Nie jest pan tutejszy?
Nie. Urodziłem się i wychowałem w Wałbrzychu, chociaż mama jest z Brodowych Łąk, za Myszyńcem, więc wszystkie wakacje tu spędzałem i było mi do Mazur dość blisko. Tata był górnikiem. Początkowo chciałem iść w ...
Nie jest pan tutejszy?
Nie. Urodziłem się i wychowałem w Wałbrzychu, chociaż mama jest z Brodowych Łąk, za Myszyńcem, więc wszystkie wakacje tu spędzałem i było mi do Mazur dość blisko. Tata był górnikiem. Początkowo chciałem iść w jego ślady i odbyć wojsko pracą w kopalni, ale powiedział wtedy: „Po moim trupie!”, a aż tak bardzo pod ziemię nie chciałem schodzić, by najpierw posłać tam rodzica. Jego nastawienie wynikało zapewne z tego, że sam przeżył zawał w kopalni, był lekko przysypany, a to zdarzenie, które zawsze w górnikach zostawia trwałe ślady i które zawsze rodzi największy strach.
I co? Jak nie górnik to od razu policjant?
Niekoniecznie. Myślało się o różnych rzeczach. Kończyłem liceum zawodowe o specjalności mechanik. Zacząłem studiować socjologię, ale niezbyt mi to odpowiadało. Później wojsko, trochę pracowałem w firmie detektywistycznej, a jeszcze trochę później wstąpiłem do policji i na początku tego wieku przyszedłem do Szczytna się edukować. A że nie sama nauką człowiek żyje, to poznałem studentkę – tak się składa, że miejscową dziewczynę. Jeszcze po studiach pojechaliśmy na Śląsk popracować, magisterki zrobiliśmy we Wrocławiu, ale ostatecznie uznaliśmy, że czas się zakorzenić. Kupiliśmy więc działkę w Szczytnie, wybudowaliśmy dom i od 2008 roku tu mieszkamy i pracujemy.
Wystarczyło zatem tylko sześć lat bycia tutejszym człowiekiem, by zdobyć społeczne zaufanie i zostać radnym. Jak to się robi?
Może dlatego, że nie boję się kontaktu z ludźmi, praca w policji tez mnie wiele nauczyła, pewnej otwartości i nazywania rzeczy po imieniu. Jasno mówię o sobie, o swoich przekonaniach, potrafię je bronić. Być może miała na to wpływ też pewna konsekwencja: jak mi się nie podobają jakieś ludzkie zachowania, to nie narzekam na nie tylko przy grillu w gronie znajomych, ale mówię o tym wprost. Tak było na przedwyborczych spotkaniach i chyba to przekonało wyborców. Walczyło nas czterech, uzyskałem 167 głosów, a kolejny na liście – 140.
To pierwszy pana kontakt z polityką, z samorządnością?
Praktycznie tak, ale teoretycznie już nie, bo kończyłem politologię. Co prawda, nie wyglądało, by mi ten kierunek do czegoś się przydał, ale jednak. Mieliśmy na przykład zajęcia z retoryki i one zaprocentowały. Poza tym jestem wykładowcą w WSPol, więc jestem przyzwyczajony do publicznych wystąpień. W poprzedniej kadencji byłem też członkiem Rady Sołeckiej, dzięki czemu trochę poznałem też ludzi, mieszkańców Lipowej Góry Wschodniej.
To teraz trochę o tych ekstremalnych upodobaniach. Najpierw ogólnie. Skąd ten pęd do ryzykanckich poczynań?
Pewnie z zabaw podwórkowych. Skakaliśmy z okna na piach albo z mocno rozbujanej huśtawki: kto dalej. To byłem jeszcze w przedszkolu. I w wielkiej tajemnicy przed rodzicami – chodzenie po skarpach, skałach w starych kamieniołomach. W szkole, w pierwszej klasie, nie schodziłem po schodach, ale pomiędzy nimi po barierkach. Tak jakoś chyba miałem zawsze, że proste drogi bez adrenaliny mnie nie bawiły. W wojsku jeździłem ciężkim sprzętem, krazami, dźwigami, czołgi woziłem. Byłem w tzw. plutonie ewakuacji. Z kolei podczas szkolenia policyjnego byłem w tzw. grupie szturmowej, to prawie jak komandosi.
Nadprodukcja adrenaliny w pana przypadku ma związek z najróżniejszymi dziedzinami sportu. Od czego się zaczęło?
To było podczas którychś wakacji. Miałem ze 14 lat. Zobaczyłem na jakimś festynie Waldemara Nola z Ostrołęki, kulturystę, który organizował jakieś zawody. Po wakacjach znalazłem w Wałbrzychu siłownię, w suterynie. Jak się tam ćwiczyło, to dłonie przymarzały do sztang, trzeba było się farelka odmrażać. Ale chwyciłem bakcyla i od tamtej pory nieustająco ćwiczę. To się stała potrzeba życiowa, jak jedzenie czy picie. Jak nie poszedłem na trening, to miałem wyrzuty sumienia. Trenowałem, ogólnie rzecz biorąc, kulturystykę, a wyciskanie sztangi jest jednym z ćwiczeń tejże kulturystyki. Później zająłem się też strzelaniem, byłem zawodnikiem WKS Wrocław. Strzelania tak naprawdę nauczyłem się już w policji, w Wałbrzychu. Starszy wiekiem i doświadczeniem instruktor dał mi tetetkę i wiadro amunicji. Prawie ogłuchłem, ale się nauczyłem. Wyciskaniu sztangi jednak pozostaję wierny i mam w tej dziedzinie trochę sukcesów, między innymi wygrane w ubiegłym roku mistrzostwa Szczytna. Mój najlepszy wynik to 225 kg. Teraz na początku maja, organizuję zawody w Lipowcu.
Poza sportowymi działaniami jeszcze jakieś inne nietypowe upodobania?
Może tak: typowe, ale w nietypowym wydaniu. Na przykład wędkarstwo, ale morskie. Jeżdżę na połowy dorsza. Aktualnie zbieram grosz na kurs spadochroniarstwa, ale ten „wyższy”, gdzie skacze się z pułapu 2 razy wyższego niż standardowy czyli z jakichś 4,5 tysiąca metrów. Nie ma chyba wielu rzeczy, których nie próbowałem. Z bungie też skakałem, już po czterdziestce. Trochę to wszystko ma też związek z pracą zawodową. Uczę o współczesnych zagrożeniach terrorystycznych, w tym też o technikach zwalczania, a tu trzeba mieć najdziwniejsze umiejętności i solidną sprawność fizyczną.
Niespełnione marzenie to...
Może nie tyle marzenia, co sporo planów, na których realizacje wciąż brakuje czasu. Leży gotowy prawie doktorat i czeka na obronę... Gdybym miał pewność, że żona tego nie przeczyta, to powiedziałbym, że marzy mi się udział w jakiejś misji wojskowej, w jakiejś wojnie. Wyciszam się natomiast w kościele. Jestem głęboko wierzący, praktykujący i aktywny w środowisku. Na przykład uczestniczę w różnych wydarzeniach, byłem pasterzem w jasełkach, jestem lektorem w służbie liturgicznej.
A ta osoba co zgłaszała może nosi taki rozmiar?
Nocne spacery nad jeziorem.
2025-08-03 08:47:02
To może po prostu za darmo kosiarkami i łopatami jak niegdyś w czynach społecznych Pan Och odblokuj kanał między jeziorami? Bo jakoś tak brzydko tak pachnie i wygląda. Przed wyborami pamiętam jak mówił o poprzedniku, ze likwidacja rury na kanale to kwestia 3 dni. Niech pokaże jak w dwa dni robi przekop mierzei szczytnianej...
Jan
2025-08-01 07:21:15
Fakt. Masz rację Joanna. W sumie mało treści. Przemyślenia Pana Wiesława nie wszystkich interesują.
j23
2025-08-01 01:08:47
Na prywatnej posesji usytuowanej na rogu ulic Wiejskiej i Piłsudskiego stoją dwa uschnięte wysokie drzewa, które w każdej chwili mogą przewrócić się w stronę ul. Wiejskiej. Ewidentnie zagrażają przechodniom i pojazdom poruszającym się w ich pobliżu. Oburzający jest brak działań właściciela posesji i brak reakcji ze strony władz miejskich, aby nie dopuścić do nieszczęścia.
Malta
2025-07-31 23:26:33
Więcej korzyści przyniosłoby wycięcie sanepidu, nie dosyć że ludzie byliby bezpieczniejsi, to jeszcze całkiem sporo kasy by wpadło dla radnych.
Nikoś
2025-07-31 16:58:05
Dlaczego usunięto komentarze? Czyżby nie wpisywały się w jedynie słuszną narrację?
Wiesław Nosowicz
2025-07-30 14:57:43
to jest łatanie dziury łatą a nie zabezpieczenie , a prowizorka będzie trwać latami aż budynek sam się rozleci
zdysk
2025-07-30 14:06:51
Mogłaby się wreszcie skończyć moda na te \"Q\", jako uzupełnianie polskich wyrazów. Nadmieniam, że \"Q\" może zakończyć się także rwą - oczywiście kulszową. To jednak zaśmiecanie języka. Może za mało rozwinięty słownik mowy ojczystej? Pamiętacie o określeniu funkcjonującym swego czasu o rodakach w krajach anglosaskich - w wersji fonetycznej podaję - q\'pipl (people)?
Śmieszek
2025-07-30 12:38:00
pamietaj ze to sluzba
jery
2025-07-29 20:40:29
I można za milion a nie za kilkanaście?
Bartek
2025-07-29 19:55:04