Bardzo sobie chwalę zmianę czasu na letni i nie miałbym nic przeciwko temu, aby już taki pozostał na zawsze. Młyny w Unii jednak mielą powoli i może za rok, dwa do tego w końcu dojdzie. Oczywiście jeżeli jeszcze wówczas w Unii będziemy.
Każdy, kto ma w głowie trochę oleju, a nie papki wlewanej chochlą przez media tzw. „abonamentowe” zdaje sobie sprawę, że aktualne unijne wzmożenie jaśnie nami rządzących to tylko zagrywka przedwyborcza. Aby wprowadzić na brukselskie salony możliwie najwięcej „swoich”, jak zawsze pochowano w ciemnym kącie tych, którym już nikt nie uwierzy, a resztę przebrano w garnitury z europejskim sznytem.
Nawet panią słynną z kolekcji broszek, która niegdyś kazała usunąć ze swojej kancelarii wszystkie niebieskie flagi z białymi gwiazdkami. Podobno w tym kolorze jej nie bardzo do twarzy, ale czego się nie zrobi, gdy prezes każe. W całej unijnej kampanii, z cosobotniej wysypki tzw. konwencji trudno już spamiętać wszystkie obietnice jakimi się nas, wyborców, obrzuca raz na cztery lata. Najbardziej wkurza mnie wycieranie sobie gęby dobrostanem emerytów, o których sobie ten i ów przypomina tylko przed wyborami.
Ochłap nazywany „trzynastką” jaki im rzucono to przecież nic innego jak tylko część kwoty, którą bezczelnie zabrano przy pospiesznym obniżeniu stopy rewaloryzacji na ten rok. Jak któryś z emerytów będzie na tyle głupi i da się na to nabrać, to dobrze mu tak. Jest jednak w tej kampanii parę elementów bardzo optymistycznych. Po pierwsze to powołanie Koalicji Europejskiej. Larum grają, Ojczyznę nam przesuwają znów z Zachodu na Wschód Europy, nie ma więc co wypominać sobie partyjne anse, tylko połączyć wszystkie siły proeuropejskie w walce z ciemnotą i zakłamaniem, przy którym palenie na stosie książek już nawet nie dziwi. Drugie przyjemne zaskoczenie to nowa, nowoczesna europejska twarz PSL-u.
Miałem przez ładnych parę lat mocno na pieńku z niektórymi prominentami tej opcji. Przekręty na ogromną skalę w produkcji rolnej i jej okolicach przynosiły im ogromne zyski, a szeregowym rolnikom i nam - zwyczajnym zjadaczom chleba - stałe kłopoty. Dziś, gdy rządy w Stronnictwie przejęło nowe pokolenie szybko zdało sobie sprawę jakim zagrożeniem także dla interesów wsi jest aktualna władza. Traktowanie przez nią mieszkańców wsi i małych miast jako ubogich intelektualnie kuzynów, których trzeba czasem poklepać po plecach przyniosło nawet pewne efekty. Na szczęście, jak widać, tylko chwilowe.
Dzisiejszy elektorat PSL to już nowa wieś, nowe miasteczka, a nawet większe miasta. Kuzyni zostaną przy PiS-ie, a PSL odnawia swój elektorat w środowiskach może nie wielkomiejskich, ale otwartych na Europę i świat, potrafiących wyrazić swoje zdanie samodzielnie, bez podpowiadania z drabinki. Gdy to piszę nieznane są jeszcze ostateczne rozwiązania dwóch spraw bardzo ważnych dla nas wszystkich.
Z mojego punktu widzenia brexit i strajk nauczycieli blisko się łączą. Brexit i jego rezultaty jest niezwykle istotny, gdyż dwie bardzo ważne dla mnie panie są wprawdzie już brytyjskimi poddanymi Jej Królewskiej Mości, ale w torebce na zawsze zachowały paszport z orzełkiem. Chciałbym bardzo, aby kiedyś wróciły na Mazury, a sposób rozwiązania kwestii „brexitu” może na to wpłynąć w sposób istotny. I tu druga sprawa. „Angielska” wnuczka studiuje w trzeciej klasie tamtejszej szkoły podstawowej. Porównuję jej naukę z tym, co robi druga z moich wnuczek, dokładnie w tym samym wieku w szkole warszawskiej.
W szkole podlondyńskiej nie ma ocen, jest za to stawianie przed uczniem zadań – przy dyskretnym, ale kompetentnym ukierunkowaniu ze strony pań (tak, dwóch a nawet trzech na klasę) oraz rozwiązywanie problemów. Przy okazji trzeba się było nauczyć czytać, pisać, liczyć, biegle posługiwać mapą i globusem, pierwszymi bazami niezbędnych danych itp. No i wybierać do czytania to, co jest potrzebne, aby rozwiązać problem.
Gdyby teraz trafiła do szkoły ze swoją warszawską kuzynką byłby spory kłopot, bo tutaj czytanie jest oderwane od liczenia, o globusie jeszcze nie ma mowy, a problemy najczęściej są związane nie ze zrealizowaniem zadania, a ze zmieszczeniem się w czasie z przeładowanym programem. Bardzo, bardzo - jako stary belfer - kibicuję nauczycielom w ich strajkowej walce z chodzącą reklamą usług stomatologicznych.
Chciałbym, aby tak jak w Anglii z nauczycielskiej pensji można było spokojnie utrzymać rodzinę. Brakuje mi jednak w tym proteście odniesienia do tego, jak poprawa warunków materialnych nauczycieli może przełożyć się na możliwość wymagania od nich większej efektywności. Nie tylko w przekazywaniu programowej wiedzy, co jak mniemam robią dobrze, ale w przygotowaniu powierzonej im dzieciarni do stawiania sobie w życiu ciekawych zadań i rozwiązywania życiowych problemów.
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
Śmieszek
Po komentarzu P. Kingi do Pańskiego felietonu sam przymierzałem się do refleksji na ten temat. Ale skoro sam się Pan wypowiedział - to tylko muszę Panu przytaknąć.
wiesław mądrzejowski
Szanowna Pani Kinga, której serdecznie dziękuję za pięknie złośliwy komentarz do mojego felietonu m.in o brexicie ma rację pisząc, iż niezbędna jest tolerancja dla poglądów każdego, a szczególnie tych, którzy różnią się poglądami od naszych. Wygląda na to, iż też się różnimy, co sobie bardzo cenię. Nie mam śmiałości polemizować z tak pięknie wyrażoną oceną, szkoda że ukrytą pod pseudonimem. Za to pod własnym nazwiskiem powtórzę mój pogląd, iż uznanie za szczęście ochłapu jaki rząd rzucił emerytom odbierając im jednocześnie przewidywaną wcześniej wyższą waloryzację świadczeń nie najwyżej świadczy o poziomie rozsądku zachwyconego tym gestem. Nie tylko emeryta.
kinga
W artykule dominuje złośliwość wobec tych wszystkich, którzy myślą inaczej, niż pan Mądrzejowski. Kto dał autorowi prawo nazywać głupim emeryta, który chce się cieszyć z obiecanej \"trzynastki\" ? Pan Mądrzejowski pretenduje do bycia autorytetem w każdej dziedzinie. Oczywiście, że można, a nawet trzeba, mieć własne zdanie, ale podstawą jest tu tolerancja wobec osób mających inne poglądy. Złośliwość to cecha ludzi \"małych\", szanowny panie.