Okres świąteczny pozwolił na kilka dłuższych spacerów pieszych i rowerowych, i był okazją do nadrobienia zaległości w lekturach. Był też czas na dokończenia kilku kiedyś zaczętych i nie skończonych tekstów. No może nie całkowite, ale zajrzenie w zakładkę, gdzie są gromadzone i czekają na swój czas. Nowe spojrzenie na rzeczy kiedyś napisane daje szansę na oczyszczenie z treści jak teraz widać zbędnych. Tak się już z wiekiem dzieje, że coś, co kiedyś pisałem dwie godziny dziś zabiera przynajmniej trzy, a i tak potem jest jeszcze ze dwa razy korygowane. Pół biedy, że zdecydowana większość tego, co przelewam na papier, to opracowania oparte o badania, gdzie raczej nie ma miejsca na publicystyczne ozdobniki i trzeba twardo trzymać się realiów, znajdować dla nich uzasadnienie w źródłach.
Na pewne wyluzowanie można sobie pozwolić przy tworzeniu tez oraz wysnuwaniu wniosków, kiedy ważne są także umiejętności interpretacyjne. Spoglądam na półkę, na której spoczywa kilka zakupionych ostatnio książek i z pewnym niepokojem się zastanawiam, kiedy będę miał czas, aby je spokojnie przeczytać.
Tym bardziej, że większość z nich to raczej literatura faktu dotycząca moich zainteresowań zawodowych. Z dwóch odłożonych pozycji beletrystycznych jedną właśnie skończyłem („Nabór” V. Sewerskiego - polecam) a druga też liczy ponad 800 stron. Jakaś taka teraz moda nastała, że poważne dzieło musi „dociągać” do tej granicy, a mam w zapasie pozycję przekraczającą i tysiąc. Chyba więc zacznę od autobiografii Baracka Obamy (też grubo ponad 800). Jadąc rowerem, aby nie tracić czasu zakładam słuchawki i mogę spokojnie oddać się odsłuchaniu jednego z tysięcy oferowanych audiobooków. Jestem obecnie na etapie „Biesów”, które jak przyznaję bezwstydnie dotąd w wersji papierowej mnie odrzucały.
W plenerze to zupełnie co innego i przyjemność z takiej jazdy podwójna. Jakoś tak od kilku miesięcy (może to z powodu odizolowania w pandemii) widzę nie tylko u siebie nawrót do słowa drukowanego. Mam zaprenumerowanych kilka gazet i tygodników w wersji elektronicznej (oszczędność czasu i pieniędzy), do których sięgam z reguły bladym świtem. Starsi panowie tak już mają, że nie muszą wysypiać się do siódmej, a nowy numer gazety pojawia się w elektronice gdzieś między czwartą a piątą, więc można jeszcze spokojnie na leżąco go przejrzeć.
Gdy mnie jednak coś szczególnie zainteresuje to ganiam później do najbliższego kiosku (są jeszcze w Szczytnie takie relikty minionej przeszłości) i kupuję wersję papierową. Dopiero wtedy mogę tak naprawdę „wczytać się” w niuanse tekstu. Tak jak na przykład ostatnio w zadziwiający (sądząc po komentarzach nie tylko mnie) wywiad z Adamem Michnikiem. Przypuszczałem, że taki nawrót do słowa drukowanego to raczej resentymenty mojego pokolenia. Zdziwiłem się więc nieco, gdy podczas świątecznej dyskusji z dziesięcioletnią wnuczką, którą najczęściej widuję z nosem w czymś elektronicznym, okazało się, że książki też woli czytać w wersji papierowej.
Gdy zajrzałem na jej dwujęzyczną półkę z książkami lekko mi oko zbielało. Wprawdzie, nad czym ubolewam, zdecydowana większość jej lektur jest w języku angielskim, ale za to są tam książki, które nawet przetłumaczone na polski z pewnością nigdy nie trafią do kanonu lektur zalecanych polskim uczniom przez dzisiejszego ministra narodowego kołtuństwa. O to, aby nie ominęły jej najważniejsze dzieła autorów polskich dba już od dawna jej Babcia i też niespecjalnie się to pokrywa z ministerialnymi wymogami. Książki lubię czytać – wyjaśniła mi dziesięciolatka, – a to, co jest na ekranie to się przecież bardziej przegląda. Ma młoda rację, chyba odczuwam to podobnie.
