Niedziela, 15 Czerwiec
Imieniny: Bazylego, Elizy, Justyny -

Reklama


Reklama

Biuro rzeczy znalezionych


230 pozycji, pod niektórymi nawet trzy rzeczy m.in. rowery, telefony, wózki dziecięce, torby, klucze. To wieloletni „urobek” Biura Rzeczy Znalezionych, które prowadzone jest przez szczycieńskie starostwo. Jak się jednak okazuje – niewiele osób wie, że takie biuro w ogóle istnie...


  • Data:

230 pozycji, pod niektórymi nawet trzy rzeczy m.in. rowery, telefony, wózki dziecięce, torby, klucze. To wieloletni „urobek” Biura Rzeczy Znalezionych, które prowadzone jest przez szczycieńskie starostwo. Jak się jednak okazuje – niewiele osób wie, że takie biuro w ogóle istnieje.

Rowery, motory, telefony, aparaty, plecaki, torby, torebki, portfele, a nawet pakiety do przetaczania krwi czy butle gazowe – lista „fantów” Biura Rzeczy Znalezionych, jakie działa w szczycieńskim starostwie zawiera 230 pozycji, a pod wieloma z nich kryje się nawet kilka przedmiotów.

Urzędnicy przechowują je w garażach byłej remizy straży pożarnej, ale i tam przedmioty już się nie mieszczą. – Bardzo rzadko zdarza się, że ktoś zgłasza się do nas po odbiór. Niewątpliwie część przedmiotów nie została zgubiona tylko zwyczajnie porzucona, ale niektóre w naszej ocenie są wartościowe, dlatego ich właściciele mogliby się ucieszyć z odzyskania zguby – mówi Kamil Suchowiecki, który w starostwie zajmuje się BRZ.

Jak rzeczy trafiają do biura? - Najczęściej przywozi je policja. Czasem przynoszą je sami znalazcy, jednak to zdarza się niezwykle rzadko – mówi Suchowiecki.


Reklama

W praktyce jednak właściwie postronny obywatel do Biura Rzeczy Znalezionych niczego nie dostarcza i to nie tylko dlatego, że najprawdopodobniej w ogóle nie wie o istnieniu tego biura. Nie jest bowiem łatwo rzecz znalezioną w nim zostawić, bo jest sporo okoliczności, na podstawie których obsługa biura rzeczy po prostu nie przyjmie. Na przykład nie ma sensu dostarczać tam przedmiotu, który znajdziemy w budynkach publicznych bądź dostępnych dla publiczności, w wagonach kolejowych, na statkach czy w innych środkach transportu publicznego. Jeśli jednak znajdziemy coś, co nadawałoby się do przekazania BRZ, to i tak możemy mieć problem, bo jeszcze jakoś trzeba przekonać urzędnika, że właściciel nie porzucił przedmiotu celowo, by się go po prostu pozbyć. Gdy bowiem urzędnik będzie to podejrzewał, to rzeczy nie przyjmie.

Trudno się obsłudze biura dziwić, bo pozbycie się rzeczy z magazynu jest równie trudne, długotrwałe i wymaga mnóstwa papierkowej roboty. Trzeba szukać właściciela, co w istocie sprowadza się do wywieszania wykazu zmagazynowanych przedmiotów na tablicy ogłoszeń w ratuszu. Jeśli ktoś znajdzie w tym wykazie rzecz, która może do niego należeć, musi to udowodnić. – Najlepiej zabrać ze sobą dowód zakupu, lub coś co świadczy, że dana rzecz należy do nas np. zdjęcie. Jednak nie zawsze przechowujemy wszystkie papiery i gwarancje, dlatego czasem wystarczy szczegółowy opis z podaniem charakterystycznych cech danego przedmiotu – tłumaczy urzędnik.

Reklama

Częściej jednak właściciel nie wie, że zgubę może odzyskać albo jej po prostu już nie chce. Wtedy po roku, a jeśli nie wiadomo kim jest właściciel – to po trzech latach przedmiot staje się własnością skarbu państwa. Wtedy jednak trzeba zaangażować miejscowy sąd, który musi postanowić o likwidacji przedmiotów, a później przekazać je do Urzędu Skarbowego. Tak stanowi regulamin Biura Rzeczy Znalezionych, ale trudno przyjąć, że jest on respektowany, skoro na wykazie (i w magazynach) rdzewieją rowery i parcieją plecaki dostarczone nawet przed dziewięciu laty, a naczelnik Urzędu Skarbowego od nas dowiedziała się, że takie biuro w ogóle w Szczytnie istnieje.

Paweł Salamucha/Halina Bielawska

Fot. Paweł Salamucha



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama