Pieniążki zarabiam dla rodziny. Dla siebie mam satysfakcję z codziennej pracy. Z tego, że klient wychodzi z pracowni rozpromieniony, w uszytych przeze mnie ubraniach – mówi z uśmiechem Ilona Miecznikowska, projektantka i krawcowa. Jej zakład Wiki Design, znajdujący się przy ulicy Żeromskiego 31/25 zna coraz więcej mieszkańców naszego powiatu, mimo że w tym miejscu istnieje zaledwie od dwóch miesięcy. Powstały tam już setki kreacji – głównie skierowanych do dzieci. Ale pani Ilona przyjmuje każde zamówienie - od płaszczy po suknie balowe. Gotowe wyroby można zobaczyć na miejscu. Zakład to spełnienie jej marzeń. W rozmowie z nami opowiada o swojej pasji, kreatywności, a także o tym, jak mały przedsiębiorca może przetrwać w świecie zalanym przez „chińszczyznę”.
Obecnie również sklepy zalewają ubrania produkowane w Chinach, ogromną popularnością cieszą się sezonowe kolekcje z sieciówek. Myślałem, że to nie są dobre czasy dla krawcowych. A tymczasem pani nie narzeka na brak zajęcia...
Niech to pana nie dziwi. Większość ubrań sklepowych jest szytych na jedno kopyto. Wystarczy, że kobieta ma więcej centymetrów w piersiach, a wąskie biodra i już niczego dla siebie nie znajdzie. Zresztą nie czarujmy się, te ubrania najczęściej są tragicznie uszyte. To nie dotyczy tylko wyrobów produkowanych w Chinach, ale też na przykład we Włoszech. Trafiają się spodnie, w których jedna nogawka od drugiej jest dłuższa od 1,5 cm.
Czyli jeśli chcemy mieć porządny ciuch, to warto wybrać się do krawcowej?
Pracuję tak długo, że wiem, że każdy ma inną figurę. Jak chcemy mieć coś innego, coś, co będzie pasowało na naszą figurę, to rzeczywiście najlepiej szyć na miarę. Oczywiście nie wszystkie produkty dostępne w sklepach są niskiej jakości. Sama lubię, gdy do poprawki trafiają do mnie markowe rzeczy. Podpatruję, jak są uszyte i w ten sposób też pewnych rozwiązań się uczę.

Stać nas na krawcową?
Zdecydowanie tak. Materiały nie są takie drogie, jest ich spory wybór. Wizyta u krawcowej to też gwarancja oryginalności.
Pani firma „Wiki Design” funkcjonuje już od roku. Jak to się stało, że zajęła się pani szyciem?
Zadecydował o tym przypadek. Jestem po liceum ekonomicznym, które kończyłam w Staszicu. Początki mojej pracy zawodowej to Carrefour przy ulicy Wielbarskiej w Szczytnie. Spędziłam tam 12 lat. W międzyczasie były dzieci. Urlop macierzyński, wychowawczy. W końcu zwolniłam się i poszłam do Powiatowego Urzędu Pracy w Szczytnie. Złożyłam wniosek o dotację na własną działalność. Krawiectwo interesowało mnie od dziecka. Szyłam ubranka dla lalek. Podglądałam mamę, która wykonywała domowe przeróbki, czy ciocię Agnieszkę, która mimo że pracowała w biurze, to dorabiała sobie na krawieckich rzeczach. Szyła też mnóstwo rzeczy dla nas. Dla mnie uszyła na przykład sukienkę na półmetek, a na zakończenie podstawówki bluzę i spódniczkę. Zawsze były to oryginalne i niepowtarzalne rzeczy, których nigdzie nie można był kupić.
A pamięta pani swoją pierwszą własnoręcznie uszytą kreację?
Doskonale. Miałem osiem lat. Na stole leżały spodnie wykrojone przez moją mamę. Pamiętam, że była to czerwona, przepiękna krata. Zebrałam ten materiał, powycinałam szlufki, ręcznie zafastrygowałam, przeciągnęłam sznurek i w tych spodniach chodziłam. Gdy mama to zobaczyła, to zaczęła się śmiać. W domu była maszyna do szycia, ale rodzice nie pozwalali jej ruszać, dlatego początki mojego krawiectwa to ręczne szycie.

A to prawdziwe szycie? Dorosłe? Kiedy przyszło?
Miałam 21 lat. Byłam w końcówce ciąży ze starszą córką. Właściwie było już trochę po terminie. Stwierdziłam wtedy, że uszyję sukienkę dla swojej najmłodszej siostry, a jak ją skończę to będę mogła pojechać rodzić. I tak się stało. Wieczorem skończyłam szyć, a w nocy byłam już na porodówce. Po urodzeniu, opiekując się córeczką, szukałam też w domu jakiegoś zajęcia dla siebie. Zaczęłam szyć. Najpierw dla siebie, potem dla znajomych. I tak trwało to jakiś czas. Po urodzeniu drugiej córki Wiktorii, jak to się mówi, poszliśmy na swoje. Najpierw wynajmowaliśmy, a potem kupiliśmy mieszkanie. Cały czas szyłam na pożyczonej od cioci maszynie. Dla nas, siostry, przyjaciół. Mąż zauważył, że idzie mi całkiem nieźle i kupił mi maszynę z Lidla. Była niedroga, ale działa do tej pory. Mam ją w pracowni.
Czyli to trochę zasługa męża, że wybrała pani tę drogę?
Zdecydowanie tak. Początkowo przerabiałam używane ubrania. Wstawiałam coś do internetu, wymyślałam własne projekty. Ludzie bardzo się tym interesowali. Dopytywali. Chcieli korzystać z moich usług. Zaczęły pojawiać się pierwsze zamówienie i pierwsze pieniądze.
Pamięta pani pierwszą rzecz, którą udało się sprzedać i zarobić?
Były to czapki. Projektuję i szyję je do dziś. Był czas, że kobiety z rynku, gdzie sprzedawałam wówczas czapki i inne rękodzieła, mówiły na mnie „pani od czapek”.

Tylko czapki?
Oj, zdecydowanie nie. Sama projektuje mnóstwo odzieży. Ale zdarza się też, że kupuję gotowe szablony. Na początku bywało też, że miarę brałam „na oko” i przyznam, że nigdy się nie pomyliłam. W moim zakładzie wszystko jest handmade, czyli ręcznie robione, co daje gwarancję solidności i oryginalności. Ubranka, akcesoria dziecięce szyte na zmówienie, to moja wizytówka: czapki, chustki, kominy, opaski, bluzki, spodnie, sukienki, poduszki, kocyki, ochraniacze na łóżeczka, maskotki, kostki sensoryczne, nerki, torebki... Jest też możliwość wyhaftowania indywidualnych napisów. Lubię to, co robię, dlatego każdy klient wyjdzie ode mnie zadowolony.
Praca to pani pasja?
Zdecydowanie tak. To taki zawód skrojony na miarę moich marzeń. Robię to, co kocham. W dzisiejszych czasach to rzadki komfort. Ale przyznam, że nigdy nie myślałam, że zostanę krawcową. Dziś jednak bardzo cieszę się z tego, że podjęłam taką decyzję. Że mąż mnie wspierał, że kupił tę pierwszą maszynę. Co więcej, powiedział, że jest ze mnie dumny. Nawet nie wie pan, jak to jest niesamowite usłyszeć coś takiego od ukochanej osoby.
Ma pani jakieś marzenia?
Marzy mi się zakup maszyn przemysłowych i lepszego programu do projektowania haftu.
A prywatnie?
Chciałabym podróżować. Nigdy wcześniej na to nie było czasu. Marzy mi się wyjazd w góry. Przyznam, że nigdy w życiu tam nie byłam.
Klientki przychodzą do pani już z gotowym wykrojem w głowie?
Jest różnie. Czasami klientka przynosi materiał i mówi konkretnie, co chce, jaki model. Czasami jest też tak, że przynosi mi klientka kawałek materiału i pyta jaką sukienkę można z tego uszyć. Wtedy wspólnie ustalamy fason. Nie każdy fason każdemu pasuje. Podpowiadam, w czym danej klientce byłoby dobrze...

Każdy może przyjść do pani pracowni, czy trzeba umawiać się jakoś szczególnie?
Zapraszam każdego. Pracownia Wiki Design działa od poniedziałku do piątku w godzinach od 8 do 16. Jestem w stanie podjąć się każdego zlecenia: skracanie, przerabianie, czy zaprojektowanie czegoś od podstaw. Powiedz, czego oczekujesz, a ja spełnię twoje ubraniowe marzenie...
Karolina Piechowicz (mam nadzieję, że nie pomyliłem nazwiska), była topową pływaczką wśród juniorów i jakoś słuch po niej zaginą po tym jak wyjechała do Ameryki. Ktoś coś wie, co znią? Teraz ma pewnie ok. 22 lata.
Olek
2025-12-15 07:10:40
A pozwolenia od konserwatora wojewódzkiego już są ? Bo jak ktoś nie ze Szczytna to może nie wiedzieć, jakie rejony miasta podlegają ochronie konserwatorskiej. Zupełnie jak Karol N.
Taki sobie czytelnik
2025-12-15 05:37:43
Najpierw, że dziecko zaginelo a potem dopiero, se z ośrodka terapeutycznego czyli standard. To normalka, że mlodzie ucueha bonim wszędzie źle i nie chcą się wychowywać ale artykuł sugeruje, że zaginęli dziecko...pomocy...
Jan
2025-12-14 08:13:17
Aniu jestem dumna z Ciebie życzę dalszych sukcesów.
Wioleta
2025-12-13 04:20:27
To miasto umiera, a grabarz nim zarządzają.
Karol
2025-12-11 19:32:34
Rano wstań, rano wstań! I przysiądź fałdów, poucz się, popracuj, przejdź ileś szkoleń, posiądź wiedzę, którą się możesz dzielić nie kolegium tumanum i wówczas będziesz zarabiał kasę. Kasę taką, że po iluś dziesięciu latach możesz mieć chałupę, a nie willę plus od Czarnka. A deficytu nie było do tej pory przez 8 lat - bo kasa była wyprowadzana do różnych szemranych funduszy. Ty Tollu.
Panie Janie, Panie Janie
2025-12-11 10:09:09
A odnośnie telewizji to z pewnych źródeł wiem, że jest totalnie zadłużona. A tak mieli leczyć dzieci chore na raka...a tu w NFZ pusta kasa i długi w tv. Ale co tam, dzieci uratuje czerwony juras. Tak by zebrał z parę miliardów A nie milionów to by była pomóc...
Kamil
2025-12-11 04:40:23
Biżuteria na paluchach, z pewnością czyściutka, i gniotą to ciasto... Fuj...
obserwator
2025-12-10 23:46:11
Jednak ten pan ma ewidentnie jakiś problem. Teraz po prezydencie. Polska jest w Europie i jest jej częścią i nikt się nie wypiera, że jesteśmy jej częścią. Walczymy tylko o równouprawnienie. Poza tym jak Leszek Miller mówi o pomocy Ukrainie ale w granicach rozsądku to nikt go nie krytykuje a już na pewno nie ten pań, który z pewnością pobiera bardzo wysoka mundurowa emeryturę. Bardzo dobrze, że ktoś mówi jak jest a nie tylko ślepo ma wydawać kasę na kraj który jest mocno skorumpowany. Cięcia w budżetach. A kto doprowadził do takiej dziury? Jakoś przez 8 lat tego złego pusu nie było takiej dziury teraz nam się wciska że jest nam dobrze, fajnie itp. Dobrze to jest temu Panu, który pusze takie bzdury. Przeciętny polski obywatel nigdy takiej emerytury ba nawet wynagrodzenia nie dostanie jak pan otrzymuje obecnie. Panu jest i było zawsze dobrze za kazdych rzadow, tylko po prostu masz pań zniekształcony onraz przez tvn. Każda telewizja w jakiś sposób kłamie i zniekształca i naciąga fakty. Masz pań swoje lata więc przemysł pań uczciwie co piszesz bo żyjesz pań w pewnej bańce rzeczywistości oderwanej od życia. Masz pań wypchany barek alkoholem jak to zes pan niedawno wspomniał. Może taki barek jak prezes w Alternatywach4. Skojarzenia nasuwają się same o pana mentalności i wiedzy o życiu zwyczajnych ludzi. Mało o normalnym życiu pań wiesz.
Jan
2025-12-10 07:05:36
Pytanie, gdzie są dzieci, gdzie są wnuki? Są tacy, którzy - mieszkając poza Szczytnem - potrafią dzwonić przynajmniej 3 razy dziennie do swych dziadków, rodziców, krewnych. Wiedzą, kiedy jest jedzone śniadanie, wiedzą, kiedy jest przechadzka, wiedzą o której obiad, kolacja... A w razie braku kontaktu dzwonią o pomoc. To takie trudne? To nie kwestia braku czasu, tylko braku więzi i uczuć.
Taki sobie czytelnik
2025-12-10 03:09:26