Śmierć przyjaciela zawsze boli szczególnie i dotyka najczulszych strun naszej duszy. Tak było przed laty w Wielkiej Brytanii, kiedy w wypadku samochodowym w Paryżu zginęła tragicznie księżna Diana. Z natury chłodni Brytyjczycy zostali wtedy masowo poruszeni jej śmiercią,
Mieliśmy dzisiaj z żoną przepiękny dzień spędzony na wyspie Isle of Wight, godzinę drogi promem z angielskiego Southampton na Kanale La Manche. Zanim jednak pojechaliśmy na wycieczkę i zwiedzanie pięknego zamku Osborne – siedziby rodziny królowej Wiktorii i księcia Alberta, z samego rana otrzymaliśmy z Polski bardzo smutną wiadomość o śmierci naszego przyjaciela, który ostatecznie przegrał walkę z rakiem. W szczerej modlitwie powierzyliśmy Panu Bogu jego żonę oraz jej synów i synową, którym przychodzi się teraz zmierzyć ze śmiercią najbliższej osoby: męża czy ojca.
Śmierć przyjaciela zawsze boli szczególnie i dotyka najczulszych strun naszej duszy. Tak było przed laty w Wielkiej Brytanii, kiedy w wypadku samochodowym w Paryżu zginęła tragicznie księżna Diana. Z natury chłodni Brytyjczycy zostali wtedy masowo poruszeni jej śmiercią, tragicznym końcem jej niespełnionego życia. Potraktowali ją jak bliskiego przyjaciela, którego śmierć opłakiwali z niekłamanym przejęciem i wzruszeniem. Śmierć kogoś z oddali nie dotyka nas jednak tak bardzo, jak śmierć kogoś, kto zajmował trwałe miejsce w naszym sercu.
Mam teraz przed oczami jeszcze jeden obrazek z niedalekiej przeszłości. Staliśmy w grupie kilku osób przy szpitalnym łóżku naszej wspólnej przyjaciółki. Było to w klinice onkologicznej w Hamilton w Kanadzie. Oddychała ciężko, nieprzytomna od kilku dni. Lekarze orzekli, że wszelkie zastosowane środki już nie działają, a oni sami nie mogą już nic więcej zrobić. Mąż trzymał ją za rękę. Powiedziałem do niej kilka słów od serca z nadzieją, że je usłyszała. Wraz z żoną odwiedzaliśmy ją w jej domu co tydzień przez ostatni rok jej życia, obserwując jej walkę z chorobą, ciesząc się poprawą jej stanu i smucąc się na wieść, że choroba powróciła. Modliliśmy się w naszym kościele stale o jej zdrowie i o jej rodzinę.
Niecałe dwie godziny po naszej wizycie otrzymałem wiadomość, że nasza przyjaciółka odeszła. Smutna i bolesna wiadomość dla nas, a szczególnie dla jej najbliższych. Ale z drugiej strony – paradoksalnie – była to radosna wiadomość, bo przecież odeszła do swojego Pana, Jezusa Chrystusa, w którego wierzyła i świadomie przyjęła do swojego serca wiele lat temu. Odeszła do domu Ojca. Już nie cierpi, już nie musi walczyć z bólem i bezsilnością.
Skąd o tym wiem? Otóż łączyła nas nie tylko przyjaźń, ale również wiara w Boże obietnice zapisane na kartach Pisma Świętego, które i ona, i my staraliśmy się i staramy nadal traktować bardzo poważnie. Obietnice wiecznego życia, które zaczyna się dopiero po naszym odejściu z tej ziemi. Nasze życie tu i teraz jest bowiem zaledwie naszą doczesnością i wstępem do nie kończącego się życia tam, po drugiej stronie. Na drugim brzegu naszej wędrówki - w objęciach Boga i Stwórcy!
Kiedy przed laty usłyszeliśmy wiadomość o śmierci żony pastora, który udzielał nam ślubu, moja żona zareagowała spontanicznie i dość zaskakująco: „Jak ja jej zazdroszczę!”. Tak może powiedzieć tylko człowiek prawdziwie wierzący, który życie z Bogiem i Jego słowa oraz obietnice traktuje serio i bez powątpiewania. Kiedyś Apostoł Paweł napisał takie słowa: „Bo dla mnie życie to Chrystus, a śmierć to zysk. Jeśli już żyć w ciele, to dla owocnej pracy. Co bym wolał? – Nie wiem. Pociąga mnie jedno i drugie. Chciałbym stąd odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze” (List do Filipian 1,21-23).
