Czwartek, 21 Listopad
Imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka -

Reklama


Reklama

Mazurskie hobby młodego Rosjanina


- Ale czuję się Polakiem! - prostuje Paweł Szutow z Sankt Petersburga, który odwiedził Szczytno jako... znawca i miłośnik języka mazurskiego. To niezwykły młody człowiek, bo zaledwie 20-letni. Można by się zastanawiać kiedy – mając tak niewiele lat – tak wiele dokonał. I na to pytanie, między innymi nam odpowie.


  • Data:

Mija około 6 lat, jak zacząłeś uczyć się języka polskiego, a umiejętności niejeden tzw. rodowity Polak mógłby ci pozazdrościć. To lingwistyczny talent czy ciężka praca?

 

 

Chyba nie nazwałbym tego talentem, bo na przykład ze szkoły wielkiej umiejętności władania językiem angielskim nie wyniosłem, a i język rosyjski, którym posługiwałem się przecież od urodzenia, też mi sprawiał kłopoty, między innymi z pisownią.

 

 

Wspominasz szkołę. Gdzie i jakie te szkoły były?

 

 

W Petersburgu, oczywiście. Zaczynałem w szkole powszechnej, później kilka miesięcy spędziłem w takiej specjalnej pod względem metod nauczania, a jeszcze później znów uczyłem się w zwykłej, powszechnej, ogólnokształcącej szkole. Po maturze zrobiłem sobie rok przerwy w nauce, bo nie chciałem studiować byle czego, a wiedziałem, że na tę uczelnię, którą sobie wymarzyłem, jeszcze się nie dostanę. Odczekałem bezpiecznie, bo edukację zacząłem mając lat sześć, a nie siedem, więc byłem za młody, by w tym roku „lenistwa” upomniała się o mnie armia.

 

A jaka to była wymarzona uczelnia?

 

 

Wtedy zamierzałem w Petersburskim Uniwersytecie Państwowym studiować filologię polską, czyli dokładnie ten kierunek, który obecnie studiuję na Uniwersytecie Warszawskim.

 

 

Skąd to upodobanie do języka polskiego?

 

 

Kiedy zainteresowałem się językiem polskim, a miałem wtedy jakieś 13 lat, nie wiedziałem nawet jeszcze, że mam polskie korzenie. Wakacje wtedy spędziłem zupełnie nieproduktywnie, poświęcając czas grom komputerowym. Z tej złości, że mi w tych grach nie szło pomyślałem, że zajmę się czymś zupełnie nietypowym: nauczę się jakiegoś języka, zacznę intensywniej handlować mrówkami, bo do ósmej klasy byłem pewien, że zostanę badaczem owadów i mrówkami naprawdę handlowałem już jako sztubak albo też zajmę się jakąś historią np. II wojną światową. W niespecjalnie wysokich lotów komiksie internetowym „bohaterami” są kule symbolizujące poszczególne państwa. Była wśród nich też Polska. Każdy z tych krajów miał tam swoje charakterystyczne słowo czy powiedzenie. Cóż... to, które było przypisane kuli - Polsce było bardzo nieparlamentarne, chociaż w kraju niezwykle powszechne. I to słowo, na k..., było pierwszym, jakie poznałem. Nie wiedziałem, co ono oznacza, ale tego też się w internecie dowiedziałem. Znaczenie miało marne, ale brzmiało fajnie, więc zacząłem szukać innych. W tym czasie emitowany był w rosyjskiej telewizji serial „Czterej pancerni i pies”. Przypomniałem sobie, że to jest przecież polski film, więc odszukałem jakieś odcinki w oryginale. I tak, na początku, uczyłem się tego języka właśnie z filmów. Później wkurzałem kolegów w szkole używając niektórych słów, których oni, oczywiście, nie rozumieli, a kiedy na angielskim mieliśmy napisać jakąś rozprawkę, ja napisałem ją... po polsku. Bardzo się moja nauczycielka zdziwiła, kiedy powiedziałem, że język angielski mnie nie interesuje, a uczę się polskiego.

 

 

Wspomniałeś o polskich korzeniach. Coś więcej?

 

 

Po kilku miesiącach mojego zainteresowania językiem, mamie się przypomniało, że mój pradziadek, czyli dziadek taty, był Polakiem. Niewiele o nim wiedzieliśmy, ale z czasem udało nam się uzyskać więcej informacji. Pradziadek urodził w niewielkiej miejscowości na terenie dzisiejszej Łotwy, na początku XX wieku. Później mieszkał w Petersburgu, ale jak i dlaczego tam trafił – nie wiemy. Pracował w fabryce produkującej jakieś maszyny. Został oskarżony o sabotaż i szpiegostwo, ale nie bardzo wiadomo, na czyją rzecz. Prawdopodobnie na rzecz Polski, bo udzielał się w organizacji zrzeszającej Polaków. W każdym razie za te rzekome przestępstwa został oskarżony i rozstrzelany. To było w 1937 roku. Był już wtedy żonaty, ale krótko. Jego żona, a moja prababcia była dopiero w ciąży z moją babcią.


Reklama

 

 

Od zainteresowania językiem polskim przeszedłeś do jego regionalnych dialektów...

 

 

To było w tym samym czasie, a wypłynęło od... Gustlika, który mówił trochę inaczej niż pozostali członkowie załogi „Rudego”. Początkowo tego nie zauważałem, ale jak już nieco więcej „liznąłem” polszczyzny, te różnice wpadły mi w ucho i bardzo zaintrygowały. Może miało na to wpływ także i to, że postać Gustlika była moją ulubioną. Poszukiwałem więcej przykładów śląskiej mowy. Trafiłem na youtube na kanał, na którym się trochę z tym narzeczem zetknąłem. W konsekwencji musiały mnie zainteresować także inne polskie dialekty: kaszubski, wilamowski, a na końcu też mazurski. Warto może wspomnieć, że kaszubski oficjalnie jest uznany za język, a nie za regionalny dialekt.

 

 

Dawno zająłeś się narzeczem mazurskim?

 

 

To był rok 2016 albo nawet i 2017. Oczywiście wiedziałem wcześniej o istnieniu tej odmiany języka, ale nie miałem z nim bezpośredniego kontaktu. Trafiłem na stronę internetową Piotra Szatkowskiego, na której znajdował się filmik, w którym Piotr tłumaczył czym jest język mazurski, wskazywał na różnice występujące w różnych częściach Mazur. To już był krok naprzód, ale mały. Olbrzymi zrobiłem, gdy trafiłem na serię artykułów prof. Sergiusza Skorwida, w których pisał on o gwarze Mazurów syberyjskich. I ci Mazurzy niezmiernie mnie zaintrygowali. Skontaktowałem się z profesorem i ku mojemu zaskoczeniu, jak też oczywiście zadowoleniu, udostępnił mi on swoje prace, zebrane materiały a przede wszystkim nagrania rozmów z tymi Mazurami.

 

 

To był ten mazurski, którym dziś się tak świetnie posługujesz?

 

 

Dokładnie tak. Potrzeba było trochę czasu, by udało mi się samemu pojechać na Syberię i spotkać się z tymi ludźmi. To było nie tak dawno, bo przebywałem tam przez ostatnie dwa tygodnie sierpnia tego roku. Ich mazurszczyzny uczyłem się z nagrań, ale skutecznie, bo dogadywałem się bez problemu. Fakt, że wcześniej znalazłem przez internet kontakt z kilkoma Mazurami na Syberii i prowadziłem z nimi szereg rozmów. Nie jechałem więc całkiem w ciemno, ale do ludzi, których już znałem, nawet jeśli tylko wirtualnie.

 

 

Skąd ci Mazurzy wzięli się na Syberii? Pierwsze, co się nasuwa, to zsyłka czy katorga...

 

 

Do końca pewności nie ma. Mazurzy najprawdopodobniej osiedlili się na Syberii pokonując tę odległość niejako w etapach. Najpierw osiedlili się na Ukrainie. To pewne, tylko nie wiadomo dokładnie, kiedy opuścili Mazury. Według jednej z teorii mógł to być przełom XVIII i XIX wieku, podczas wojen napoleońskich. Osiedlili się na tej Ukrainie w dwóch grupach i w dwóch różnych miejscach. Część w okolicach Żytomierza, a część na Kijowszczyźnie. Dziś ci Mazurzy twierdzą, że część z nich, a raczej ich przodków, z Ukrainy dotarła na Syberię w 1893 roku, w każdym razie w tym czasie owi przybysze zostali tam zarejestrowani. Tak czy inaczej do dziś na Syberii mieszka niewiele osób, może ze sto, które posługują się językiem mazurskim i kultywują tutejsze, mazurskie tradycje. To, oczywiście, grupa, która jest już mocno rozproszona, ale są dwie wsie syberyjskie, w których Mazurów czy raczej ich potomków mieszka dużo. Jedna to Aleksandrówka, zamieszkała niemal w całości przez ludność pochodzenia mazurskiego, a druga – Znamienka – gdzie Mazurów jest sporo mniej, w większości mieszkają tam zruszczeni... Niemcy. Dla utrudnienia – obie wsie nie są położone niemal po sąsiedzku. Dzieli je w prostej linii około 60 km i rzeka... Jenisej, co sprawia, że droga z jednej do drugiej to jakieś 200 kilometrów. Odwiedziłem obydwie te miejscowości. Byłem tam po raz pierwszy i mam nadzieję – nie ostatni.

