gratulacje i najlepsze życzenia dla Naczelnego, naszych dzielnych dziennikarzy, a także dla stałych współpracowników, do których mam zaszczyt się zaliczać i to od ponad 6 lat – jak ten czas leci!
Skoro pisałem co roku regularnie ok. 50 felietonów, więc uzbierało się ich razem około 300 tekstów. Mam zachowane wycinki ze wszystkich numerów – niezła kolekcja! A więc nieskromnie świętuję przy okazji swój skromny jubileusz. Dzięki temu moje pióro - póki co - nie rdzewieje, a przy tym mam nadzieję, że ktoś te teksty czyta i ma okazję porozmyślać razem ze mną na różne i zazwyczaj poważniejsze tematy.
A skoro o jubileuszach mowa, to chciałbym pochwalić się moją pierwszą, jedyną i najlepszą żoną, która pod koniec ubiegłego tygodnia obchodziła swoje kolejne urodziny, co oznacza, że wytrzymała ze mną kolejny rok swojego owocnego i aktywnego życia. Jej konsekwencja w tej materii jest godna pochwały, wszak znamy się od ponad 50 lat, a małżeństwem jesteśmy już 45 lat.
Znowu mały jubileusz, ale skoro ten felieton jest jubileuszowy, więc jego treść musi być adekwatna do tytułu. Tym bardziej, że w najbliższą sobotę 4 listopada moja żona Ewa będzie obchodziła jubileusz 50-lecia swojego chrztu, kiedy to jako młoda, ale świadoma swoich decyzji i przeżyć z Bogiem dziewczyna ślubowała Mu wierność i powierzyła swoje przyszłe życie w ręce Jezusa Chrystusa jako swojego osobistego Zbawiciela i Pana.
Byłem świadkiem jej chrztu wiary przez zanurzenie w wodzie, który odbył się w czasie niedzielnego nabożeństwa dnia 4 listopada 1973 roku, w baptysterium Zboru Kościoła Chrześcijan Baptystów w Warszawie przy ulicy Waliców 25. Było to w czasie drugiego roku mojego pobytu w stolicy z racji moich studiów na Uniwersytecie Warszawskim. W czasie tego uroczystego nabożeństwa połączonego z aktem chrztu wiary, śpiewałem już w chórze zborowym, lecz nie wiedziałem jeszcze wtedy, że ta młoda i wierząca dziewczyna stanie się za pięć lat moją żoną.
Ale – co ciekawe – razem z nią przyjmowały chrzest inne osoby, a dwie z nich chciałbym wspomnieć szczególnie. Pierwsza to Anna, która kilka lat później była moją koleżanką na studiach w Baptystycznym Seminarium Teologicznym w Warszawie. Potem wyszła za mąż za Amerykanina, który porwał ją do Stanów Zjednoczonych. Tam, po wielu latach, jej mąż został rektorem Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Kansas City, a Anna została szacowną damą i rektorową. Odwiedziliśmy ich w tym czasie i były to piękne chwile wspomnień z dawnych lat, kiedy byliśmy piękni i młodzi. Zaś drugą osobą, która w najbliższą sobotę będzie również obchodzić jubileusz 50-lecia chrztu, jest kolega mojej żony z dzieciństwa i sąsiedztwa, a obecnie Przewodniczący Rady Kościoła Chrześcijan Baptystów w RP – prezbiter Marek Głodek, czyli aktualny zwierzchnik naszego Kościoła Baptystycznego w Polsce.
Dla nas, ludzi ewangelicznie wierzących, którzy przeżyliśmy nowe narodzenie zwane również nawróceniem, wspomnienie chrztu na wyznanie naszej wiary jest czymś w rodzaju duchowego dnia urodzin – tych drugich, czyli duchowych. Doskonale pamiętamy dzień naszego chrztu, bo świadomie i samodzielnie każdy z nas postanowił się ochrzcić i w ten sposób publicznie zamanifestował swoją zbawienną relację z Bogiem. Byliśmy zresztą znowu świadkami tego samego aktu chrztu w naszym kościele w Szczytnie, kiedy w ostatnią niedzielę w naszym baptysterium zostały ochrzczone kolejne trzy osoby.
Dlatego też nie tylko nasz PESEL jest dla nas istotny, a każde urodziny obchodzimy w duchu wdzięczności za nasze doczesne życie na tej ziemi. O wiele ważniejszy jest bowiem nasz staż jako dzieci Bożych, czyli ludzi świadomie oddanych Bogu. To jest nasz „duchowy wiek” – istotniejszy od tego, ile mamy lat. Nie jest tak ważne, ile lat jesteśmy na tej ziemi, bo o wiele ważniejsze jest to, ile z tych lat przeżyłem świadomie z Bogiem, pod Jego wpływem i kierownictwem.
Dlatego też szczególną wdzięczność odczuwam osobiście za te wszystkie lata mojego życia, które dotychczas przeżyłem z Bogiem. Jest On moim Ojcem, który prowadzi mnie aż dotąd i sprawia, że moje życie ma sens, wartość i znaczenie nie tylko w Jego oczach, ale także w życiu tych, na których mogę mieć wpływ i którym mogę pomagać w procesie dochodzenia do duchowej dojrzałości. Choć fizycznie należę do pokolenia 70+, to jednak jestem duchowym 50+. W tych cyfrach zawierają się moje dwie biografie: ta fizyczna i ta duchowa.
W tym kontekście rodzi się pytanie: czy ty – drogi czytelniku – masz tylko jedną biografię i jeden dzień urodzin, czy też masz dwie biografie i dwie daty urodzin? Tak jak wszyscy ci, którzy narodzili się po raz drugi, czyli duchowo, by żyć na tej ziemi nie tylko dla siebie, ale także dla chwały Bożej. Warto o tym pomyśleć, może choćby dlatego, że napisałem wam o tym w jubileuszowym, osiemsetnym numerze naszego Tygodnika. Przyjemnej lektury!
Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com
Xristoforos
Smęcisz strasznie, Andrzeju. Zacznij dbać o jakość, nie ilość.