Listy dostarcza mi od pewnego czasu urocza, uśmiechnięta doręczycielka. Ja też staram się być miły i chyba mi się udaje, bo jeszcze awizo od niej nie dostałem. Podjeżdża pod bramę, trąbi dyskretnie, tak jak się umówiliśmy, Ruda szczekaniem daje mi znać, że to ona przyjechała, a ja pędzę podpisywać.
Kiedy pojechałem do Olsztyna wysyłać swoją książkę do znajomych, na najbliższą pocztę doprowadziła mnie nawigacja, ale poczta ukryła się za rogiem. Odczekałem chwilę i trafiłem za listonoszem, który się pokazał z torbą na kółkach.
W okienku panienka naznaczona emblematem „Ja się uczę”. I rzeczywiście. Oczy miała okrągłe z emocji i próbowała podejmować kolejne wyzwania.
- Masz znaczki po osiem? – zwróciła się do koleżanki.
A tamta życzliwie:
- Mam, ale sprawdź, bo może masz po cztery.
- Oj tak! – zawstydzona.
Śmiejemy się. Życzliwie. Ja też debiutuję co jakiś czas, więc dobrze ją rozumiem. Ale im dalej tym gorzej.
Wysłałem dwie książki w tej samej miejscowości pod Warszawą. Jedną do Krzysztofa D. oraz jego żony Violi O. Drugą do Krystyny Ch. Priorytetem. Najdroższą pocztą w Europie. Obie doszły już po trzech dniach. Do Krzysztofa i jego żony. Listonosz uznał widocznie, jak przesyłka ta sama, ten sam nadawca i adres zbliżony, to reszta nie robi różnicy.
O ile mi wiadomo pensje listonoszów i pań w okienkach nie rosną. Rosną ceny pocztowych usług monopolisty, ale nie ich jakość, bo listy priorytetem, jak już dochodzą, to razem ze zwykłymi. Rosną z pewnością apanaże władz PP, a przy okazji ich arogancja i pycha.
Minister od poczty, która nie działa, jak należy, okazał ją niedawno w Pacanowie, zawieszając w trybie natychmiastowym naczelniczkę poczty, która wyraziła niezadowolenie sposobem zarządzania. Może, gdyby jego władza była jeszcze większa, to by nie zawiesił, ale powiesił dla przykładu. Inne wyzwania, takie jak usprawnienie kontaktów między pocztą a klientem, wprowadzenie rozwiązań, które z powodzeniem stosują firmy kurierskie, przerastają jego kompetencje.
A w Pacanowie mógł pokazać sprawczość władzy i jej możliwości. Dwie. Wyrzucać i przyjmować. Dla PiS kadry są wszystkim. Co mają. Reszta – kwalifikacje, umiejętności, know-how, doświadczenie – jest albo u konkurencji, albo na wylocie. Kucharka może wyrzucać do kosza wyroki europejskiego trybunału, to i minister może wyrzucać pracowniczkę poczty w Pacanowie, kiedy go najdzie ochota. To ten osławiony possibilizm w terenowej wersji na cito.
Z Pcimia do Pacanowa niby daleko, a jednak blisko. Priorytet osiem, benzyna też tyle. Pod tym względem wyprzedzamy Europę. Przy tych cenach daleko nie zajedziemy. Jak się nie da wyprzedzić, do się dołga. Na przykład, że sprzedaż kwitnącego „Lotosu” węgierskiemu słupowi Putina, po cenie niższej niż wycena sprzed lat, jest wymuszona przez Unię Europejską. A gdzie reszta? Pieniędzy oczywiście.
Jako laureat nagrody Makuszyńskiego protestuję przeciwko temu, żeby w Pacanowie w roli Matołka występował jakiś niewydarzony minister. Występ ministra powinien zostać wymazany z pamięci, bo obraża Pacanów, z którego pochodzi sympatyczny koziołek, a sam minister zawieszony w trybie natychmiastowym przez któregoś oberministra czy nawet prezesa. Co nie nastąpi. Choć z drugiej strony kandydatów na aroganckich ministrów we władzach nie brakuje, więc łatwo go będzie zastąpić.
Na fotografii Koziołek Matołek udekorowany przeze mnie medalem „Gloria Artis”. Rzeźba Andrzeja Renesa.
Co wojewodzie to .....
Artykuł o niczym.