Dokładnie 22 grudnia 2019 roku solidny pożar poważnie nadwerężył kamienicę przy ul. Reja w Pasymiu. Dwa lokale mieszkalne są własnością osób prywatnych, dwa kolejne stanowią własność gminy. I od początku zrodził się konflikt pomiędzy tymi dwiema stronami. Konflikt, w którym przynajmniej z góry wiadomo było, o co chodzi. W międzyczasie prowizorycznie zabezpieczony budynek spokojnie sobie niszczał. Wygląda jednak na to, że po ponad roku solidny remont w końcu ruszy, co pozwoli właścicielom na odzyskanie własnych dachów nad głową.
Dokładnie w poniedziałek, 11 stycznia, podpisaliśmy umowę z wykonawcą na odtworzenie części wspólnych tego budynku – mówi sekretarz miasta Wiesław Szubka. - W zakresie prac w znakomitej większości zostały uwzględnione oczekiwania dwóch właścicieli lokali mieszkalnych, przy czym pełen koszt tych prac pokryje samorząd.
Remontem ma się zająć Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Pasymiu. Jego całościowy koszt to 160 tysięcy złotych, przy czym 25 tysięcy już pochłonęło przygotowanie dokumentacji technicznej.
- W tej kwocie 108 tysięcy złotych to odszkodowanie, jakie, nie bez trudu i długotrwałej „walki” udało się uzyskać od ubezpieczyciela – podkreśla Szubka.
Firma ma ruszyć z naprawami od razu, jak tylko pozwoli na to aura, a zakończyć je w maju. - Myślę jednak, że właściciele mieszkań, jeśli zechcą, remonty własnych lokali będą mogli zacząć wcześniej, już po odbudowaniu dachu – konkluduje sekretarz miasta.
Papierowa „wojna”
Teoretycznie powinno być tak, że koszy odbudowy, także części wspólnych budynku, ponoszą solidarnie wszyscy właściciele. Dla posiadaczy dwóch mieszkań byłoby to jednak mocno dolegliwe wobec faktu, że swoich lokali nie ubezpieczyli. Oczekiwali więc, że samorząd, skoro środki z ubezpieczenia uzyskał, pokryje wszystkie koszty.
- Ubezpieczenie obejmowało części wspólne, więc ostatecznie ten wydatek poniesiemy – wyjaśnia Szubka. - Tyle tylko, sporo czasu pochłonęła „walka” z firmą ubezpieczeniową. Pierwsze jej wyliczenia, znacznie poniżej wartości strat, nas nie satysfakcjonowały. Dwukrotnie odwoływaliśmy się od ich decyzji. Wstępny kosztorys, jaki na nasze zlecenie został wykonany, mówił o stratach rzędu około 120 tysięcy. Ostatecznie wywalczyliśmy zwrot 108 tysięcy złotych i tę kwotę zaakceptowaliśmy.
W międzyczasie jednak prowizoryczne zabezpieczenie budynku, wykonane przez ZGKiM okazało się mocno nietrwałe i niemal nie ma po nim śladu, a to z kolei powodowało dalsze szkody w budynku i w poszczególnych mieszkaniach. Obecnie budynek przedstawia obraz nędzy i rozpaczy, przy czym sporo szkód wcale nie jest wynikiem pożaru sprzed roku.
Początkowo gmina zamierzała np. wyremontować tylko tę (górną) część wspólnej klatki schodowej, która ucierpiała w wyniku pożaru, ale brak właściwej ochrony sprawił, że częściowemu zniszczeniu uległy też inne kondygnacje, których pożar ani działania gaśnicze de facto nie objęły. I na ten ograniczony zakres odbudowy nie zgadzali się właściciele dwóch wykupionych lokali.
Pomiędzy nimi a urzędem trwała i trwa nadal „papierowa przepychanka”. Pisma licznie wędrowały w jedną i drugą stronę, a ich integralną część stanowiły kolejne wersje porozumienia, które obie strony chciały zawrzeć, by z jednej strony formalnie zabezpieczyć własne interesy, z drugiej – mieć równie formalną możliwość przystąpienia do remontu.
Przedłużające się procedury i urzędowe działania nie w smak były mieszkańcom i po części trudno im się dziwić. Ponad rok musieli np. mieszkać „kątem” u rodzin, co wzrostu sympatii do gminnych władz nie wywoływało.
„Bo nieważne czyje co je”...
…śpiewał przed laty Kazimierz Grześkowiak. Jakby w myśl tej frazy właściciele mieszkań dwóch z czterech mieszkań w budynku oczekiwali od samorządu rozszerzenia negocjacji z ubezpieczycielem (nie będąc stroną tego akurat postępowania), uwzględnienia dodatkowych napraw, a przy okazji np. nawet nowego przydziału pomieszczeń piwnicznych, co wymagałoby nowego przeliczenia wielkości udziałów i zmian w aktach notarialnych.
Każda ze stron w projekty porozumień wprowadzała własne poprawki, oponenci się na nie nie godzili, nie pomagały spotkania, rozmowy, wyjaśnienia, co przedłużało wszystkie procedury. Poważny zakres odbudowy obiektu wymagał uzyskania pozwolenia na budowę, a do tego z kolei niezbędna była zgoda wszystkich współwłaścicieli. Tej zaś nijak nie udawało się uzyskać.
Strony pogodził... nadzór budowlany
W połowie grudnia czyli niemal rok po pożarze budynek skontrolowali inspektorzy z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Szczytnie. Stwierdzili, że obecny stan budynku zagraża nie tylko sam sobie, ale i otoczeniu - sąsiednim posesjom i przechodniom, poruszającym się ulicą Reja. W związku z tym nakazał „wspólnocie mieszkaniowej, reprezentowanej przez Gminę Pasym” wykonać roboty budowlane zgodnie z przedstawioną dokumentacją techniczną.
Decyzja została opatrzona klauzulą natychmiastowej wykonalności. I chociaż właściciele mieszkań prywatnych złożyli od niej odwołanie, kwestionując, m.in. to, że gminę wskazano jako reprezentanta wspólnoty mieszkaniowej, nie wstrzymuje to wykonania nakazu nadzoru budowlanego, a do tego pozwala pominąć kwestię posiadania pozwolenia na budowę.
-
Przeprowadziliśmy rozpoznanie cenowe i przedsiębiorcy proponowali wykonanie odbudowy za ponad 20 tysięcy złotych. Nasz ZGKiM zaoferował cenę, która mieści się w posiadanych przez nas środkach, a do tego wykona też te naprawy, które postulowali prywatni posiadacze mieszkań. Poza odbudową dachu, remontem poddasza i naprawą murów wykonany zostanie remont całej klatki schodowej na wszystkich kondygnacjach, naprawione będą kominy, w tym nawet jeden w prywatnym mieszkaniu, bo uległ uszkodzeniu w efekcie braku odpowiedniego zabezpieczenia budynku – mówi Szubka.
- Mieszkańcy chcą też naprawy przyłącza elektrycznego i to zapewne też zostanie wykonane, tyle że tu musimy uzyskać ekspertyzę zakładu energetycznego. Mam więc nadzieję, że te działania i prace zakończą nieporozumienia i zadowolą mieszkańców. Najważniejsze, że udało się pokonać wszystkie przeszkody – i te obiektywnie się pojawiające, i te zbędne – oraz podpisać umowę z wykonawcą, co pozwoli w końcu ratować ten dom - dodaje sekretarz.
Za pewne tymi ofiarami mają być Jurgi i Dźwiersztyny bo tu zawsze tylko wiatr w oczy mieszkańcom wieje.
Tam gdzie diabeł mówi dobranoc.
2025-09-18 13:01:28
Zgadzam się z panem Danielem. przy składaniu dokumentacji powinien ktoś sprawdzić czy jest wszystko co powinno. Osoba która nie zajmuje się tego typu rzeczami, nie wie do końca jak to powinno wyglądać, więc któryś z urzędników powinien pokierować. Urzędnicy są dla ludzi, a nie ludzie dla urzędników.
Tomasz
2025-09-18 11:02:23
Pewnie Pan Żuchowski zechce pochwalić się swoją kluczową pisowską inwestycją pt. Ślimak na wieży ciśnień.
Robert
2025-09-17 14:34:52
Bardzo dobrze a lewactwo wyję!
Marek
2025-09-16 20:48:19
Ja to czekam na obiecany przez burmistrza park linowy
Bartek
2025-09-16 20:05:08
No i super, tylko wspierać
Gość
2025-09-16 18:09:46
Ci powiedzmy znani się lansują i to jest obopólna korzyść. Wszystkie te panie startowały w wyborach samorządowych, ale się nie powiodło. Więc pewnie w ten sposób próbują się pokazać szerszemu gronu wyborców.
Mieszkanka
2025-09-16 14:00:37
A potem Jurand trafił w dyby, przy których się dał sfotografować. Szkoda, że nie wtedy, kiedy w te dyby dał się zakuć. Bo te dyby to jak strzelba w spektaklu teatralnym, ze ona musi wybuchnąć. No to co z tymi dybami?
Śmieszek
2025-09-16 13:59:29
Chyba musze sie wziac za swoje piersi....
Ewelina
2025-09-16 11:23:59
głosuję na projekt obywatelski - fontanna multimedialna.
Anna.Sz
2025-09-16 10:59:32