Staram się zachować w tych moich tekstach perspektywę lokalną, ale często piszę o tym, co mi doskwiera globalnie i krajowo. Do granicy z Rosją i Białorusią z mojej wsi bliżej niż do Warszawy. Nie da się od tego do końca uciec, skoro rojenia o władzy jednego owładniętego fobiami człowieka decydują o naszym życiu. Swoje marzenia, żeby „zostać emerytowanym zbawcą narodu” zdradził wiele lat temu.
Z tą emeryturą mu się udało, bo do niedawna wicepremier odpowiadający za bezpieczeństwo Polski, formalnie jest teraz emerytem, który wprawdzie rządzi niepodzielnie, ale żadnej formalnej odpowiedzialności za swoje decyzje nie ponosi.
Ze zbawianiem narodu się nie udało. Prezes chce nas za wszelką cenę zbawić od sąsiada, z którym niewiele lat temu całkiem udatnie udało nam się układać dobrosąsiedzkie relacje w ramach „Trójkąta Weimarskiego”, a my sobie także dobrze radziliśmy z sąsiadami z Niemiec, którzy nasz region odwiedzają.
Werner Koepke, który przez ponad ćwierć wieku indywidualnie wspiera Mazury, został przez prezydenta odznaczony złotym krzyżem zasługi. Komorowskiego, żeby była jasność. Nie wiem, czy mu Duda proponował, pewnie nie, bo mógł przypuszczać, że taki gest się prezesowi, który jest jego nieformalnym nadzorcą, nie spodoba. Moi niemieccy sąsiedzi swój letni dom udostępnili w pierwszych dniach wojny uchodźcom z Ukrainy, dzięki temu mogłem snuć na tych łamach żartobliwą opowieść, jak to Niemcy z Polakami Ukraińcom w wojnie z Ruskimi pomagali.
Może to właśnie w powodu niemiecko brzmiącego po polsku nazwiska z telewizji ABC trzy lata temu zniknęły z anteny wszystkie moje seriale dla dzieci, wcześniej powtarzane na okrągło. Że źle się może skojarzyć prezesowi, kiedy w poszukiwaniu rodeo na licznych kanałach zbłądzi na program dla dzieci.
Teraz mam wrażenie, że słowo „zbawca” w ustach prezesa, to jedno z licznych jego przejęzyczeń i przekręceń. Wiele wskazuje na to, że dzisiaj to emerytowany nie tyle zbawca, co zdrajca narodu, który przypisuje sobie obok wyjątkowej mądrości, także monopol na patriotyzm bardzo swoiście pojmowany i trudny do pojęcia.
Przywiązywanie do ojczyzny można na różne sposoby okazywać. Można związki ze swoim narodem pojmować jako rodzinne, tyle że rozszerzone. Rodzina to jednak także sąsiedzi, na których solidarność można liczyć, a nie tylko na widły, żeby się przed nimi oganiać.
Odrzucając niemiecki prezent dla Polski w postaci amerykańskich „patriotów”, które mogły chronić polskie niebo przed rosyjskimi pociskami, wprowadza w państwie frontowym, jakim jesteśmy w istocie na wojnie z Ukrainą, zaskakujące rozbrojenie. Na miejscu Putina przyznałbym mu order za zasługi w rozbrajaniu Polski przed rosyjską agresją. Jest to w oczywisty sposób idiotyczne, ale mieści się w logice paranoika, którego rajcuje nie naród, tylko pełna nad nim władza.
Kaczyński prowadzi w ramach wyborów kampanię antyniemiecką, więc rodzaj wojny, w której wrogiem są rzekomo czyhający na rdzenną polskość sąsiedzi, ale prezent w postaci broni od Niemców uznał za akt sabotażu. Szyki ustawione do walki z Zachodem - upostaciowanym przez Niemcy - mu się z powodu tego zaskakującego daru łamią. Z Niemcami - pars pro toto - zamiast reszty świata, bo liczy na resztki powojennych resentymentów, a także, by nie sprawiać wrażenie, że walczy z całym światem, co nie wszystkim się mogło spodobać.
Nawet Jagiełło przed prawdziwą bitwą pod Grunwaldem wykazał wobec Krzyżaków z całej Europy więcej klasy, bo choć mieczy miał dostatek, to i te dwa nagie przyjął.
Dla prezesa własne bezpieczeństwo wyborcze jest o wiele więcej warte, a nasze, jak to lud patriotyczny z polotem nazywa – koło dupy mu lata.
Jerzy Niemczuk
lena
Prezes nie jest moim idolem, ale Pana felieton wzbudził we mnie niesmak. Nie pamiętam, żeby za rządów PO oburzało Pana zachowanie Komorowskiego czy Tuska. Pierwszy, jako prezydent, często robił z siebie idiotę, podczas podróży zagranicznych, co rzutowało na opinię o Polsce i Polakach. Drugi zabrał rodakom pieniądze z OFE, wmawiając jednocześnie, że to nie były ich środki. A czyje? On nam je dał wspaniałomyślnie, może Putin albo Merkel? Bądźmy obiektywni w ocenie polityków.