Takiego tłumu Głuch ani nie widział, ani nie słyszał. A to po prostu na podwórku u Zbigniewa Kostrzewy zebrała się rodzina. Tylko we fragmencie, bo co to jest... 130 osób, kiedy wszystkich naliczono blisko 450. Zjechało się kilka pokoleń. Nawet trudno określić – ile, bo na jednej genealogicznej gałęzi siedzą ci, którzy mają lat 70, i ci, którzy ledwie nauczyli się siedzieć. A wszystko to przez jedną niewiastę – Ewę Bejnarowicz.
- W ubiegłym roku przygotowywałam takie spotkanie rodzinne krewnych ze strony mamy, więc musiałam uhonorować też i drugiego rodzica. Było trochę łatwiej, bo jedna z kuzynek genealogią rodziny Kostrzewów zajmuje się od dawna i ma niebagatelną wiedzę, tym szczegółowszą, im kolejnym pokoleniom bliżej współczesności.
Kurpie od pra...pradziada
Rodzina Kostrzewa, duża i zamożna, pochodziła spod Myszyńca z terenów, które były od 1795 roku pod zaborem pruskim, a po 1815 r. częściowo przeszły pod zabór rosyjski. Od 1910 roku zamieszkała w Kwiatkowie koło Zarąb, w zakupionym majątku.
Dokonali tego seniorzy rodu - Stanisław i Marianna Kostrzewa z d. Chorążewicz. Mieli dziesięcioro dzieci: siedmiu synów i trzy córki. Za wychowanie tak licznego potomstwa pani Marianna była nawet odznaczona "Krzyżem Zasługi". Spora część rodziny, mimo dziejowych zawieruch I i II wojny, pozostała na kurpiowskich ziemiach i w ich pobliżu, głównie przenosząc się na tereny sąsiednich gmin, w tym Wielbarka.
Wielodzietność pozostała rodzinną tradycją, bo w kolejnych pokoleniach, chociaż dzieci było już nieco mniej, to jednak wystarczająco dużo (średnio po pięcioro), by każde dalsze pokolenie powodowało znaczny rozkwit rodzinnych powiązań. Tak dalece, że w 2012 roku liczba członków rodziny w prostej linii wywodzących się od Stanisława i Marianny wynosiła 432 osoby, a teraz jest ich jeszcze więcej. Im bardziej rodzina się rozrastała, tym też dalej rozjeżdżała.
- Kilka osób jest w USA, są w Austrii, Holandii, w Niemczech, w Irlandii – wymienia pani Ewa. - Można by powiedzieć, że dziś cały świat należy do Kostrzewów. Bo odległość nie ma znaczenia, jeśli zachowane są więzi.
Wytrwałe poszukiwania
Wbrew pozorom, przynajmniej w ocenie organizatorki rodzinnego zjazdu, znalezienie krewnych nie było bardzo trudne, chociaż do wszystkich nie udało się dotrzeć. - Z wieloma krewnymi miałam osobisty kontakt. Z każdej gałęzi, czyli z potomków poszczególnych dzieci Stanisława i Marianny wybrałam sobie jednego „pośrednika” i z tą osobą się kontaktowałam, ona natomiast miała za zadanie ustalić i porozumieć się ze swymi najbliższymi czyli krewnymi z tej właśnie gałęzi. Ostatecznie udało mi się dotrzeć dokładnie do 176 osób. I wszyscy, kiedy im mówiłam o pomyśle takiego rodzinnego spotkania, byli na tak.
Z tych „najwcześniejszych” dziesięciorga dzieci spotkania nie doczekał nikt. Ale pozostawili po sobie 42 potomków, z których wciąż żyje 12 osób. Jedną z nich jest Ryszard, ojciec pani Ewy, która jest zatem prawnuczką uznanych seniorów rodu.
Do Głuchu, z różnych przyczyn i zapewne z ogromnym żalem, nie przyjechali jednak wszyscy. Mimo to na agroturystycznej posesji Zbigniewa Kostrzewy zebrała się wyjątkowo liczna rodzina – bo aż 130 osób.
- Wśród uczestników zjazdu najmłodsza dziewczynka liczyła sobie trzy miesiące, a najstarszą była moja 81-letnia stryjeczna babcia z tego samego pokolenia, co mój ojciec – wyjaśnia pani Ewa podkreślając, że w organizację spotkania ostatecznie zaangażowało się wielu krewnych, więc można co najwyżej nazywać ją pomysłodawczynią, bo organizatorów było wielu.
Lepsze niż wesele
Wielu członków tej bardzo licznej rodziny zna się osobiście, ale nie brakowało także i takich, szczególnie z młodszych pokoleń, którzy widzieli się po raz pierwszy. Dla wszystkich jednak było to ogromne przeżycie i mnóstwo nieopisanej radości.
Spotkanie rozpoczęliśmy mszą polową, którą odprawił proboszcz z Wielbarka – opowiada Ewa Bejnarowicz. - Ksiądz powiedział, że jeszcze nigdy nie celebrował mszy w tak pięknym kościele i nie jestem pewna, czy miał na myśli otoczenie, które mój brat stryjeczny Zbyszek przygotował na tę okazję wprost cudownie, czy też to, że odprawiał tę mszę dla jednego rodu.
