Środa, 8 Maj
Imieniny: Kornela, Lizy, Stanisława -

Reklama


Reklama

Uczciwe władze, kłamliwe obywatelki? Burzliwe obrady rady miejskiej


Dwie panie wystąpiły na ostatniej sesji Rady Miejskiej, by przedstawić swoje sprawy i dowieść, że działania władz miasta w tych sprawach, a szczególnie burmistrza Krzysztofa Mańkowskiego, dalekie były od obiektywności i rzetelności. Oba wystąpienia dotknięty burmistrz skwitował jako kłamliwe. Jedną z mówczyń zamierza postawić przed obliczem sądu.



Sprawy, które były przedstawione przez występujące publiczne panie, są dość znane. Pisaliśmy o nich na łamach "Tygodnika". Dotyczyły przedszkola "Pod Topolą" oraz transportowych trudności firmy "Bastek".

 

Bożenna Mikielewicz, była już dyrektor niepublicznego przedszkola "Pod Topolą" mówiła – oczywiście – o jego likwidacji, od wypowiedzenia dzierżawy budynku poczynając, po nieporozumienia związane z odkupieniem przedszkolnego wyposażenia. Przedstawiła harmonogram zdarzeń, a przede wszystkim obietnice i deklaracje, które padały ze strony burmistrza, a nie zostały spełnione.

 

Burmistrz skwitował wystąpienie stwierdzając, że sporo w nim kłamstw i "poradził" byłej dyrektor: - Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny i to niepokonanym.

 

Dociekliwym radnym (opozycyjnym – a jakże), którzy próbowali wałkować kwestię odkupienia mebli też krótko odrzekł: - Wszystko było zgodnie z prawem, a że dyrektor ma inne zdanie, to trudno.

 

Nie obyło się też bez próby udowodnienia, że dyr. Mikielewicz do końca wiarygodna nie jest.

 

- Czy wszyscy nauczyciele byli zatrudnieni z Karty Nauczyciela? – pytała radna Anna Rybińska, choć jako wieloletnia nauczycielka zapewne wie, że w oświatowych placówkach niepublicznych Karta Nauczyciela nie musi być stosowana i zwykle nie jest. Informacja o tym, że karta była jednak w przedszkolu przestrzegana okazała się mało precyzyjna, więc szczegóły przybliżył burmistrz (SIC!): - Umowy były zawierane na czas określony, a zgodnie z Kartą Nauczyciela możliwy był tylko awans zawodowy.


Reklama

 

I choć radna Agnieszka Kosakowska wnioskowała o zamknięcie dyskusji (w ramach punktu: interpelacje i wnioski), do owego zamknięcia nie doszło tak szybko. Radny Robert Siudak chciał wiedzieć, jaki cel miało wystąpienie i w ogóle kto dyrektor Mikielewicz na sesję zaprosił, radna Teresa Mosakowska uznała, że mieszkańcy mogą i powinni na sesjach występować, a – można by rzec – kuriozalną opinię wyraziła radna Ewa Czerw: - Po co to opowiadanie o tym, jak było? Po 46 latach pracy to już czas na emeryturę, więc niech już pani dyrektor zasłużenie odpoczywa – instruowała wieloletnia radna, lat 84, emerytka od co najmniej lat 20, jak nie lepiej.

 

Powiązane z przedszkolem było także wystąpienie Mileny Bastek w ramach programowego punktu, dotyczącego rozpatrzenia skargi jej autorstwa na działalność burmistrza. Rzecz dotyczy ul. Borowej i ustawienia znaku drogowego, który uniemożliwia przejazd tirów należących do prowadzonej przez nią firmy, co grozić może likwidacją przedsiębiorstwa.

 

I tu nie obyło się bez burzliwej dyskusji. Milena Bastek zrelacjonowała przebieg swoich dwóch rozmów z Mańkowskim. Podczas pierwszej miał zadać jej retoryczne pytanie: "A było to tak walczyć o przedszkole?", w drugiej niemal otwarcie przyznać, że konfliktowy znak drogowy pojawił się właśnie po to, by jej utrudnić życie i działalność. Tu burmistrz zareagował ostrzej stwierdzając kategorycznie, że to kłamstwa.

 

- W związku z tym, jako osoba publiczna, będę musiał podjąć stosowne kroki – skonkludował, wyraźnie grożąc skierowaniem sprawy do sądu. Mileny Bastek nie wystraszył, bo – jak stwierdziła – ma świadków, obecnych podczas tych rozmów, a właściwie świadka w osobie własnego rodzica.

Reklama

 

Gros wypowiedzi radnych sprowadzała się do ubolewania, że firma ma poważne problemy, a firmy i przedsiębiorcy są Szczytnu niezwykle potrzebni i że "coś" trzeba zrobić i "jakoś" trudnościom podołać. Te kwestie nie były ważne właściwie tylko dla radnej Anny Rybińskiej, mieszkanki ulicy Borowej, która wytrwale opisywała tirowy "horror" z jakim ona i jej sąsiedzi mają do czynienia.

 

Do porządku koleżanki i kolegów przywołał radny Robert Siudak (który wcześniej zaprezentował się jako pilny "śledczy", analizujący aktywność radnych i burmistrza na portalach społecznościowych), przypominając, że dyskusja wykracza poza regulaminowy punkt porządku obrad, w ramach którego możliwe jest jedynie rozważanie, czy skarga na burmistrza jest zasadna czy też nie. Ostatecznie więc radni uchwalili, że burmistrz jest niewinny.

 

Kwestia respektowania porządku obrad wypływała zresztą też i wcześniej, gdy radny Siudak zarzucał przewodniczącemu rady Tomaszowi Łachaczowi m.in. wykraczanie poza kompetencje.

 

Czwartkowa (31 sierpnia) sesja, zważywszy na jej przebieg, nie różniła się zbytnio od wielu poprzednich, może poza tym, że wyraźnie rosną emocje. Jako że do kolejnych wyborów coraz bliżej, coraz bardziej uwidacznia się wzajemna niechęć pomiędzy pojedynczymi radnymi i ich grupami, co jakości obrad z pewnością nie służy. Każdy może się o tym przekonać osobiście, bo – jak zawsze – przypominamy, że sesje są nagrywane, a relacje dostępne na urzędowej stronie. Wystarczy znaleźć zakładkę "Rada Miejska" i chwilę poszukać.



Komentarze do artykułu

Leonidas

Przykro słuchać i czytać. Ciągle tylko własne interesiki a o interesie miasta i jego perspektywach nikt nie myśli. Taki sobie mieszkańcy ogród zoologiczny wybraliście to macie.

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama