Czwartek, 14 Listopad
Imieniny: Amielii, Idalii, Leopolda -

Reklama


Reklama

O dumie, racach i dymie – felieton Jerzego Niemczuka


Na pytanie, czy rozpiera mnie duma, że jestem Polakiem, mogę odpowiedzieć niepytany, że nie jestem. Dlaczego? Bo ani to moja zasługa, ani do końca wybór. Los zdecydował, że jestem Polakiem, a nie Żydem, Niemcem czy Ukraińcem. Co innego gdybym się nim starał zostać wbrew wyrokom losu. To by znaczyło, że zostanie właśnie Polakiem ma dla mnie jakiś specjalny walor, wymaga specjalnych starań, a po zostaniu odczuwałbym pozytywne emocje, na przykład dumę z udanej konwersji narodowej.



Czy Polacy, którzy deklaratywnie kochają ojczyznę i nienawidzą jej wrogów, choćby urojonych, są lepszymi Polakami od tych, którzy z miłością do nacji i kraju się nie obnoszą, a są tylko dobrymi obywatelami i ludźmi? Śmiem wątpić, ale mogę się mylić.

 

Przypomina mi się kuzyn zwany Januszkiem. Kiedy spotykał swoją matkę, a robił to nie częściej niż raz w miesiącu, gorąco wyznawał swoją synowską miłość, a następnie wyłudzał część emerytury. Jego siostra, która się matką opiekowała, była o wiele mniej kochana. Przez matkę.

 

Może z ojczyzną jest podobnie, że jak się jej uczucia gorąco nie wyzna, to jest się mniej kochanym? Niektórzy wyznają taki pogląd i jest ich niemało, o czym 11 listopada świadczy frekwencja na ulicach.

 

Na marszu niepodległości, który bardziej przypomina wymarsz wojsk niż pokojową demonstrację, uczucie podgrzewa się racami, które są niebezpieczne i zabronione przede wszystkim na stadionach.

 


Reklama

Zaoszczędzone na meczach używane są jak dotąd bezkarnie na ulicach. Kaganki oświaty tam nie świecą. Miłości też nie słychać tylko chrapliwe deklaracje - podobnie jak race przyniesione ze stadionu - o zadawaniu śmierci wrogom ojczyzny. Czy gdyby demonstranci mieli nie race, ale armaty, nie zawahaliby się ich użyć przeciwko wrogom? Kto wie? Dlaczego na tym narodowym evencie nie ma radości, że nasz kraj ma w Europie sojuszników i przyjaciół?

 

A jeśli już mowa o wrogach, to dlaczego nie ma tam Rosji Putina? O co chodzi? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to może o pieniądze? Wiadomo przecież, że rosyjskie służby wspierają nacjonalistów od Lizbony po Warszawę. Wygląda na to, że Putin się nie boi nacjonalistycznych patriotów, tak jak i oni się jego nie boją, i uważa ich nawet za użytecznych patriotów. Gdyby nie ruskie ruble to można by mówić o pożytecznych idiotach.

 

Na spacerze w lesie spotkałem niedawno ludzi, którzy sprawiali sympatyczne wrażenie, a zaraz się okazało, że wbrew nauce nie wierzą w zmiany klimatu, a Ursula von der Leyen i Unia Europejska jest według nich większym wrogiem Polski od Putina. Putinowi ta deklaracja bardzo by się spodobała i chętnie by ją wypełnił, o czym zresztą od czasu do czasu wspomina, skoro wielu Polaków wstąpienie do UE z ulgą by zastąpiło najazdem Rosji, która ma dużą wprawę w aneksjach nieswoich ziem, szczególnie polskich.

Reklama

 

Oczywiście można uznać, że kiedy głupota trafia na kłamstwo czy brednię, to zaraz bierze je pod rękę i idzie ku zatraceniu, bo gdzie ma iść, skoro głupota jest królową wszelakiego nieszczęścia.

 

Gorsze jest jednak, że głupota kreuje się coraz częściej na nową mądrość, a kłamstwo na nową prawdę, a coraz więcej jest ludzi gotowych w tę kreację uwierzyć dzięki Internetowi, który miał być wolnym dostępem do wszelkiej wiedzy i mądrości, a otworzył drzwi ich przeciwieństwom, a tych, którzy chcą te drzwi przymknąć dla pochodu kłamstwa, nazywa cenzorami.

Jerzy Niemczuk



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama