Przed laty Wielbark słynny była z najsprawniejszych złodziei samochodów w kraju. Potrafili ukraść samochód nawet samemu Kiszczakowi. Były podkładane bomby, straszenie policjantów i mieszkańców. Przestępcy skrzętnie budowali obraz działającej tam mafii. Na jednym z budynków widniał, słynny na całą Polskę napis „Witaj w krainie, w której wszystko ginie” . Dziś już mało kto o tym pamięta. To gospodarcze serce regionu. Najbardziej dynamicznie rozwijająca się gmina w województwie. W niedzielę, 23 lipca w Wielbarku świętowano 300-lecia nadania praw miejskich.
Atrakcji nie brakowało. Wielbark w ciągu dwóch dekad zmienił się ze „stolicy” złodziei samochodów w gospodarcze serce regionu. To właśnie tam działa fabryka IKEA, powstały potężne inwestycje energetyczne.
Te zmiany zadziały się w ciągu rządów obecnego burmistrza Grzegorza Zapadki. Co ciekawe zapowiedział on już, że w nachodzących wyborach samorządowych nie będzie ubiegał się o reelekcję.
- Decyzja zapadła i nie ma od niej odwrotu – mówi stanowczo.
Wielbark w swojej historii aż dwukrotnie otrzymywał prawa miejskie. Pierwszy raz 21 lipca 1723 roku, ale po wojnie, 1 1946 roku, je utracił. Drugi, już współcześnie, 1 stycznia 2019 roku.
Obchody rozpoczęło uroczyste wciągnięcie na masz flagi biało-czerwnej i odśpiewanie hymnu.
Nie obyło się oczywiście bez okolicznościowych przemówień samego burmistrza, jak i zaproszonych gości.
Mieszkańcy i goście nie szczędzili mu dobrych słów i prezentów. Senator Lidia Staroń odznaczyła burmistrza Zapadkę medalem Senatu.
Na scenie pojawili się zaprzyjaźnieni samorządowcy, ale też posłowie Urszula Pasławska, Janusz Cichoń. Swoje wystąpienie miał też były wójt gminy Wielbark Wiesław Markowski.
Każdy z przemawiających podkreślał ogromny rozwój Wielbark i zasługi wójta, ale też radnych i samych mieszkańców.
- Jesteśmy chyba jedyną gminą w Polsce, gdzie jest więcej miejsc pracy niż mieszkańców w samym Wielbarku – mówił w wystąpieniu Robert Kwiatkowski, przewodniczący Rady Miejskiej Wielbarku.
W gminie jest w tej chwili ponad 3 tysiące miejsce pracy. Wielbark ma 3 tys. mieszkańców.
W komentarzach pod tą informacją na stronie internetowej „Tygodnika Szczytno” rozgorzała dyskusja. Część komentujących z niedowierzaniem przyjęła te słowa. Oto niektóre komentarze: Dominika: „Ciekawe gdzie te miejsca pracy? Trudno gdziekolwiek się dostać i z dojazdami do innych miast też ciężko...”
Wiktoria: „Otóż to, ale cóż trzeba się pokazać i medale sobie nawzajem dać, że jest tak pięknie. Całe te 300-lecie to śmieszne, pokazać się, że jest super, a kilkaset metrów dalej smród, brud i pełno alkoholików”
Dominika: „Sama impreza była nawet ok, byłam tylko na chwilę. Ale chciałabym, żeby nasi rządzący miastem zwrócili uwagę na bezdomność zwierząt, promowanie kastracji/sterylizacji, żeby było więcej miejsc pracy, czy postarać się o więcej autobusów w inne kierunki Polski. Sama mam teraz problem z dojazdem do Ostródy... Kiedyś tego problemu nie było”.
Renata: „Ci, co chcą pracować to znajdą pracę, a co nie chcą, to nie. Wolą leżeć i z opieki żebrać”.
