Czwartek, 21 Listopad
Imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka -

Reklama


Reklama

Przyszedł niepostrzeżenie - felieton pastor Andrzeja Seweryna


Kiedy przechodzę dość często obok budynku szczycieńskiego sądu, znajdującego się po drugiej stronie ulicy Sienkiewicza, przy której mieści się nasz zabytkowy kościół, mijam się co jakiś czas z panami, którzy kroczą z teczką oraz przewieszoną przez ramię togą sędziowską. Nie mam wątpliwości, że to jakiś pan sędzia zmierzający na rozprawę, a ta toga jest znakiem rozpoznawczym jego profesji i autorytetu.


  • Data:

Podobnie jest z osobami w mundurach. Natychmiast rozpoznajemy i kojarzymy, że ktoś jest wojskowym, ktoś inny marynarzem. Jeszcze inne mundury noszą oficerowie straży pożarnej, a dość charakterystyczne mundury noszą żołnierze amerykańscy, których łatwo rozpoznać na przykład na lotniskach w różnych częściach świata, nie mówiąc o samych Stanach Zjednoczonych.

 

Kiedy po ulicy kroczy czasem mężczyzna w czarnym uniformie ze srebrnymi guzikami, od razu kojarzymy, że to kominiarz. Zaś mała w swoich rozmiarach koloratka przypięta wokół szyi natychmiast zdradza, że ten ktoś, kto ją założył, jest osobą duchowną. Nie mówię już o szatach liturgicznych, które mówią wyraźnie o tym, jaką funkcję w swoim kościele pełni dany duchowny.

 

Jako pastor Kościoła Baptystycznego nigdy nie zakładałem koloratki, bo nie jest to zwyczajem w odniesieniu do duszpasterzy naszego wyznania. Czasami jednak niektórzy nasi pastorzy zakładają koloratki, szczególnie w czasie udzielania pogrzebów czy wizyt składanych w urzędach lub innych kurtuazyjnych okazjach. Ja osobiście uznałem, że jeżeli ludzie nie zobaczą w moim zachowaniu, sposobie życia, w mojej moralności i etyce, a także we właściwych relacjach z innymi ludźmi, że jestem osobą godną, do której pasuje tytuł pastor, to żadne szaty, choćby najbardziej dostojne, nic tu nie pomogą.

 

Pamiętam, jak w czasie mojej pierwszej pastorskiej posługi w zborze baptystycznym w Białymstoku odwiedzałem chorych w szpitalu. Miałem oczywiście przy sobie legitymację duchownego, ale przychodziłem do szpitala „po cywilnemu”. Nie zapomnę, jak pewnego razu szatniarka w szpitalu krzyknęła do mnie oburzona: A gdzie to idziesz bez fartucha? Odpowiedziałem, że jestem duchownym, więc mogę, bo idę do pacjenta z wizytą duszpasterską. Szatniarka zmierzyła mnie od góry do dołu, a byłem wtedy młodym człowiekiem przed trzydziestką i krzyknęła nie mniej przyjaźnie: Wynocha mi stąd, jaki tam z ciebie duchowny!


Reklama

 

Uznałem, że pokazywanie legitymacji duchownego nic tu nie wskóra. Po powrocie do domu zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego lekarza i poprosiłem go o podarowanie mi białego fartucha, który położyłem na tylnej półce w aucie. Kiedy potem przyjeżdżałem do szpitala i wchodziłem w białym fartuchu, nikt na mnie nie krzyczał i nie przepędzał, a niektórzy zaczęli mi się nawet kłaniać myśląc zapewne, że jestem lekarzem. Magia munduru – pomyślałem i poczułem się jak ordynator.

 

Piszę o tym dzisiaj dlatego, że ważna jest nasza rozpoznawalność. Ludzie poznają nas po twarzy, kojarzą słysząc nasze imię i nazwisko. Czasem nasz ubiór czy mundur mówi coś o naszej pozycji, profesji czy randze tego, co ten mundur czy szata reprezentuje. To oczywiście zobowiązuje nas do tego, by godnie reprezentować siebie, nie plamić swojego nazwiska, munduru czy szaty. Z drugiej strony, kiedy ktoś występuje „po cywilnemu” czyli bez żadnych oznak swojego prestiżu czy rangi, to nie sposób się domyślić, kim ten ktoś jest, bo wygląda normalnie i zwyczajnie, choć jest to osoba niezwyczajna i wybitna.

 

Kiedy w Betlejem urodził się Pan Jezus, był zwyczajnym niemowlęciem i dzieckiem prostych ludzi. Choć na polach betlejemskich aniołowie ogłosili prostym pasterzom, że oto dziś w Betlejem urodził się Zbawiciel, Mesjasz i Pan, to jednak nie biła od tego dziecka jakaś święta poświata i nie świeciła nad jego głową złota aureola. Zresztą wszyscy pozostali mieszkańcy Betlejem byli pogrążeni w głębokim śnie i zapewne nie dawali wiary świadectwu prostych pasterzy o tym, co przeżyli tej niezwykłej nocy. Tym bardziej, że Maria z Józefem i nowo narodzonym Jezusem odeszli z tego miejsca, uciekli potem do Egiptu, a po powrocie stamtąd udali się do Nazaretu w Galilei, a więc dość daleko od Betlejem.

Reklama

 

Można więc powiedzieć, że Pan Jezus przyszedł na świat niepostrzeżenie, pokornie i cicho, bez rozgłosu. Dopiero 30 lat później będzie o Nim głośno, kiedy zacznie swoją publiczną służbę w imieniu swojego Ojca w niebie. Wtedy postawi ludzi przed wyborem: albo Mną wzgardzicie, albo uznacie Mnie za swojego Zbawiciela i Pana. I tak pozostało aż do dzisiaj. Dla jednych Jezus jest legendą i mitem bez żadnego znaczenia, dla innych zaś Zbawcą i Panem nie tylko naszej doczesności, ale także chwalebnej wieczności. Pomyśl przez chwilę: do jakiej grupy ludzi się zaliczasz? Życzę błogosławionych świąt – to przecież Jego symboliczne urodziny!

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com



Komentarze do artykułu

Grażyna

Pięknie

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama