Piątek, 24 Październik
Imieniny: Edwarda, Marleny, Seweryna -

Reklama


Reklama

Ewa Gimerska zamieniła garnki na karabin (zdjęcia)


Siłownia Pod Rywalem wyrasta na kuźnię talentów w sportach siłowych. W ślady Zbigniewa Stakuna poszła Ewa Gimerska. To 42-latka, która wywróciła całe swoje życie do góry nogami. Przez 14 lat pracowała na kuchni w Domu Dziecka. Zrezygnowała z tej pracy i została... żołnierką. - W podjęciu tej decyzji pomógł mi sport – mówi wprost. - A dokładnie wyciskanie sztangi leżąc oraz niesamowita atmosfera na siłowni, gdzie trenuję. Ludzie z siłowni, na których zawsze można polegać. Wspierają, motywują. Przy takich przyjaciołach nie ma rzeczy niemożliwych.


  • Data:

Jest pani szczytnianką?

 

Od urodzenia. Ale obecnie mieszkam w Nowym Gizewie.

 

Sporty siłowe w wykonaniu kobiety to wciąż budzą ciekawość...

 

(śmiech) Możliwe, ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo coraz więcej kobiet uprawia ten sport.

 

Kiedy po raz pierwszy przyszła pani na siłownię?

 

Nie pamiętam. Siłownię Pod Rywalem odwiedziłam po raz pierwszy już jako nastolatka, ale wtedy był to kilkumiesięczny incydent (śmiech). Systematycznie trenuję od około 10 lat. Jest to moja pierwsza i ostatnia siłownia. Bo najlepsza. Wyciskaniem sztangi leżąc zaraził mnie major Zbigniew Stakun. Zrobił to na tyle skutecznie, że zaczęłam startować nawet w zawodach. Jest tu niesamowita atmosfera, przyjacielska. Mamy kontakty również poza siłownią. O ten klimat dba Marek, właściciel tego miejsca. Za co bardzo mu dziękuję. Bo mojej sukcesy to też jego sukcesy.

Major Stakun przez lata zajmował się też werbowaniem chętnych do wojska...

 

(śmiech) Mnie też zwerbował. Najpierw do WOT, a od marca jestem już żołnierzem zawodowym w Jednostce Wojskowej w Lipowcu. Ma wybitny dar do przekonywania ludzi do podejmowania trudnych decyzji. Przez niego w wieku 40 lat wywróciłam całe swoje życie do góry nogami.

Całe?

 

Dokładnie tak. Przez ostatnie 14 lat pracowałam w kuchni szczycieńskiego domu dziecka. Naprawdę lubiłam tamtą pracę i wydawało mi się, że zostanę w niej do emerytury. Dzieci też mnie uwielbiały. Gdy dowiedziały się, że odchodzę to było sporo smutku. Cały czas, jak mijają mnie gdzieś na mieście, to mówią: dzień dobry pani Ewo. Bywa, że nawet pod siłownię przychodziły. To naprawdę była miła praca. Ale obecną też lubię, choć jest całkowicie inna. Nie gotuję tam (śmiech). A i o dzieciach z domu dziecka nie zapominam, bo na przykład zorganizowałam w jednostce zbiórkę na rzecz domu dziecka w Szczytnie.

 

 

Najpierw były jednak Wojska Obrony Terytorialnej, tak?

 

Tak, bo musiałam zrobić najpierw ten mały krok. Okazało się, że mundur to jest to coś, czego szukałam przez całe życie. Dlatego zdecydowałam się przejść na zawodowstwo.

 

 

Jak zareagowała rodzina?


Reklama

 

Samotnie wychowuję 12-letnią córkę Łucję. Ona była zadowolona i dumna. Choć czasami narzeka, że rzadziej jestem w domu. Jak byłam w WOT, to nawet mi buty pastowała, abym dobrze wyglądała. Teraz jednak cały sprzęt mam w jednostce, więc już tego nie robi. Ale bardzo lubi, gdy ubieram się w mundur. Cieszy się, że mama się realizuje.

 

Ma pani dużą odwagę, aby w wieku 42 lat rzeczywiście całe życie budować na nowo...

 

Wbrew pozorom to jest dobry czas na takie rzeczy. Ma się dzieci odchowane, doświadczenie życiowe i już wie, czego naprawdę chce się od życia. Owszem, zaryzykowałam. Ale była to ostatnia chwila, aby zmienić coś w swoim życiu. Żołnierzem jestem od marca, czyli dość krótko, ale już wiem, że jest to ta właściwa ścieżka, którą chcę iść.

 

Czy 40-latka może rywalizować w tym zawodzie z 20-latkami?

 

Jeśli pyta pan o sprawność fizyczną, to zdecydowanie tak. Ale być może to zasługa moich treningów na siłowni. Nie miałam najmniejszych problemów, aby zaliczyć sprawnościówkę. Niczym nie odstaję od swoich młodszych kolegów i koleżanek. A nawet jestem sprawniejsza. Ale każdy rozwija się w tym kierunku, który uznaje za słuszny. Młodsi mają po prostu inne pasje, na przykład komputery, informatyka, elektronika. Doskonale się uzupełniamy.

 

Wrócimy do pani osiągnięć sportowych. Kiedy pani zaczęła na poważnie ćwiczyć i startować w zawodach?

 

Cztery lata temu. Pierwszy raz swoich sił spróbowałam podczas zawodów w Szczytnie. Zajęłam tam 3 miejsce. Bardzo mi się to podobało. Potem były zawody w Rudce, potem kolejne i tak poszło. Startuję w kategorii 65 kg, bądź 65 kg plus. W niedzielę wywalczyłam brązowy medal na zawodach w Piszu o puchar burmistrza. Zrobiłam ta swoją życiówkę. Wycisnęłam 65 kg w trzech komendach. Ale taki nieoficjalny mój rekord to 70 kg. Wycisnęłam taki ciężar w siłowni Pod Rywalem właśnie.

 

 

Ma pani jakieś marzenia?

 

Jeśli chodzi o sportowe, to marzę o zajęciu pierwszego miejsca. Bo jak na razie były to 3, 4 lokaty. Ale dodam, że rywalizuje często z zawodniczkami, które są młodsze ode mnie nawet o ponad 20 lat. Marzenie życiowe? Marzę o... marzeniach córki, aby te jej się spełniały, by osiągnęła to, czego pragnie i była szczęśliwa. Marzenie zawodowe, to chciałabym dalej rozwijać się i realizować w wojsku.

 

Córka pójdzie w pani ślady?

 

Za wcześnie, aby takie rzeczy stwierdzić. Chodzi ze mną na siłownię, podgląda, czasami ćwiczy, ale zdecydowanie woli karate. I to nawet nie rywalizację w walkach, a bardziej bezkontaktowe kata.

Reklama

 

Często pani ćwiczy na siłowni?

 

Przed zawodami codziennie. Poza okresem startowym trzy razy w tygodniu. Ważna jest systematyczność. Poza siłownią też biegam. Kupiłam też rolki, aby jeździć z córką. Staram się spędzać z nią jak najwięcej czasu.

 

Kim chciała być mała Ewa, gdy miała 12 lat?

 

Naprawdę nie pamiętam. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Ale od zawsze ciągnęło mnie do munduru. Miałam szacunek do wojska, flagi, patriotyzmu.

 

 

Ma pani jakąś radę dla osób, które chciałyby coś zmienić swoim życiu, ale się tego boją?

 

Czasami po prostu warto porzucić swoje przyzwyczajenia, zostawić to, co było wygodne i bezpieczne i iść po swoje marzenia. Życie na nas nie poczeka. Nie warto odkładać tego na później, bo to później może nie nadejść. Drugiego życia nie będziemy mieli. Czasami naprawdę warto zaryzykować. Jestem tego doskonałym przykładem.

 

 

Czy sporty siłowe, zawód żołnierza są dla kobiet, nie odbierają kobiecości?

 

Zdecydowanie nie. Uwielbiam wysokie obcasy, sukienki. Lubię się wystroić, tak jak każda kobieta. Proszę spojrzeć na moje różowe paznokcie. Dziś są pomalowane idealnie (śmiech). Ale fakt, pracując w wojsku mogę nimi cieszyć się tylko na urlopie. Potem wraca kolor naturalny. Jestem kobietą i nic tego nie zmieni. Ani siłownia, ani wojsko nie ujmują kobiecości. Ale przede wszystkim jestem mamą i z tego jestem najbardziej dumna.

 

 

Pracowała pani w kuchni domu dziecka przez 14 lat więc zapewne ma pani jakieś swoje popisowe dania...

 

Dzieci lubiły spaghetti i zapiekanki z serem. Uwielbiały też mój blok czekoladowy. Gdy dowiedziały się, że odchodzę żaliły się nawet, że już go nie będą jadły.

 

Ale pytam się o popisowe danie, takie, z którego jest pani najbardziej dumna.

 

Gotując staram się dostosować do gustów osób jedzących. Ale chyba najbardziej dumna jestem ze swojego pasztetu z królika. Recepturę tej potrawy rozwijałam przez lata. Według moich znajomych i bliskich jest najlepszy na świecie (śmiech). Lubię też robić kotlety mielone. Taka tradycjonalistka ze mnie.



Komentarze do artykułu

kbkak

A więc do broni , czas zmienić innych na granicy.

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

  • Koniec czekania! Szczytno uruchamia przetarg na odnowienie wieży ciśnień
    włodarze najpierw oddali prawie darmo, a teraz wydadzą 18 mln - mistrzowie zarządzania i gospodarności na skalę światową. No ale kto komu zabroni wydawać lekką ręką nie swoje pieniądze.

    Profesor


    2025-10-22 12:32:08
  • Fafernuchy, wspomnienia i bit z tańcem! Dźwierzuty pokazują, że jesień może być gorąca
    No niby fajnie, ale co to ma wspólnego z Kulturą?

    ciekawa


    2025-10-22 10:06:41
  • Wiesław Mądrzejowski o rewitalizacji, kelnerkach i pokoleniu, które nie widzi koloru skóry
    Mnie się chce, aby nad Wisłą zawitał zdrowy rozsądek! Mnie się chce i hariri i pizzy i kebabu, sajgonek, sushi i tam innych potraw tzw. egzotycznych. Nie wspominając o kiełbaskach z jajkiem na śniadanie, a jeszcze grillowany halumi. A co nie wolno? A skąd się to bierze? Stąd, że ludzie są różnych światów kulturowych i dzielą się z tym, co mają najbardziej smakowite. A my zawsze z tymi pierogami i gołąbkami, a zwłaszcza z bigosem. Co do tych potraw nic nie mam, ale jak mogę w Szczytnie skosztować czegoś ciekawego z innych kultur (aby nie napisać z innych światów) to chętnie! No to tak - aby nie napisać wprost. Pozdrowienia.

    Szczytnianin po podróżach


    2025-10-22 04:12:51
  • Dariusz Szepczyński, przewodniczący Rady Miasta w Wielbarku: - „Opór był zbyt duży”
    Panie Szepczyński, naprawdę czas na trochę wiedzy, zanim zacznie Pan mówić ludziom, że „opór był zbyt duży”. Wielbark to nie pustynia, tylko spokojna, zielona gmina Warmii i Mazur, gdzie ludzie chcą po prostu normalnie żyć. A Pan chciał im postawić jedne z największych wiatraków w Polsce, a może i w całej Europie, dosłownie kilkaset metrów od domów. Proszę nie mówić, że to „czysta energia”. W Niemczech, które przez lata były wzorem zielonej transformacji, farmy wiatrowe są masowo rozbierane. Okazały się mało rentowne, hałaśliwe, niszczące krajobraz i nieprzewidywalne. Produkują prąd tylko wtedy, gdy wieje wiatr,a kiedy nie wieje, sieć musi być zasilana z gazu albo węgla. To nie ekologia, tylko drogi, niestabilny i dotowany interes. Zamiast niszczyć warmińsko-mazurski krajobraz, powinniśmy inwestować w geotermię, biogazownie, fotowoltaikę dachową i małe reaktory jądrowe (SMR). To są źródła energii przyszłości… czyste, przewidywalne i naprawdę opłacalne. A nie wielkie turbiny, które po 15 latach będą bezużyteczne i których łopat nikt nie potrafi zutylizować. Ludzie z Wielbarka mieli rację, protestując. To nie oni potrzebują edukacji to Pan powinien zrozumieć, że Warmia i Mazury to nie przemysłowy poligon dla cudzych interesów, tylko miejsce, gdzie powinno się chronić przyrodę i zdrowie mieszkańców.

    Potok


    2025-10-22 00:42:04
  • Szczytno w sercu, teatr w żyłach. Droga Cezarego Studniaka (Rozmowa „Tygodnika Szczytno”)
    Szkoda, że nie padło pytanie o Huntera. Przez krótki czas był jego członkiem ;)

    NIetzsche


    2025-10-21 17:34:41
  • Pasym, USA i jawa – trzy szczęścia Lucyny Kobylińskiej
    40 lat w samorządzie czyli zero wytworzonej wartości przez całe życie. Rzeczywiście jest czego gratulować

    Dobre


    2025-10-21 16:18:12
  • 100 lat pani Anny z Targowa! 10 dzieci, 25 wnuków i 35 prawnuków – żywa legenda rodziny
    już sie nie wroci, teraz jedno dziecko i psiecko. może 2, 3 wnuki albo żadnego. po co robić dzieci na wojne????

    Marcel


    2025-10-21 11:49:30
  • Szpital w Szczytnie dołącza do programu „Szpitale Przyjazne Wojsku”
    Mnie się zawsze wydawało, że lekarze szpitalni, ale i nie tylko, maja przeszkolenie wojskowe. Chociaż wiadomo, że pole walki się zmienia, o czym świadczą doniesienia lekarzy działających na Ukrainie. Ale to wszystko dobrze. Tylko co z pacjentami cywilnymi? W zasadzie wiadomo, co nas czeka. Szpital w Szczytnie jest wzbogacany o różnego rodzaju sprzęt i możliwości (tomografy, rezonanse, oddział rehabilitacji). Tylko czy będzie to dostępne dla mieszkańca powiatu. Bo to może tylko pod kątem operacji \"W\"? No proszę, aby ktoś na to pytanie odpowiedział. Czy to ma być tylko lazaret? Ja wojsku nic nie żałuję, ale cywile, jako zaplecze wojska też muszą mieć jakieś zabezpieczenie...

    Taki sobie czytelnik


    2025-10-20 20:29:59
  • Klaudiusz Woźniak: - Muzeum to nie przeszłość, tylko rozmowa z przeszłością
    Ale o co chodzi z tym szyldem? Bo nie rozumiem. Czy coś się zmieniło?

    Zdumiony


    2025-10-20 19:17:13
  • GOK + biblioteka pod jednym szyldem? Dyrektor protestuje
    Nareszcie ktoś pomyślał!

    Marek


    2025-10-20 16:38:45

Reklama