Aby ten poświąteczny felietonik nie był zbyt poważny to może jeszcze mała uwaga na marginesie świątecznego lenistwa. Nie wszyscy w Święta wypoczywali, trwa walka z pandemią, co raczej zabawne nie jest. Natomiast wbijanie „na chama” w politykę dobrze zresztą rozkręcającej się akcji szczepień może wywołać tylko uśmiech politowania.
Tak jakoś dziwnie się złożyło w tym świątecznym okresie, że w jednym jedynym polskim mieście, przypadkiem właśnie w Rzeszowie, akcja szczepień objęła wszystkich chętnych niezależnie od wieku i stanu zdrowia. Szczepić się może każdy chętny. Zupełnie przypadkiem też w najbliższym czasie odbędą się tam wybory prezydenta miasta, gdzie przeciwko kandydatom „słusznym” i prorządowym wystąpi kandydat zjednoczonej na ten moment opozycji. Rzeszów ma już zaszczepionych 63% mieszkańców, a następne w kolejności Katowice 39%. Jaka szkoda, że p. burmistrz Szczytna nie spełnił swojej groźby i nie zrezygnował z funkcji. Też przed kolejnymi wyborami może byśmy się załapali na szczepionkę dla każdego?
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
Szanowna Redakcjo! Mieszkańcy Gminy Dźwierzuty, wspierający uczciwość aktualnego wójta, pana Dariusza Tymińskiego, pragną poznać imiona i nazwiska osób i merytoryczną podstawę ich rzekomego niezadowolenia. Powyższy artykuł wykazał jedynie daleko idące szykany, a to już podlega pod paragraf. Pan Tymiński piastuje stanowisko wójta, więc jest osobą publiczną. Zostało naruszone jego dobro osobowe uczciwego człowieka. Czekamy na dalszy ciąg dywagacji.
Wiesława Kowalewska
2024-11-23 13:26:27
Jak wielu ojców ma ten sukces????
Tytus
2024-11-23 09:07:21
Czyżby Wójt zaczął zrywać się z paska?
Mieszkaniec
2024-11-22 20:35:39
Przecież to proste zatrzymać się rozejrzeć i przejechać nie zatrzymasz się to cię zdmuchnie z torów a jak są światła to jest super i pewno jest znak stop który większość olewa
Wąski
2024-11-22 19:52:26
I to się liczy, przynajmniej część młodych zostanie
Gość
2024-11-22 14:48:55
Poza tym dobre drogi dają impuls do rozwoju miast.
Gabi
2024-11-22 14:45:17
Art. 261 Dz. U Prawo wodne obowiązujące w Polsce. Wszystkie grunty wodne morza, rzek, jezior stanowią własność Skarbu Państwa, a w tym pas służebności publicznej obowiązuje od lat x do dzisiaj. Posunięcie bardzo sprytne, lecz niezbyt kulturalne i inteligentne. Zapewne amator dzikiego połowu ryb... nie na wędkę.
Wiesława Kowalewska
2024-11-21 11:35:56
Wydaję mi się, że,,ślizganie,, będzie frajdą dla dzieciaków w tak nie zapomnianej do końca ich życia atmosferze świąt.Oczywiście miasto musi odpowiednio lodowisko udekorować.
Warchol
2024-11-20 13:46:48
Ciekawe , co powiecie , gdy za kilka lat subwencje ekologiczne traktowane obecnie jako \"marchewka\" zostaną obcięte ,lub wycofane z uwagi na biedę budżetową.?
Andrzej
2024-11-20 10:35:58
Mam pewną wątpliwość. Otóż jak dotrzymują słowa politycy wszystkich opcji już wiemy. Czy ktoś bierze pod uwagę fakt ,że przy obecnej mizerii Budżetu, a przyszłość może być jeszcze czarniejsza , subwencja ekologiczna zostanie okrojona lub zlikwidowana.? A Park zostanie ,ze wszystkimi tego konsekwencjami. Następni politycy powiedzą: Sorry- to nie ja obiecywałem. Sam jestem leśnikiem i leży mi na sercu ochrona przyrody, ale jestem przeciwny , aby ludzie z Warszawy z 7-go piętra w bloku \"urządzali\" życie tubylcom -czasem wbrew ich woli. Podejście obecnego kierownictwa Ministerstwa Klimatu nie wskazuje na analizę przyszłych skutków swoich planów. Przepraszam za porównanie ,ale najbardziej mi się to kojarzy z \"Rewolucją kulturalną \"w Chinach. Co z tego wyszło ,ludzie interesujący się historią i polityką wiedzą. Pozdrawiam.
Andrzej
2024-11-20 10:26:15