Kiedy zderzamy się z rzeczywistością śmierci kogoś bliskiego, śmierci będącej konsekwencją nieuleczalnej choroby, której nie udało się pokonać, czy zdarza się nam pomyśleć o naszym zdrowiu i życiu w trochę głębszy sposób niż zwykle? Czy nie nazbyt często wydaje nam się, że życie i zdrowie nam się po prostu należy i jest czymś oczywistym? Dopiero kiedy znajdziemy się na szpitalnym korytarzu i przy łóżku umierającego przyjaciela, dopiero wtedy dociera do nas świadomość, że nasze życie i nasze zdrowie – to łaska od Boga i szczęście, które mamy niezależnie od stanu naszego ducha czy relacji z Bogiem, a nie coś, na co zasługujemy i co nam na zawsze będzie dane.
Potrzebujemy zdobyć się na elementarny szacunek do własnego życia i zdrowia, a z tego winna wynikać nasza wdzięczność względem Boga i naszego Stwórcy za każdy dzień w zdrowiu, dobrej kondycji, z dobrym apetytem i nastrojem, a także za spokojnie przespaną kolejną noc we własnym, a nie szpitalnym łóżku. Czy choćby za to nie należy się zwyczajne „dziękuję” skierowane w szczerej, osobistej modlitwie do naszego Ojca w niebie? Bo to Jego łaska, że możemy chodzić o własnych siłach i że nas omijają choroby, które odbierają innym życie – najcenniejszy dar!
Czy jesteś zdrowy, czy może chory i walczysz o życie – wszystkich nas bez wyjątku dotyczy to samo, bardzo ważne pytanie: Co będzie ze mną, gdy skończy się moje życie? Dokąd zmierzam i czy mam w sercu wiarę w Jezusa Chrystusa, który jest zmartwychwstaniem i życiem, a kto wierzy w Niego, nie umrze na wieki? (Ew. Jana 11,25-26). Jeśli nie masz takiego silnego przeświadczenia, to twoje chrześcijaństwo nie ma głębszego sensu. Jeśli natomiast porusza cię śmierć przyjaciela bądź ten tekst, który teraz czytasz – nie przechodź nad tym do porządku dziennego. Pamiętaj: twoje zdrowie i życie – to dar i łaska! Pamiętaj, komu je zawdzięczasz! Podziękuj szczerze i pomódl się o kogoś, kto dzisiaj cierpi bądź umiera, bo nie ma takiego szczęścia jak ty.
pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)
Oj, tak, tak! Tam zawsze był tzw. kiosk. Ja pamiętam taki blaszany, przeszklony. Być może wcześniej stał tam \"drewniak\". Te napoleonki, pączki... Mordki i łapki oblepione lukrem, kremem stawiały się na lekcji po tej dużej przerwie.
Sentymentalna
2025-07-16 12:49:27
No, mnie z dzieciństwem kojarzy się chleb od Bielskiego lub Kochanka. A w tym punkcie, a nieopodal chodziłam do podstawówki, była też kiedyś cukiernia czy piekarnia i na długich przerwach biegało się tam po spore ciastka \"ptasie mleczko\"...
Tutejsza
2025-07-16 11:20:14
Tekst nieciekawy, po prostu wylana żółć z głebi trzewi pana Mądrzejowskiego okraszony nieciekawym zdjęciem. Jak nie macie felietnistów, to może warto ogłosić jakiś konkurs, a nie publikować treści o niskim i watpliwym poziomie. Może chwila refleksji?
Joanna
2025-07-16 11:17:08
Co to SIM?
Gabi
2025-07-16 09:35:16
Gratuluję odwagi oderwania się odnzielonego koryta.
Obserwator
2025-07-16 00:44:02
Już zapewne Zieloni obstawili ten Stołek. Konkurs to farsa. O ile będzie :)
Obserwator
2025-07-16 00:43:05
To ciekawe kto z PSL zasiądzie na stołku, Jarku czekamy i obserwujemy!
Mieszkańcy
2025-07-15 16:55:33
Żołądek zawsze daje znać gdy jest pusty ale mózg niestety nie.
kozaostra
2025-07-15 15:20:02
Naszym włodarzom tylko najlepiej wychodzi przecinanie wstążek.A narkotykami jak handlowali tak handluja.Przykro wszyscy maja wywalona co dzieje się z młodzieżą. Najważniejsze że wstążki przecięte.Myslalam panie Burmistrzu że pan to ogarnie ale nic w tym kierunku nie robione.Wszystko zamiatane pod dywan oczywiscie tyczy to całej rady.
Julka
2025-07-15 10:38:46
Smolasty to artystyczne dno dna i patologia. Kto wpadł na pomysł żeby to beznadziejne byle co zaprosić??? i jeszcze mu płacić
Prusak
2025-07-15 08:11:55