Nasi dziennikarze, którzy rozmawiali z mieszkańcami podczas uroczystości słyszeli jednak wyłącznie pozytywne komentarze. Mieszkańcy zwracali uwagę na to, jak bardzo zmienił się Wielbark.
- W tej chwili to piękne miasteczko, które żyje swoim rytmem, mam wrażenie, że czasami jest „żywsze” nawet od Szczytna – śmieje się pani Justyna.
Na mieszkańców czekało mnóstwo atrakcji. Występy, darmowe jedzenie, strefa dla dzieci. Ciekawą formę świętowania przygotowali członkowie Stowarzyszenia Korpus Pasjonatów Ziemi Mazurskiej. Były to pokazy replik broni, sprzętu survivalowego, a także pokazy, jak z niego korzystać. Dla dzieci najlepszą atrakcją było znajdywanie zakopanych wcześniej przez członków stowarzyszenia czekoladowych monet w pazłotkach za pomocą wykrywacza metali. Zakopano też kapsuły czasu, która powstała dzięki: Gminie Wielbark, Stowarzyszeniu Korpus Pasjonatów Ziemi Mazurskiej, Nadleśnictwu Wielbark, Szkole Podstawowej w Wielbarku, drużynie piłkarskiej Omulew Wielbark.
Jak długo „dowodzi” pan już gminą Wielbark?
W tym roku minie 21 lat.
Jak budżetowo wyglądały początki pana rządów?
Zaczynaliśmy od budżetem niespełna 7 mln zł, dziś to około 50 mln zł. Ale nie ta różnica jest najważniejsza. Ważne jest to, że w ubiegłym roku udało nam się osiągnąć dochody własne na poziomie ponad 50 procent obecnej wielkości całego budżetu.
Co to oznacza dla gminy?
Stabilniejsze finanse. Są to środki, które nasz samorząd sam wypracował. Nie musimy być zależni od kogoś, kto coś nam da, lub nie da. Sami możemy decydować na co je przeznaczać, jak nimi gospodarować. Swoboda działania jest większa.
A te środki własne pochodzą z...
Podatków, pracy każdego z nas.
Jak pan ocenia te 21 lat?
Sam człowiek by nic nie zdziałał. Udało mi się poprowadzić innych w kierunku, który obrałem. Domyślam się, że niektórzy nie chcieli iść tą drogę, pukali się pewnie w głowy, że to głupie pomysły. Ale na szczęście zaciskali zęby i dali mi szanse realizować to, co wymyśliłem. Mam nadzieję, że z perspektywy czasu myślą, że było warto. Nie były to łatwe decyzje. Ale uważam, że te 21 lat było pomyślnym okresem dla Wielbarka.
Nim został pan wójtem, dziś już burmistrzem, nie miał pan doświadczenia samorządowego.
To prawda. Ale bardzo dużo czytałem na temat funkcjonowania samorządu. Wiedzę teoretyczną, jak gminy, miasta powinny się rozwijać, gdzie upatrywać swoich szans - miałem. Ale przyznam, że trudno było to zastosować w praktyce. Najoczywistszym kierunkiem dla mnie była gospodarka. Od tego trzeba było zacząć. Aby wydawać pieniądze, najpierw trzeba je zarobić. Rozwój gospodarczy to recepta na sukces. To podstawa. Potem można realizować inne cele, takie jak upiększanie miasta na przykład.
To się udało, bo w Wielbarku pojawiły się ogromne firmy w tym IKEA, która zatrudnia ponad 1500 osób. A co się nie udało?
Przyznam, że zawsze myślałem, że wraz z rozwojem tej dużej przedsiębiorczości ruszy też rozwój drobnej działalności. Że powstanie więcej małych, lokalnych firm. To, niestety, średnio się udało. Dopiero teraz coś zaczyna się ruszać w tej kwestii, ale wciąż mija się to z moim wyobrażeniem. Nie udało się też wynieść usług w naszej gminie na wyższy poziom. Wciąż mieszkańcy korzystają ze Szczytna, czy Chorzel. Ale mam nadzieję, że to też powoli się rozwinie.
Co dalej?
O tym to ja już specjalnie nie będę decydował. Kierunek jest jakiś wyznaczony i trzeba to umiejętnie poprowadzić, a będzie dobrze. Jestem tego pewien.
Otrzymał pan w niedzielę buławę hetmańską, nie przekonała ona pana, aby jednak jeszcze przez kolejną kadencję pokierować gminą?
Decyzja zapadła. Temat zamknięty. Nie będę kandydował na burmistrza Wielbarka na kolejną kadencję.
Dość stanowczo stawia pan sprawę, ale podobno w polityce i samorządzie nigdy nie należy mówić nigdy...
Ja biorę zawsze odpowiedzialność za swoje słowa. Już dość dawno powiedziałem wprost, że to moja ostatnia kadencja.
Jest pan mieszkańcem Wielbarka, to jaki marzy się panu nowy burmistrz? Jaki on być powinien?
O nie, panie Tomku, nie wciągnie mnie pan w tę dyskusję. Nikomu nic nie będę sugerował, ani popierał. Mieszkańcy niech sami zadecydują. Kandydaci na to stanowisko niech sami do siebie przekonają mieszkańców, mnie zresztą też. W nadchodzących wyborach będę szarym mieszkańcem, wyborcą. Nikomu nie będę narzucał swojej wizji. Choć, nie ukrywam, też jestem ciekaw, kto będzie kandydował i jak potoczą się te wybory.
Ma pan satysfakcję z tych 21 lat?
Owszem. Myślę że zostawiam Wielbark i gminę w dobrej formie.
Jakie plany na przyszłość?
Emerytura. Ale w tym przypadku też nie chciałbym tego rozwijać.
Jak ocenia pan samą uroczystość 300-lecia nadania praw miejskich?
Myślę, że warto było ją zrobić, aby mieszkańcy zobaczyli, że to naprawdę ważna, doniosła sprawa. Ważny czas dla nich samych, ale też miasta, gminy. To takie idealne podsumowanie tego, że Wielbark dźwignął się z trudniejszych czasów.
Może zacznę od tego, jak długo rządził pan gminą Wielbark?
Dokładnie od 1 listopada 1981 roku do 11 listopada 2002 roku.
Czyli tyle samo, co obecny burmistrz Grzegorz Zapadka, 21 lat...
Na to wychodzi.
Jak pan wspomina pojedynek wyborczy z Grzegorzem Zapadką?
Przyznam, że po porażce gula nieco mi chodziła. Dokładnie 11 listopada 2002 obchodziłem 50 urodziny i zbiegło się to z porażką wyborczą. Nic miłego. Tym bardziej, że przegrałem zaledwie sześcioma głosami. Co mam panu powiedzieć? Było trudno. Czasy były inne niż dziś. Trudniej było o pracę, o założenie firmy. Z dnia na dzień stałem się bezrobotny. Musiałem iść do urzędu pracy, zarejestrować się. Przez rok byłem na zasiłku dla bezrobotnych. Potem otrzymałem pracę z zarządzie melioracji, jako inspektor. Przepracowałem tam 14 lat, do emerytury. Skończyłem, jako kierownik rejonu Szczytno.
Trudne chwile. Pewnie wtedy był pan wciekły, a jak dziś ocenia pan swojego następcę?
Byłem wściekły. Fakt (śmiech). Ale dziś widzę to inaczej. Naprawdę dobrze się stało, że Grzegorz Zapadka wygrał te wybory. Nasza gmina potrzebowała świeżej krwi, innego spojrzenia. Wyprowadził Wielbark na prostą. To jego zasługa. Gratuluję mu tego. Odwagi, determinacji, pomysłów. Za moich czasów Wielbark był dla koneserów (śmiech). Tak mówił o naszej gminie Marian Szymkiewicz, który przyjeżdżał tu z żoną podglądać ptaki i łapać motyle. Piękna przyroda, ale słabe perspektywy na rozwój biznesu, firm, zakładów produkcyjnych...
Obecny burmistrz udowodnił, że Wielbark ma potencjał gospodarczy.
I bardzo mu tego gratuluję. Zrobił kawał doskonałej roboty. Wcześniej nikt nie patrzył pod tym kątem, ale i czasy były inne. Działał jedynie stary tartak, w miejscu którego IKEA utworzyła swój zakład.
Jest pan mieszkańcem Wielbarka...
Tak i nadal tu mieszkam, choć już nie w centrum, a na obrzeżach. Siedzę z jeleniami wśród ptaków nad rzeką Omulew. Kontakt z polityką, czy samorządem już dawno mi się urwał. Ale nie tęsknię za tym. Mieszka mi się tu jak w raju. W ogóle Wielbark stał się idealnym miejscem do mieszkania, życia. Zapraszam do nas.
Od kiedy zna pan obecnego burmistrza?
Myślę, że od ponad 20 lat. Poznałem go przed jego 40 urodzinami.
Jak pan ocenia zmiany w Wielbarku, których dokonał?
Zmienił całkowicie wizerunek tej gminy. Postawił na gospodarkę i rozwój. Efekty widać. Zmieniło się wszystko. Cenię jego rządy za to, że prowadzi zrównoważony rozwój całej gminy, a nie tylko samego Wielbarka. Nie ważne były głosy wyborcze, których Wielbark mógł dostarczyć znacznie więcej. Była to taka bezinteresowność wyborcza. Dziś to rzadkie. Wymagała wiele odwagi, aby dotykać problemów innych miejscowości naszej gminy. Praktycznie w każdej małej wsi było coś robione, drogi, wodociągi. Ale nie ma co ukrywać, że sercem naszej gminy jest jednak Wielbark.
Bardzo pozytywnie ocenia pan obecnego burmistrza...
Bo na to zasługuje. Zdaję sobie jednak też sprawę i z tego, że ten sukces, to zasługa również całej społeczności naszej gminy, radnych, nie tylko wójta czy burmistrza. Podam doskonały przykład, aby to zobrazować. Gdy nasza gmina zaczęła ściągać biznes do nas, to nie mieliśmy żadnych protestów. Wręcz przeciwnie: zrozumienie. Jedną z pierwszych firm, która pojawiła się u nas, była Wytwórnia Podłoża Zastępczego, która w Szczytnie, Lemanach czy Dźwierzutach budziła wiele kontrowersji. U nas, po rozmowie z wójtem Zapadką, mieszkańcy zrozumieli, że to miejsca pracy, rozwój. Przyjęli ją bez protestów, a właściciel WPZ okazał się doskonałym pracodawcą. Solidnym, uczciwym. Ludzie pracują tam od 20 lat. Wieś, w której zadomowiło się przedsiębiorstwo, wygląda pięknie. Co więcej WPZ doskonale rozumie społeczną odpowiedzialność biznesu i wspiera niemal każdy społeczny pomysł na terenie całej naszej gminy. Dzięki takim przedsiębiorcom staliśmy się gospodarczą perełką regionu. Można u nas mieszkać, kształcić się, rozwijać, pracować. To naprawdę dobre miejsce do życia.
Jaki powinien być nowy burmistrz, który zastąpi Grzegorza Zapadkę?
Trudne pytanie. I myślę, że powinno być skierowane do mieszkańców, wyborców. Chciałbym, aby była to osoba, która będzie kontynuowała rozwój Wielbarka. I to pod każdym względem. By miała na uwadze całą gminę. Aby umiała współpracować i nie zaprzepaściła tego, co udało się osiągnąć przez te blisko 22 lata.
Pamięta pan początki obecnego burmistrza?
Oczywiście, że tak, bo kandydował na wójta z naszego komitetu „Czas na zmiany”.
Kiedy to było?
Rok 2002.
Jak to się stało, że Grzegorz Zapadka został kandydatem na wójta?
Jeżeli dobrze pamiętam, jego kandydaturę podrzucił obecny starosta Jarosław Matłach. Był wówczas dyrektorem szkoły w Wielbarku, a ja przewodniczącym rady rodziców. Organizowaliśmy szkolne bale charytatywne. Na jednym z nich podeszliśmy do Grześka i zapytaliśmy, czy nie wystartowałby na wójta. Zgodził się. Był wówczas wicedyrektorem ośrodka specjalnego w Czarni.
Utworzyliśmy komitet „Czas na zmiany”, w kolejnych kadencjach był już „Czas na Wielbark”, bo głupio byłoby ciągle mówić o zmianie.
Jak wyglądała kampania, bo rywalizowaliście z mocnym kandydatem, wieloletnim wójtem Wiesławem Markowskim?
Była mocna, ale z szacunkiem jednej strony do drugiej. Nasz kandydat wygrał zaledwie 6 głosami, to pokazuje, że wcale tak łatwo nie było. Ale trzeba oddać szacunek Wiesławowi Markowskiemu, że mimo tak niewielkiej porażki, nie robił awantur, nie domagał się ponownego liczenie głosów, nie przeszkadzał nowemu wójtowi w działaniu. Zachował się bardzo uczciwie. Zresztą na niedzielnej uroczystości sam przyznał, że nie żałuje, że przegrał, że Grzegorz została jego następcą, bo wszystko poszło w doskonałą stronę.
Zawsze zgadzał się pan z burmistrzem Zapadką?
Oj, nie. Tarcia były. Ale wychodziło to na dobre wszystkim, a przede wszystkim mieszkańcom i gminie. Bywało, że udało mi się przeforsować jakiś mój pomysł, ale nie ma co ukrywać, że 90 procent pomysłów pochodziło od Grześka. Jest wizjonerem, ale też realistą. Umiał przekonać. Zresztą widać było to po uchwałach, które w 99 procentach przechodziły jednogłośnie. Byłem przewodniczącym rady przez 16 lat, widziałem to wszystko od kuchni. Dobrze ten mechanizm działał.
Grzegorz Zapadka nie będzie już kandydował na burmistrza, jak pan widzi jego następcę?
Przyznam, że ciężko jest to sobie wyobrazić. Jego następca nie będzie miał łatwego zadania, aby sprostać oczekiwaniom. Poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. Ale wydaje mi się, że to pora na burmistrza z innym podejściem. Bo Grzegorz stawiał na gospodarkę, ale teraz czas na osobę, dla której gospodarka będzie ważna, bo bez niej nie da się funkcjonować, ale spojrzy też nieco szerzej na inne potrzeby mieszkańców. Potrzeba młodej krwi, wymiany pokoleniowej. Myślę, że naszej gminie potrzebny jest młody człowiek, w granicach 40 lat, a kto wie, może nawet kobieta.
Paweł
Wszystko ładnie pięknie ale gdyby ktoś chciał dowiedzieć się o tych pikantnych szczegółach ludzie zassiadajacych przy korytach to ja chętnie opowiem. Warto byłoby wspomnieć o tym jak radni głosują nie mając pojęcia o treści uchwały prowadzeni nakazami przewodniczącego. Niejednokrotnie nasi demokraci podnosili rączki jeszcze nie wysłuchawszy uchwały nawet do połowy. Jak wiadomo informacja i szybkość jej przetwarzania jest cenniejsza od pieniędzy co za tym idzie wiele działek oraz inwestycji zostało sprytnie przekombinowanych przez tych którzy przy korycie są najbliżej. Najlepiej jak by dziennikarze zajęli się pewnymi wątkami aleee wszystko w odpowiedniej chwili.