Reklama

 

 

Mówisz, że najmłodsi, którzy posługują się jeszcze językiem mazurskim, to czterdziestolatkowie. Czy to oznacza, że dawne tradycje, odrębności kulturowe, w tym także języki regionalne, dialekty, narzecza prędzej czy później zanikną? Czy istnieje takie ryzyko?

 

 

Po części jest. Ma na to wpływ wiele czynników. Z pewnością liczba osób, które znają dialekty regionalne, umieją się nimi posługiwać, maleje. W mojej ocenie jednak łatwiej byłoby przekonać młodych Mazurów z Syberii, by posługiwała się tym językiem, niż Mazurów z... Mazur. Tu byłoby to obciachem, ale z drugiej strony tu ludzi łatwiej byłoby przekonać, że to ważne, by język zachować, by go pielęgnować, niż tych z Syberii. Tam się po prostu tym językiem posługują na co dzień, nie zrozumieją na czym polega ważność działań, mających na celu jego zachowanie i utrwalenie.

 

 

Nie jesteś Mazurem – to na pewno. Masz obywatelstwo rosyjskie, pradziadka Polaka. Kim ty sam się czujesz?

 

 

Polakiem, ale z Polonii, bo to, w moim przekonaniu, znacząca różnica. Polak z Polonii ma z konieczności do czynienia z wieloma innymi narodowościami. Musi więc sobie, na jakimś etapie życia, tę polskość zdefiniować. Musi się zidentyfikować z polską kulturą, tradycjami, językiem, ale też znaleźć miejsce dla tych innych kultur i języków. Polak, który urodził się w Polsce, jest z tą ziemią w sposób naturalny związany, nie musi podejmować takich działań, nie potrzebuje dodatkowych motywacji, chociaż – oczywiście nikt mu tego nie zabroni, jeśli zechce.

 

 

Masz dopiero 20 lat. To wiek ledwie dorosły. Większość twoich rówieśników buduje swoją przyszłość, owszem, czegoś tam się ucząc, coś studiując, ale poświęca czas głównie na – delikatnie rzecz ujmując – młodzieńczą niefrasobliwość. Ty, ledwie nastolatek, zająłeś się poważnymi zagadnieniami, zupełnie nietypowymi dla nastolatków. Masz czas na towarzyskie spotkania w pubie przy piwie, na – hm... dziewczyny, randki itd.?

 

 

Puby i piwo mnie nie bawią – fakt. Owszem, czasem się zdarza, ale alkoholu unikam. Rzecz prosta, nie mam głowy do picia, szybko mnie on powala, więc nie warto tracić nań czasu. Dziewczynę mam, więc nie jest tak, że jestem tylko tzw. wściekłym intelektualistą. Chociaż przyznaję, że czasem na mnie narzeka, że poświęcam jej za mało czasu, ale to nie zawsze moja wina. Ja uczę się w Warszawie, ona w Łodzi. Myślimy o tym, by jednak wspólnie osiąść w którymś jednym mieście. A że interesuję się sprawami, które może nie są powszechne? Osobiście nie widzę w tym nic aż tak osobliwego. Każdego przecież coś interesuje, coś jest jego czy jej pasją. Moją pasją jest język polski i jego regionalne odmiany. I tyle.

 



Komentarze do artykułu

zbyszek

Jeste jeszcze coć czego artykuł nie oddaje :) Jego talent muzyczny. Głos niczym sam Fogg!!

Czarek

Wspaniała historia i pasja tego młodego człowieka. Gratuluję

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama