Wtorek, 19 Marca
Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety -

Reklama


Reklama

Adam D. trafi do więzienia. Beata Pieczyńska: - Żadna kara nie zwróci mi życia Kuby


Idąc na grób Kuby Bartek myśli, że idzie do domu swojego brata. Z daleka krzyczy: „Kubuś, niosę ci światełko”. Te słowa rozrywają serca rodziców. Mama chłopców, Beata Pieczyńska, zgodziła się na rozmowę z „Tygodnikiem Szczytno”.


  • Data:

W jakim stanie jest dziś Bartek. Od wypadku minęło 2,5 roku...

 

W porównaniu do tego od czego zaczynaliśmy, to jest super. Lekarze mówią, że to, w jakim stanie jest dziś nasz syn, musimy traktować w kategorii cudu, bo obraz mózgu kompletnie temu zaprzeczał. Niestety, Bartek nadal samodzielnie nie chodzi. Stara się, dużo ćwiczy, ale do powrotu takiej sprawności długa droga, jeśli w ogóle to nastąpi. W najbliższym czasie czeka nas operacja oka, bo zez sprawia, że traci równowagę. Komunikuje się logicznie, mówi, możemy się z nim dogadać. Mówi bardzo dużo, jest wyjątkowo szczery, czasami aż za bardzo. Ale dzięki temu daje nam mnóstwo radości. Potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji. Jest bardzo pewny siebie. Aż trudno w to uwierzyć, bo tyle przecież przeszedł. Myślę, że długo będziemy musieli uczyć go pokory. Są rzeczy, które uwielbia i których nie lubi. Jest bardzo świadomy.

 

To czego nie lubi?

 

Pobierania krwi. Ale lekarze, którzy go badają, doskonale już o tym wiedzą, dlatego mają na niego swoje sposoby. Niestety, badań wciąż ma mnóstwo.

A co lubi?

 

Oj, wiele jest takich rzeczy. Ma swoje upodobania. Na przykład ostatnio popsuł okulary. Gdy poszliśmy do optyka to już nie mama mu je wybierała, tylko zrobił to sam. Dyryguje nami (śmiech). Ma swoje ulubione bajki. Podbiera nam telefony i przesiaduje na tik toku, to jego ulubione zajęcie ostatnio. Lubi też grać na xbox ze starszym bratem.

 

Mówi pani o Bartku, jak o zdrowym dziecku...

 

Bo staramy się zrobić wszystko, aby jak najmniej odczuwał koszmar, który przeszedł, który my przechodzimy niemal każdego dnia na nowo. Wciąż boimy się o jego życie, bo niestety nadal zdarzają się bezdechy. Skrycie liczę, że nie będzie miał padaczki pourazowej, czego bardzo obawiają się lekarze.

 

Jak wygląda państwa „normalny” dzień?

 

5-6 godzin rehabilitacji. Od poniedziałku do piątku każdego dnia. W weekendy Bartek ma „wolne” od terapeutów, ale nie ode mnie. Mamy doskonały sprzęt w domu, dlatego ćwiczymy też weekendami. To bardzo ważne. Bo wystarczy kilka dni przerwy od ćwiczeń i wszystko się cofa. Stopa, ręka... ciało robi się sztywne. Aby iść do przodu zajęcia rehabilitacyjne muszą być bardzo intensywne.

 

Gdzie odbywa się rehabilitacja?

 

W Szczytnie. Mało kto o tym wie, ale tu na miejscu mamy naprawdę znakomitych specjalistów, doskonałych terapeutów. Co sześć tygodni jeździmy na kilkunastodniowe dodatkowe turnusy rehabilitacyjne. Każdy dzień to walka o życie i normalność Bartka.

 

Listopad to zapewne bardzo ciężki czas dla pani rodziny...

 

Właściwie każdy czwarty dzień miesiąca to bardzo ciężki czas dla nas, bo tego dnia umarł Kuba. Ale rzeczywiście, 1 listopada jest szczególny. Idziemy na jego grób. Spotykamy się tam całą rodziną. Podchodzą do nas obcy ludzie. Próbują rozmawiać. Współczuć. Zarówno im, ale i nam ciężko jest odnaleźć w tej sytuacji. To naprawdę trudne chwile. Jest mnóstwo emocji, łez.

 

Bartek ma dziś 4 lata, od wypadku mięło 2,5 roku, czy pamięta brata?

 

Doskonale pamięta brata. Grób traktuje, jak dom Kuby. Gdy idziemy na cmentarz, to już z daleka krzyczy „Kubuś, niosę ci światełko”. Jest to dla nas bardzo trudne. W takich chwilach szczególnie odczuwamy brak Kuby. Pojawiają się pytania. Dlaczego go nie ma z nami? Trudno to wytłumaczyć, na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. To taki czas, gdzie najchętniej zamknęłabym się w domu, nie wychodziła z niego. Udawała, że mnie nie ma. Do końca życia będzie to we mnie tkwiło. To jakiś koszmar. Ale muszę być silna dla swoich dwóch pozostałych synów. Nie mogę ich zostawić, uciec. Bartek i Jaś muszą czuć, że jestem, że ich kocham, bo tak jest. Ten wypadek zniszczył też ich życie.


Reklama

 

Na początku nie chciałem o to pytać, ale jednak spróbuję. Zapadł prawomocny wyrok w sprawie tej tragedii. Jak go pani ocenia?

 

Spodziewałam się, że większego wyroku nie dostaniemy. Bałam się, że może być zaniżony, bo obrona domagała się uniewinnienia. Potem nieco jego adwokaci zmienili front i chcieli jedynie łagodniejszej kary. Zrzucanie winy, podzielenie jej między sprawcą, a tą panią, która rzekomo zajechała mu drogę było bardzo przykre. Mam nadzieję, że do sprawcy dotrze, że w w 99 procentach jest to jego wina, bo to on wjechał w nasze dzieci, bo to jego brawura sprawiła, że Kuba nie żyje, a Bartek do końca życia będzie walczył o normalność. To moje osobiste odczucia. Mam nadzieję, że do niego i do jego rodziny w końcu dotrze, jak wielką krzywdę nam wyrządzili. Wiem że mają jeszcze drogę odwoławczą do Sądu Najwyższego, o kasację wyroku, ale argumenty się wyczerpały. Nie ma tu miejsca na spekulacje. Opinie biegłych były jasne.

 

Gdyby zahamował, zamiast przyspieszać, tej tragedii by nie było. Wyrok dla mnie nigdy nie będzie sprawiedliwy, bo żaden nie zwróci mi dziecka, tych dwóch lat. Straciliśmy syna, zdrowie drugiego, przyszłość i normalność drugiego i trzeciego syna. Jasiek, nasz najstarszy syn, też jest ofiarą tego wypadku. Jego dzieciństwo jest zachwiane. Całe nasze życie zostało podporządkowane pod całkowicie inny świat. A sprawca, mam wrażenie, że żyje normalnym życiem, tak czuję, tak mi się wydaje. Bo gdyby miał wyrzuty sumienia przyznałby się do tego, co zrobił już dawno i ten koszmar ciągania się po sadach zakończyłby się.

 

On wciąż twierdzi, że jest niewinny. Wyrok tu niczego nie zmienił. 4,5 roku wiezienia, utrata prawa jazdy na 6 lat nie daje poczucia sprawiedliwości. Chyba żaden nie dałby. Dla mnie jedyną słuszną karą byłaby chyba taka, aby patrzył, widział, jak cierpią inni. Dotknął naszego cierpienia. Może wówczas zrozumiałby, co zrobił. Może...

 

Przypomnijmy.

Sąd Okręgowy w Olsztynie utrzymał w mocy wyrok skazujący na karę 4,5 roku więzienia i 6-letni zakaz kierowania pojazdami kierowcę oskarżonego o potrącenie na chodniku dwójki dzieci w wózku. Jedno z bliźniąt zmarło w szpitalu, drugie zostało ciężko ranne. Kiedy Adam D. trafi do więzienia? Na to pytanie na razie nikt nie był w stanie nam odpowiedzieć.

 

Adam D. był oskarżony o spowodowanie w kwietniu 2020 r. wypadku na ulicy Władysława IV Szczytnie. W ocenie prokuratury, do zdarzenia miało dojść w wyniku umyślnego naruszenia przez niego zasad bezpieczeństwa w ruchu. Kierowca w chwili wypadku był trzeźwy.

 

Jak ustalono, oskarżony wracał sportowym fordem mustangiem z pracy do domu. Ulicami Szczytna jechał 60 km/h, czyli przekraczając dozwoloną prędkość. Następnie przekroczył podwójną linię ciągłą, po czym – widząc inny pojazd wyjeżdżający na jego pas ruchu z ulicy podporządkowanej – postanowił go wyprzedzić i przyspieszył do 95 km/h.

 

Stracił wtedy panowanie pojazdem, wpadł w poślizg i zjechał na chodnik w rejonie przejścia dla pieszych, gdzie uderzył w kobietę i prowadzony przez nią wózek z dwójką śpiących wnuków. Jeden z chłopców – bliźniaków w wieku półtora roku – zmarł w szpitalu, drugi został ciężko ranny.

 

W maju tego roku Sąd Rejonowy w Szczytnie uznał Adama D. za winnego spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym i skazał go na karę 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Zakazał mu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na okres 6 lat i zasądził od niego 100 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz poszkodowanego chłopca. Oskarżony został również obciążony kosztami procesu.

 

Sąd – opierając się m.in. na opinii biegłych – stwierdził wówczas, że pierwotnym czynnikiem, który doprowadził do wypadku, było zachowanie kierującej innym pojazdem (volkswagenem). Kobieta wyjechała z drogi podporządkowanej, zmuszając oskarżonego do „podjęcia manewrów obronnych w postaci zjechania na lewy pas ruchu”.

Reklama

 

- Jednak główną przyczyną wypadku była utrata panowania nad fordem mustangiem, na skutek nieuzasadnionego i nieprawidłowo wykonanego manewru wyprzedzenia volkswagena przez oskarżonego, po uprzednim wyłączeniu systemów kontroli trakcji i systemów wpływających na przyczepność kół na tzw. tryb sport drive – mówi Artur Bekulard, szef szczycieńskiej prokuratury.

 

Według sądu to niebezpieczne zachowanie oskarżonego w powiązaniu z brakiem jego dostatecznych umiejętności do odzyskania w tej sytuacji panowania nad autem doprowadziło do tragicznych skutków. Nie doszłoby do wypadku, gdyby oskarżony, widząc pojazd wymuszający na nim pierwszeństwo, po prostu zahamował.

 

Wszystkie strony procesu odwołały się od tego wyroku. Matka pokrzywdzonych chłopców i jej pełnomocniczka chciały zaostrzenia kary do siedmiu lat więzienia i 15-letniego zakazu kierowania pojazdami, z kolei prokurator wnosił jedynie o zwiększenie tego zakazu do 10 lat. Adwokaci oskarżonego domagali się natomiast uchylenia wyroku i ponownego procesu albo złagodzenia kary, m.in. przez jej warunkowe zawieszenie.

 

Sąd Okręgowy w Olsztynie utrzymał w mocy wyrok sądu I instancji, obciążając oskarżonego kosztami postępowania odwoławczego. Wyrok jest prawomocny.

 

Sąd okręgowy uznał, że wyrok szczycieńskiego sądu jest słuszny i sprawiedliwy, wina oskarżonego nie budzi wątpliwości, a wymierzona mu kara jest adekwatna do stopnia społecznej szkodliwości czynu.

 

- Ten stopień społecznej szkodliwości w żaden sposób nie uzasadnia tego, żeby łagodzić karę do takiego wymiaru, aby móc zastosować środek karny w postaci warunkowego zawieszenia jej wykonania, o co wnosili obaj obrońcy oskarżonego – podkreślił w ustnym uzasadnieniu sędzia Piotr Zbierzchowski.

 

Sędzia zwrócił przy tym uwagę na tragiczne skutki wypadku, który spowodował oskarżony; jedno z dzieci zginęło, a drugie doznało ciężkiego kalectwa, z którym prawdopodobnie będzie borykało się przez całe życie.

 

Na razie nie wiadomo, kiedy Adam D. trafi do wiezienia. Jego obrońcy już zapowiedzieli, że będą wnosili o kasację tego wyroku, bo ich zdaniem jest on niesprawiedliwy.

 

- Zapewne będziemy starali się też o odroczenie kary – mówi mecenas Andrzej Jemielita, jeden z obrońców. - Składamy wniosek o uzasadnienie wyroku i uruchamiamy wszystkie możliwe prawne działania, aby bronić naszego klienta, bo gdyby ta pani nie zajechała naszemu klientowi drogi, to w ogóle nie doszłoby do tej tragedii. To naprawdę istotna kwestia, która miała wpływ na to, co zadziało się później.

 

O wykonaniu kary decyduje Sąd Rejonowy w Szczytnie.



Komentarze do artykułu

Mateusz

Życzę siły mamie i tacie dzieci. a ten bandzior niech mu przez te 4.5 lata (śmiech na sali) wyr.. dup... w pierdlu.

rekarekemyje

Gdy to czytam serce mnie sciska.. Placze... Co jako spoleczenstwo mozemy zrobic, zeby ten bandyta nie wyszedl na wolnosc ? Moze jakas zbiorka na procesy ? Bo nie moze byc tak, ze jest z lepszego domu i jego rodzice maja znajomosci.. Moze tak latwo to umknac.. Piszcie swoje pomysly tutaj w komentarzach co mozemy zrobic by im pomoc..

markiza

Na zdjęciu widać dwóch uśmiechniętych, ślicznych chłopczyków. Teraz jeden nie żyje, drugi zmaga się z niepełnosprawnością. Osoba winna tragedii otrzymuje śmiesznie niski wyrok. Wyjdzie pewnie wcześniej za dobre sprawowanie. To jest kpina z nieszczęścia tej rodziny i społecznego poczucia sprawiedliwości. Dużo wytrwałości dla mamy i maluszka.

żenada

dzieciak do końca życia będzie odczuwał skutki wypadku, a pan banan po sześciu latach będzie śmigał samochodem jako wolny człowiek

Bob budowniczy

Ten wasz klient nie ma sumienia i próbuje najlepiej nie ponieść żadnych konsekwencji i wrócić do codzienności jakby nigdy nic, ale ci obrońcy też nie mają sumienia choć dzieci owszem. Jakąś karę ten typ ponieść musi, i tak dostał za mało, to przynajmniej niech obrońcy tego typa wyluzują, bo nawet matka tych dzieci się poddała i nie chcę już walczyć w sądach, chce się zająć swoim żyjącym synem i go rehabilitować a obrońcy nawet od tak niskiego wyroku chcą się nadal odwoływać i dalej truć życie tej poszkodowanej rodziny.

Klata

Co to za wyrok!!!! Śmiech na sali.Powinien być dużo wyższy i dożywotnio zakaz prowadzenia pojazdów jakich kolwiek od hulajnogi do taczki

Zdzysk

obrońcy kasę golą i nie przejmują się tragedią innych

Szczytnianin

Jemielita, odrocz też karę śmierci, jaką wykonał na bezbronnym dziecku twój podopieczny... a drugiemu dziecku odrocz dożywotnią niepełnosprawność, jaką qrwą trzeba być, żeby bronić tego bandyty. Adwokaci diabła doskonale wiedzą, że gdyby ten morderca jechał z odpowiednią prędkością, do niczego by nie doszło....ale cóż, teraz pieniądz jest ważniejszy, niż życie dziecka, niż życie człowieka...a najbardziej mamonkę sobie cenią, najbardziej bezwartościowi \"człekokształtni\"

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama