Lata poprzedniego ustroju to czas marzeń o dobrobycie i uwolnieniu się od kolektywizmu, który oferował panujący w kraju socjalizm. Marzenie spełniali nieliczni, którym mniej czy bardziej legalnie udawało się emigrować na zachód Europy lub aż za ocean, do Stanów Zjednoczonych Ameryki, na stałe bądź czasowo. I taki – the American dream - śnił się wówczas młodemu Zbigniewowi Orzołowi. Marzenie, którego nie udało się zrealizować przez dziesięciolecia właśnie trafiło na listę „odhaczonych”. I to w dość nieoczywisty sposób. Przeczytajcie sami.
Zbigniew Orzoł to człowiek dobrze dziś w Szczytnie znany. Od kilku kadencji radny miejski i operatywny przedsiębiorca. Mało kto jednak wie o czym marzył młody, dwudziestokilkuletni Zbyszek gdy startował w dorosłe życie i jaki miał na nie plan. Ty, jak już wcześniej mi zdradziłeś, chciałeś po prostu wyjechać i pracować w Stanach Zjednoczonych…
To prawda. O wyjeździe do USA marzyłem od wielu lat. Na początku powodem był czynnik ekonomiczny. Jak wchodziłem w dorosłe życie, a było to na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, z wielką zazdrością patrzyłem na tych szczęśliwców, którym udało się tam wyjechać i w stosunkowo krótkim czasie zarobić na wiele lat godnego życia w Polsce dzięki temu, że wtedy dolar miał u nas bardzo dużą siłę nabywczą. Średnia miesięczna pensja w Polsce wynosiła 25-30 dolarów. Markowe spodnie w Peweksie kosztowały 10-12 dolarów, a pół litra wódki żytniej można było kupić już za 45 centów.
Tylko wyjechać do USA wtedy nie było prostym przedsięwzięciem...
To prawda. Ale moje marzenia mogły się ziścić na początku lat 90., gdyż nadarzyła się okazja wyjazdu ze znajomym, który miał tam rodzinę. Tyle że trzeba było mieć wizę, a jej otrzymanie nie było łatwą sprawą. Pojechaliśmy z tym znajomym do Warszawy, do ambasady amerykańskiej. Uzgodniliśmy „zeznania”. Mieliśmy mówić, że chcemy tam pojechać na wakacje w celach turystycznych. Znajomy pracował wówczas w szkole i bez problemu dostał wizę. Gorzej było ze mną ponieważ, choć świeży mąż i tatuś, nie miałem wówczas stałego zatrudnienia i studia stacjonarne zamieniłem na zaoczne. Nie byłem dość wiarygodny i nie otrzymałem upragnionej wizy.
Czy ten kolega nie był nauczycielem wychowania fizycznego udzielającym się też politycznie?
Tak. Ale to nie ma dziś znaczenia. Bo koniec końców, z około 30-letnim poślizgiem czasowym, w lipcu tego roku udało mi się wreszcie do USA dotrzeć.
Zanim opowiesz o wrażeniach, powiedz jak do tego doszło.
Na początku lata spotkałem się ze znajomym i jego rodziną. Jego syn Igor okazał się głównym organizatorem dwutygodniowej, studenckiej wycieczki do USA. Podsłuchałem, jak namawiał ojca był poleciał z nimi, bo na miejscu potrzebują kierowcy mikrobusu, którym zamierzają podróżować po Stanach. Ojciec odmówił, bo miał za dużo obowiązków w tym czasie. Takiej okazji nie mogłem zmarnować. Zgłosiłem się. A że do Stanów można dziś lecieć bez wizy i wystarczy rejestracja w ESTA (ESTA – elektroniczny system autoryzacji podróży. Zarejestrowanie się umożliwia uzyskanie 90-dniowego pozwolenia na pobyt w USA – red.). Wylecieliśmy z Krakowa do Frankfurtu nad Manem, a następnie do Nowego Yorku. I tak oto zwiedzałem Stany w roli kierowcy mikrobusu.
Czyli nie tylko udało Ci się wyjechać do USA, ale też i zarobić… może nie dolary, ale zawsze coś…
(śmiech) Prawie. Oczywiście proponowano mi wynagrodzenie, ale odmówiłem. Byłem wdzięczy za możliwość spełnienia marzeń.
Powiedz ogólnie co Cię tam w tych wymarzonych Stanach najbardziej zaskoczyło, lub zrobiło największe wrażenie?
Pewnie gdybym wyjechał tam w latach 90., największe wrażenie zrobiłaby skala wszystkiego. Ale że widziałem już trochę Zachodu, to widok wieżowców i drapaczy chmur nie był jakimś szokiem. Najbardziej uderzyła mnie wielokulturowość i tolerancja na inność. A że „pracowałem” jako kierowca busa, to naprawdę jestem pod wrażeniem, jak potężne miejscami są tam autostrady. Największe wrażenie... Cóż, to był na pewno przylądek Canaveral, czyli centrum kosmiczne NASA. Stojąc tam miałem ciarki na plecach i gęsią skórę. Sama świadomość, że jest się w miejscu, skąd nasza cywilizacja wyrusza na badanie kosmosu była czymś wyjątkowym, po prostu nie do opisania. World Trade Center – to samo. Na Florydzie oprócz Miami, największą atrakcją była wyspa Key West – to najbardziej wysunięty na południe punkt kontynentalnej części USA. Key West, niegdyś tętniące życiem miasto piratów, jest obecnie osobliwym, tropikalnym sercem Florida Keys. Tu znajduje się m.in. dom jednego z największych gigantów literatury amerykańskiej Ernesta Hemingway’a, gdzie napisał jedno z największych dzieł "Komu bije dzwon". Ciekawym zjawiskiem w tym mieście są przechadzające się po ulicach koguty. W 1986 roku na Florydzie zakazano walk kogutów. Wszystkie wypuszczono na wolność. Koguty w Key West są tego pokłosiem.
Nie obyło się też z pewnością bez jakiś nieprzewidzianych sytuacji…
Faktycznie. Mieliśmy perturbacje z przemieszczeniem się z Nowego Jorku do Miami. Z powodu groźnego huraganu Debby odwołano loty na Florydę i jeden dzień koczowaliśmy na lotnisku, do tego musieliśmy spędzić dodatkowe trzy dni w Nowym Jorku. Całe szczęście jest tam co zwiedzać... muzea, Chinatown i wiele innych atrakcji.
To z drugiej strony… Rozczarowałeś się czymś, coś Cię zawiodło?
Niczym i nic mnie nie zawiodło. Przez 14 dni udało mi się zwiedzić najważniejsze miejsca wschodniego wybrzeża USA od Nowego Yorku do Miami na Florydzie, łącznie z Filadelfią, gdzie zaczęło bić serce USA - podpisano tam deklarację niepodległości. Dzięki temu odświeżyłem swoją wiedzę o historii Stanów Zjednoczonych. Ciekawym doświadczeniem było też zwiedzanie Atlantic City - stolicy hazardu wschodniego wybrzeża. Byłem w kilku kasynach, ale tylko zwiedzałem - nie zagrałem. Nie mam ciągotek do hazardu. Za rok pojadę jeszcze raz. Tym razem planuję zobaczyć Wielki Kanion i ten cały „dziki zachód”.
Czyli jednym słowem spełnianie tego „amerykańskiego snu” będzie trwało…
Na pewno, choć wiadomo, że teraz już naprawdę wyłącznie w celach turystycznych, dla czystej przyjemności. Każdemu polecam. Spełniajcie marzenia, warto. Dla nich podejmuje się codzienny trud.
