Moja żona, Ewka, osoba z gruntu uczciwa, nie może wyjść ze zdumienia, że przestępcy, w tym polityczni, nie przewidują, że mogą zostać złapani. Dedykuję jej ten tekst, bo mam już dość odpowiadania zdawkowo na to jej pytanie. Wytnę go z tygodnika, jak mi wydrukują, przypnę magnesem z podróży na lodówce i będę miał spokój, bo codziennie pojawia się jakieś szokujące doniesienie, o którym było głośno przez lata, zanim ucichło.
Co prawda Brytyjczycy powiadają, że przestępstwo nie popłaca, a reszta świata powtarza to za nimi bezrefleksyjnie, to jednak przestępstw i przestępców jest coraz więcej, choć z drugiej strony coraz więcej się ich wykrywa i karze.
U nas też wykrywalności przybywa i szczególny w tym udział mają zajadłe media niezależne, które w pogoni za sensacją nie wahają się ujawniać rzeczy od dawna nie wykrywanych. A policja i prokuratura podążają chcąc nie chcąc ich tropem, bo wykrywalność jest dla nich ważnym wskaźnikiem skuteczności i mogą się w przyszłości tłumaczyć, że nie mieli odwrotu.
Żeby się dorobić dużych pieniędzy, trzeba na początek trochę mniejszych pieniędzy i dobrego pomysłu. A i to nie każdemu się udaje. Albo szczęścia w lotto, ale gdy te szanse na szczęście przeliczyć na prawdopodobieństwo, to wygląda na to, że jest jednak mniejsze niż to, że cię złapią, jak ukradniesz milion.
Oczywiście jest jeszcze jedna kalkulacja; że kiedy nie wygrasz, to stracisz tylko parę złotych, a nie parę lat życia, są jednak ludzie, dla których lata życia bez dużych pieniędzy są mniej warte i gotowi są je poświęcić.
Żeby ukraść nawet coś mniejszego wiadro naciągnięte na łeb czasami nie wystarcza, by ochronić swoje dane osobowe przed organami ścigania, bo można się potknąć i ujawnić, co trzeba było przewidzieć i powycinać w nim otwory na oczy. W tym znanym przypadku przestępca był całkowicie zaślepiony żądzą popełnienia czynu karalnego, co się zakończyło ukaraniem i śmiechem na cały kraj.
Wierzący plądrujący kościoły i plebanie na ogół modlą się na okoliczność udanego skoku, który wprawdzie jest w zestawie grzechów z dekalogu, jednak liczą oni na łaskę wiary, a pewnie i na skruchę w czasie spowiedzi i rozgrzeszenie. Dla sądu nie jest to jednak okoliczność łagodząca.
Dzisiejsze archiwa X są w stanie wrócić do wydarzeń sprzed lat i stosując najnowsze metody ustalić sprawcę kryminalnego czynu. Na razie kryminaliści są bardzo tym zaskoczeni i nie mogą sobie przypomnieć zdarzeń sprzed dwóch dekad. Nie sądzę jednak, żeby ta perspektywa całkowicie ich zniechęciła.
Dopóki istnieje żądza zysku za cenę nierozumnego ryzyka, złodzieje mogę liczyć na popyt dla kradzionego.
Oszust, który jest odmianą złodzieja bardziej wyszukaną, przyciąga do siebie klienta podejrzanie korzystną ceną. Ja sam, kiedy mam do czynienia z wyjątkową okazją, zawsze zakładam, że to raczej okazja dla sprzedającego niż dla mnie, dzięki temu nie padłem jeszcze ofiarą tego rodzaju oszustwa.
Szczególną kategorią są złodzieje polityczni, których stwarza okazja wyborcza. Mogą oni decydować, co ukraść i jakim prawem, a także o niewykrywaniu ich czynów, dopóki rządzą także prokuraturą i policją. Szczególnie, kiedy ich wyborcy wejdą w rolę pasera, co się zdarzyło, i uznają, że wprawdzie kradną, ale się dzielą, czyli wyznają - jakby zapewne powiedział prezes, który wprawdzie nie zna języków, ale lubi używać rzadko używanych słów - permisywizm. Złodziej bez pasera jest bezradny, bo to inna specjalizacja.
Jerzy Niemczuk
Olek
Z niecierpliwością czekam na felieton o łamaniu konstytucji. A nie przepraszam, to jest demokracja walcząca.
Kamil
Pań Niemczuk niestety choruje na jakąś obsesje na punkcie poprzedniej władzy. Ciekawe, że nie zauważa niczego złego co się dzieje że strony nowej władzy. Dziennikarski obiektywizm. Wstyd Tygodniku.