Piotr Zembrzuski dołączył do grona profesorów w sportach walki w naszym powiecie. Jest ich niewielu, bo zaledwie dwóch. Pierwszym jest Tadeusz Dymerski, trener judo w Gwardii Szczytno.
Zembrzuski swój egzamin na 5 dan zdał na początku lipca w Kazachstanie. Rozmawiamy z Piotrem Zembrzuskim o jego sukcesie.
5 dan porównałeś do profesury, czy to nie nadużycie?
Zdecydowanie nie. 5 dan w sportach walki wywodzących się z Japonii to wyjątkowe osiągniecie i niezwykle rzadkie. U nas już na posiadaczy 1 dana mówi się mistrzu, ale w Japonii 1 i 2 dan to dopiero kohai, czyli początkujący nauczyciel. 3 i 4 dan dają tytuł sensei, czyli nauczyciel. Dopiero od 5 dana do 10 jest się shihanem, czyli mistrzem. To taka profesura w sportach walki. W Szczytnie takim profesorem był jedynie Tadeusz Dymerski, teraz i ja dołączyłem do tego grona.
Twoja droga do mistrza była długa?
Zajęła mi 37 lat. Sam oceń.
Wymagało to chyba w takim razie nie tylko sporo czasu, ale i wytrwałości?
Owszem. Z perspektywy czasu najtrudniejsze, było dla mnie zdobycie 1 dana, a potem tego 5. Dany pomiędzy jedynką i piątką przychodziły bez większych emocji.
!?
Zarówno 1 dan, jak i 5 były przekroczeniem pewnych, wówczas jeszcze niewyobrażalnych, dla mnie, etapów. Takie moje Rubikony. Przekroczyłem je i wiedziałem, że odwrotu nie ma.
Wrócimy do twojego 1 dna, kiedy to było?
W 1994 roku. Z perspektywy czasu myślę, że właściwie nigdy nie byłbym dobrym trenerem, gdybym się nie dokształcał. Po zdobyciu pierwszego stopnia mistrzowskiego wiedziałem, że to dopiero początek drogi. Skończyłem studia na AWF, jestem trenerem pierwszej klasy karate kyokushin i planuje dalsza edukację, bo chcę zrobić klasę mistrzowską...
Przy pierwszym i kolejnych danach byłeś właściwie młodzieniaszkiem, sprawnym mężczyzną, dziś masz 51 lat, a zdałeś właśnie egzamin na 5 dan, czy to nie jest tak, że nie liczy się już przy tych wyższych stopniach sprawność fizyczna?
Do piątego dana metryka, wiek nie mają znaczenia, tu liczy się technika, wytrzymałość, sprawność fizyczna, nie ma taryfy ulgowej. Aby zdać na 5 dan musiałem częściej trenować, ciężej niż moi podopieczni w klubie. To był mój cel. Podjąłem wyzwanie. Dla siebie, ale też dla moich zawodników właśnie. Jeśli nie mam celu, nie podnoszę kwalifikacji, to nie jestem przykładem dla swoich uczniów. Nie jestem dla nich wzorem, autorytetem. To może źle się skończyć.
Mówisz, że do 5 dana nie ma taryfy ulgowej. Czy po 5 danie egzaminy wyglądają inaczej?
Test sprawnościowy jest tylko do 5 dana, a potem są stopnie uznaniowe. Czyli za to, co zrobisz dla organizacji, dla karate.
Jak wyglądał twój egzamin na 5 dan, jak długo trwał?
Takie egzaminy odbywają się co dwa lata przy okazji największych imprez karate, kiedy zbiera się komisja światowa. Zdawałem w Kazachstanie. Mój egzamin trwał około 4 godzin. Był podzielony na dwie części: techniczną oraz kumite, czyli walki. W części technicznej były ćwiczenia poszczególnych technik, kata, siłowe. Potem było ogłoszenie wyniku z tej części egzaminu. Kto go zaliczył, przechodził do etapu kumite, w którym musieliśmy stoczyć walki z dziesięcioma rywalami.
Musiało cie to kosztować sporo wysiłku...
Owszem, ale samą tężyznę czy sprawność fizyczną można wytrenować. Wymaga to dużo czasu, uporu, ale można to zrobić. Dla mnie w tym wszystkim najważniejsze jest cierpliwość mojej rodziny, żony. Gdyby nie ona, nie jej wyrozumiałość i cierpliwość to na pewno nie doszedłbym tak daleko. Dlatego bardo dziękuję mojej żonie Paulinie za wszystko, co dla mnie zrobiła i robi. To dzięki niej mogę zajmować się moją pasją, którą jest karate.
Kiedy i gdzie zaczynałeś swoją przygodę z karate?
W Szczytnie, miałem wówczas 14 lat. Pierwsze kroki stawiałem u Bogdana Wysoczarskiego. Po roku w Szczytnie pojawił się Darek Szczęsny i to pod jego skrzydła trafiłem. Stał się on moim mentorem, który ukierunkował mnie na karate. Dał wędkę i dołączył do niej instrukcję obsługi, abym wiedział, jak się nią posługiwać.
Gdzie wówczas odbywały się treningi?
Pierwsze treningi w latach 80. były w dawnej „czwórce”, czyli dziś gimnazjum nr 2 przy ulicy Lanca. Sekcja działała przy TKKF w Szczytnie. Później trenowaliśmy właściwie w każdej szkole.
Początki były takie, że na tę małą salę w „czwórce” przyszło aż 200 osób. Dziś jest to nie do powtórzenia, choć zapał ludzi, którzy trafiają do mnie na treningi, jest podobny.
A twoja kariera, jako zawodnika, jak wyglądała, bo o niej niewiele wiadomo?
Moje największe osiągnięcie to 3 miejsce na Mistrzostwach Polski Seniorów i prawie dwa lata przynależności do kadry seniorów. Potem zostało to przerwane moim wyjazdem do Niemiec. Wyjechałem tam za pracą, chlebem. Pracowałem, ale też trenowałem. Jako że mam też niemiecki paszport, to trafiłem też do niemieckiej kadry. Większych sukcesów tam jednak nie miałem, bo praca była ważniejsza. Po pięciu latach wróciłem do kraju.
Jaki to był powrót?
To były właściwie nowe realia. Nie było sekcji przy TTKF, a zupełnie nowy klub założony w 1994 roku przez Jana Głąbowskiego i Karola Woźniaka. W 1994 zrobiłem egzamin na 1 dan.
Zostałem wiceprezesem, głównym instruktorem, bo miałem i najwyższy stopień i doświadczenie. Stałem się trenerem Karola Woźniaka, Darka Hrynowieckiego, Jana Głąbowskiego, Mileny Walkiewicz. Zaczęliśmy odbudowywać karate w Szczytnie.
Udało się?
Myślę, że tak. Przełomowym momentem był rok 2001. Wówczas Gosia Zielińska zdobyła medal na mistrzostwach Polski. Po siedmiu latach pracy. Po zmianie sposobu myślenia, prowadzenia klubu efekty są widoczne. Weszliśmy na obroty i nie schodzimy z nich właściwie do dziś. Staliśmy się jednym z lepszych ośrodków karate w kraju. Od 1994 roku Szczycieński Klub Kyokushin Karate ma na koncie około 70 medali mistrzostw Polski seniorów, juniorów, młodzików, czy pucharu Polski. Mamy 18 medali mistrzostw Europy, 2 medale, w tym złoty, z mistrzostwa świata.
Niezły dorobek. A twoje największe osiągnięcie trenerskie?
Gerard Will mistrz świata w karate, dwukrotny mistrze Europy, Piotr Moczydłowski – brązowy medalista mistrzostw świata, czterokrotny mistrz Europy. Ale tych perełek jest więcej. Adrian Staszewski, Julka Kędzierska. To są zawodnicy światowego formatu.
Ooooooooo K...a Ale Super gwiazda Już gorszych śmieci to Burmistrz chyba nie mógł znaleźć Ale co tu się dziwić Jaki Burmistrz ,takie gwiazdy
Cezary
2025-04-30 12:54:00
Może wybierzemy najbardziej zarośnięty wysoką trawą plac zabaw?!
Teren gminy Pasym.
2025-04-30 12:33:16
KULSONSKIE miasto to i kulsonskie metody
Kubus
2025-04-30 10:38:48
pierdzenie w stolki za duzą kasę z NASZYCH podatkow. Hiszpania pokazała nam ZEROemisyjniośc, wrocimy do epoki kamienia lupanego i grzania sie w zime krowim łajnem
Kubus
2025-04-30 10:38:00
Smolasty tak znany, że ja go totalnie np nie znam. Ja bym go nazwał Tatuazasty...
Tytus
2025-04-30 08:58:46
Dziś rozprawa?
2025-04-30 07:27:20
Ciężko się to czyta. Opowiadanie o bezpieczeństwie energetycznym w chwili, gdy Hiszpania i Portugalia zostały pozbawione prądu, a polskie elektrownie, planuje się na potęgę zamykać w imię klimatycznych idiotyzmów i niemieckiego biznesu zakrawa na kpinę z normalnych ludzi. Również miliardy, przewidziane na wsparcie niemieckiego i francuskiego przemysłu obronnego trudno nie mogą być przez zdrowo myślących postrzegane jako sukces Polski. Bezpieczeństwo gospodarcze i żywnościowe również jest zagrożone przez działania brukselskich komisarzy ludowych wspieranych przez ekoterrorystów. Osobiście wolał bym, aby nasza prezydencja zamiast tych \"sukcesów\" wpłynęła na rynek energetyczny w taki sposób, że nie będziemy mieli najdroższego prądu w Europie.
Wiesław Nosowicz
2025-04-29 15:54:57
Budują na Królewskim dla kolesi i mieszkańców
Antyukrainiec
2025-04-29 14:21:33
No tak, wicestarosta zajmuje się drobiazgami. Wstyd dla tych radnych którzy go wybrali na to stanowisko.
kozaostra.
2025-04-29 12:22:59
Kamilku kochany, coś niesmacznego na śniadanie? Źle w życiu wiecznym malkontentom, uśmiechnij się, dobrze?
Marlena
2025-04-29 09:30:32