Wielkie gratulacje dla Państwa! Być razem ponad 50lat to wspaniały wzór do naśladowania! Wydaje mi się, że słowa krytyki, które uwidoczniły się w komentarzach zostały stworzone przez pracowników ratusza, którzy czują się winni i stosują taktykę obrony przez atak i tu należałoby zacytować klasyka \"Nie idźcie tą drogą!\"
Gość
2025-07-10 00:27:32
Urząd dał ciała i tyle, zwłaszcza, że Połukord jest znanym - w stanie spoczynku - wieloletnim pracownikiem i szefem Rejonu Dróg w Szczytnie. Nie wiem w jakich mediach społecznościowych funkcjonuje p. Połukord, ale może jak nie ma go w tik toku - to go po prostu nie ma. Taka ta sztuczna inteligencja (dawniej tzw. pracująca) w urzędzie. A co do w miłości i małżeństwie nie czeka się na medale, to skoro \"Senior\" i \"Seniora\" niech odstąpią na łamach lokalnej prasy z odmową przyjęcia medalu z 50 - lecie pożycia, a przede wszystkim niech nie składają o ten medal wniosku. Namawiajcie także swe dzieci, czy też wnuki, o odstąpienie od pobierania 800 plus, bo dzieci się ma z miłości - a nie dla pieniędzy.
Zdumiony
2025-07-09 13:26:14
Proszę o ocenę wiarygodności: udział w badaniu, to 2/3 mieszkańcy samych Dźwierzut, a tylko 1/3 to mieszkańcy z terenu gminy. We wsiach poza Dźwierzutami mieszka 3/4 ludności gminy.
mieszkanka
2025-07-09 11:14:53
Cieszę się, że jeszcze są w Polsce ludzie, którzy myślą jak Pan, którzy nie dają sobie mydlić oczu i dyktować, co jest dobre, a co złe, tylko sami potrafią ocenić, że coś jest uczciwe lub nie, bez względu na to, czy dotyczy to kogoś, kogo się popiera czy nie. Obawiam się jednak, że takich ludzie nie jest już wielu i jest to zła wiadomość dla nas wszystkich, bez względu na to, w co wierzymy i na kogo głosujemy.
Kowal
2025-07-08 22:54:44
Te żarciki niech zatrzyma dla własnej żony. Ciekawe, czy taki mądry jest w domu.
Julita
2025-07-08 20:27:35
Mam Stare auto audi 80 b 4
Marcin Wilczewski
2025-07-08 19:58:37
Czy dla medali składa się przysięgę małżeńską? Liczy się szczera miłość, która nie szuka poklasku i jakiś odznaczeń. Najważniejsze szczera miłość.
Seniora
2025-07-08 18:35:26
pewnie mamusia malowała się i nie dostrzegła mrugajacego czerwonego światła
konrado
2025-07-08 09:00:57
Za czasów burmistrzów Bielinowicza, ś.p. Kijewskiego i Żuchowskiego - to ludzie dostawali telefony, lub korespondencję \" w związku z tym, iż z dokumentów wynika...\", czyli informację o trybie organizacji uroczystości i zgłaszania chęci w niej udziału. Ale wtedy to urzędnicy wiedzieli do czego służą. Było się świadkiem takich jubileuszów. Nigdy nie było takiej poruty. Ale w biurze obsługi interesanta niejedno pismo ginie. Bez obrazy - trafi się jakiś stażysta bez opieki - i problem gotowy. Ale już o takie sprawy trzeba się w sposób szczególny troszczyć. I rzeczywiście - co to jest - masz 50-lecie małżeństwa i z tego honorowe odznaczenie, urzędową fetę, ale odkładają ci to wszystko na następny rok, a wiadomo, czy dożyjesz? Ty, albo twoja połowa? Zawsze jest aktualne: myślałem, że sięgnąłem dna, a tam usłyszałem pukanie z dołu. Może jednak Pan Połukord z Małżonką - postacie w Szczytnie powszechnie znane - zasłużą na odpowiednie potraktowanie przez p. burmistrza. Ale na końcu się wyzłośliwię - tak to jest z inoziemcami. Pływają po cudzych wodach i błądzą.
Śmieszek
2025-07-07 17:44:24
Daleko do Szczytna ale pomysł przedni. Zamiast tracić pieniądze na rozrywki iść do lasu po spokój.
Kuba
2025-07-07 15:41:44