Dla wielu obecnych niemal jak nagrodzona noblem powieść Johna Galsworthy'ego brzmiała „Saga rodu Kostrzewa”, a dokładniej dwóch jej pierwszych pokoleń, przedstawiona przez Zofię Rzeszot-Filipowicz, która od wielu lat gromadzi i spisuje rodzinną historię. Były brawa i owacje na stojąco.
Moi rodzice uważali, że w życiu najważniejsza jest rodzina. Głęboko wpoili to mi i mojemu rodzeństwu. Ale to jest rodzinne credo, które wywodzi się co najmniej od Stanisława i Marianny, od moich pradziadków. I od nich rozprzestrzeniło się na cały ród. Chyba dlatego ten nasz zjazd rodzinny był możliwy do zorganizowania. Pozostawił niezatarte wspomnienia. Wiele rodzinnych powiązań odnowił, sporo nowych stworzył, stare – utrwalił. To było niepowtarzalne wydarzenie. Piękne i niepowtarzalne – ocenia Ewa Bejnarowicz.
- Wszyscy obiecywaliśmy sobie, że za rok znów się spotkamy... Nie jestem pewna, czy to realne. Ale w mniejszych „zestawach” na pewno będziemy się spotykać, wspominać. W wielu młodych ludziach, obecnych na naszym zjeździe zrodziła się ciekawość dotycząca historii rodu. I to też jest piękne. Bo gwarantuje, że ta historia nie zaginie, przetrwa, a wraz z nią i rodzina Kostrzewów.
Powrót do korzeni:
Powracam do korzeni
Do panieńskiego nazwiska
Groby przodków odwiedzam
I aż mi serce ściska.
Swe siostry odnajduję
I braci mi nie znanych
Powracam do dzieciństwa
I rodziców kochanych.
Teraz w licznej rodzinie
Łączą mnie ich sekrety
Które mają oblicza
Jak dwie strony monety.
Wciąż żyję emocjami
Przyjaźnie zawiązuję
Mam komu opowiadać
Jak ja teraz się czuję.
Nie wolno w samotności
Wciąż gorzknieć i narzekać
Bo życie jest zbyt krótkie
By na radość czekać.
Zofia Rzeszot-Filipowicz
Mam nadzieję, że ten pomysł odniesie sukces. Mam rodzinę w Wielbarku. Fajnie byłoby wsiąść rano w pociąg, odwiedzić ich i wieczorem wrócić.
Nidziczanin
2025-11-12 10:25:22
Piekna trasa i Piekny pomysl :)
Tadek
2025-11-11 15:18:41
Wow, jak najszybciej do realizacji! :) Oby „Wielbarscy biegaczo rowerzyści” nie przekształcili tej linii w ścieżkę rowerową! Tak jak stalo sie z linia Szczytno Biskupiec :(
Pozytyw
2025-11-10 09:22:28
Na tak ogromny kredyt panie Ochman, wymagana jest zgoda mieszkańców, bo to oni będą go spłacać. Pan się zawiniesz a ludzie zostaną z pańskim długiem.
Polak
2025-11-07 19:53:36
Autor powinien poćwiczyć podstawy arytmetyki, ponieważ różnica pomiędzy najtańszą ofertą a kwotą jaką Urząd przeznaczył na realizację wynosi około 2 milionów a czterech.
kid65
2025-11-07 13:57:37
Żałosna banda na państwowym garnuszku, czyli za 2 lata koszt to 4 miliony. Komunizm wraca :) Dlaczego w takim razie nowa spółka nie wystartuje w przetargu skoro ma być tańsza? Bo nie chodzi o to żeby było taniej, tylko żeby nakarmić swoich.
Piotr
2025-11-07 09:24:55
gdzie pracuje zona matlacha
wojt jaskol stasiek
2025-11-06 17:28:15
Nasz burmistrz to tuskowy człowiek a więc podatki w górę
Bogus
2025-11-06 09:51:48
Cena zaporowa lub nie. Żeby artykuł był kompletny trzeba by było pokazać orientacyjne wyliczenia w każdym z wariantów. Napisać że te 200zl to opłata na 20lat ale poza tym jest koszt trumny a potem pomnik. Spopielone ciało można pochować i 0od pomnik i do kolumbarium. Wystarczyło pokazać różne warianty wyliczeń ale lepiej było zrobić wielkie bum bo po co komu normalny artykuł prawda?
Kamil
2025-11-06 07:07:28
Korzyść dla środowiska hmm...no ale jeżeli zostaną one powtórnie wykorzystane to znaczy że ktoś je sprzeda komuś żeby ten ktoś coś z nich zrobił i zarobił. Znaczy zarobi ten co je zbierze i ten drugi co je sprzeda. To jest główny cel tej akcji o którym nic nie napisano zapewne przez jakiś pospiech lub przeoczenie...
Jan
2025-11-06 05:12:34