Kiedy pasję i wiedzę połączymy w jedno to otrzymamy Karolinę Remuszko, która zamieniła bezpieczny etat na własną firmę. Warszawianka z urodzenia, Wielbark wybrała na swoje miejsce do życia, bo na mapie otaczały go lasy. Tego, co robi, nie zamieniłaby na nic innego, chociaż nie ukrywa, że pojawił się moment zwątpienia. Jej uśmiech jest zaraźliwy, a sposób, w jaki mówi o przyrodzie sprawia, że człowiek od razu chce ruszyć do lasu.
Dziewczyna z Warszawy rzuciła wielkie miasto, by żyć w zgodzie z naturą… Tak mogłaby zacząć się ta historia. Jednak nie byłoby to uczciwe wobec jej bohaterki. Karolina Remuszko nie wpisuje się bowiem w żaden schemat.
Chociaż faktycznie na Mazury przeniosła się z Warszawy, to wybrała Wielbark, bo dał jej wiele możliwości realizowania pasji, którą jest kontakt z przyrodą. A wszystko zaczęło się od tego, że miała zostać weterynarzem.
- Od czwartej klasy podstawówki do czwartej klasy szkoły średniej realizowałam ten plan krok po kroku – opowiada. - Wybrałam odpowiedni profil – biologiczno-chemiczny, przygotowywałam się do składania papierów. Aż stwierdziłam, że jednak wolę ochronę środowiska, bo chciałam wiedzieć więcej o otaczającym mnie świecie. I takie studia zaczęłam.
Okazało się, że wiedzy, na której jej zależało, na ochronie środowiska było za mało.
- Dlatego zdecydowałam, że zacznę jeszcze studiować leśnictwo – mówi.
I to był najlepszy z możliwych wyborów, który pociągnął za sobą szereg zdarzeń, by doprowadzić ją do miejsca, w którym znajduje się dzisiaj.
- Po studiach moja druga połówka dostała propozycję pracy właśnie w Wielbarku. Usiedliśmy, spojrzeliśmy na mapę. Okazało się, że na niej miejscowość jest kropką otoczoną zielenią. Decyzja była prosta – wspomina. - Tak zdecydowaliśmy, gdzie chcemy osiąść.
Zamiana biurka na las
Karolina nie zakładała, że zostanie leśniczką, ale wraz z przeprowadzką na Mazury rozpoczęła staż w Nadleśnictwie Wielbark. Została tam na dłużej. Przez 15 lat nosiła zielony mundur.
- Zajmowałam się zagospodarowaniem lasu, edukacją i ochroną przyrody. Ta praca dawała mi wielką radość. Bo mogłam robić to, co mnie pasjonowało – wyjaśnia.
Kiedy dwa lata temu podejmowała decyzję o rozstaniu z lasami wielu znajomych pukało się w głowę.
- Najzwyczajniej myśleli, że zwariowałam zamieniając dobrze płatną, stabilną pracę na działalność gospodarczą – mówi. - Ja jednak poczułam, że czas coś zmienić. Bo czasu spędzanego w lesie było coraz mniej, za to siedzenia za biurkiem coraz więcej.
Utrata balansu i poczucia, że las to jest jej miejsce, zadecydowało. Kiedy składała wypowiedzenie nie czuła lęku.
- To był ten moment, w którym wiedziałam, że jeszcze mam czas by podjąć ryzyko. Dzisiaj nie żałuję – mówi.
W podjęciu decyzji wspierał ją mąż. Ta połówka, za sprawą, której znalazła się w Wielbarku. Wierzył w nią i jej możliwości. Tym samym dodając jej wiatru w żagle.
- Ja do końca nie wiedziałam, co będę robić. Wiedziałam, że chcę dla siebie stworzyć przestrzeń do pracy w zgodzie ze sobą – wyjaśnia. - Dałam sobie chwilę czasu, by znaleźć najlepszą drogę. I zdecydowałam, że założę swoją firmę.
Edukacja przekuta na biznes
Przedsięwzięcie, które chociaż trochę wywróciło jej życie do góry nogami, jest dzisiaj jej sposobem na życie. Tworzy działalność opartą na odkrywaniu przed innymi świata przyrody. Jej mały biznes ma wyjątkową nazwę.
- „Przez las”, bo z jednej strony zabieram ludzi na wyprawy przez las, a z drugiej dlatego, że to z jego powodu podjęłam taką decyzję – wyjaśnia pani Karolina. - Sama nazwa była efektem burzy mózgów, którą przeprowadziłam z przyjaciółmi i rodziną.
Od roku, już jako edukatorka leśna, pracuje z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi zabierając ich na niezapomniane wyprawy w głąb kniei.
- To ma być wielka przygoda, która jednocześnie jest lekcją o przyrodzie i szacunku do niej – opowiada.
Z Karoliną, oprócz wyprawy, można w lesie przenocować, wziąć udział w warsztatach wyprawić leśne urodziny czy zarezerwować niepowtarzalne szkolenie z zakresu edukacji przyrodniczej, leśnictwa i ochrony przyrody. Nie ma tu limitu wieku. Niezbędne jest za to pozytywne nastawienie.
- Często zdarza się, że rodzice, którzy biorą wraz z dziećmi udział w warsztatach, nie chcą wyjść z lasu. Dzięki temu widzę, że to, co robię, jest potrzebne i ważne – mówi. - Podobnie jest z dzieciakami. Zwłaszcza tymi, z którymi mam „Leśne Bandy” - cykliczne zajęcia dla szkół. Kiedy spotykam je na ulicy mówią do mamy „mamo, patrz, to pani od lasu”. I to jest super.
Na spotkaniach z Karoliną można zapoznać się z elementami survivalu, dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o roślinach i zwierzętach. Znaleźć swoje własne składniki na leśną herbatę.
W tej drodze zdarzył się jeden moment, w którym przyszło zwątpienie. Gdy na początku działalności było sporo papierkowej roboty.
- Normalnie siedziałam przed komputerem całymi dniami, pisałam oferty, zajmowałam się tym całym marketingiem – opowiada. - I pomyślałam, że zmieniłam pracę po to, by być w tej przyrodzie, a nie przed komputerem. Na szczęście to było tylko chwilowe.
Rodzinne zauroczenie knieją
Prywatnie jest mamą 13-letniej Heleny, 11-letniej Zosi i 7-letniego Kazika. Jej dzieciaki, podobnie jak ona i mąż, kochają przyrodę. W lesie czują się niczym ryby w wodzie. Uczciwie przyznaje, że nie tęskni za etatem, ale brakuje jej ludzi, którzy byli dla niej źródłem inspiracji i odskocznią od rodzinnego szaleństwa. Z przekonaniem mówi, że to, co dzisiaj robi, mogłaby zamienić jedynie na to samo, tylko więcej.
- Nie wiem jak długo będę pracować jako edukatorka. Chciałabym rozwinąć moją firmę i w przyszłości stworzyć ekoagroturystykę z opcją różnych warsztatów – zdradza.
Jednak nie stawia sobie granic czasowych. Karolina skupia się na tym co jest tu i teraz. O przyszłości marzy tylko w jednym kontekście.
- Chciałabym, aby nasz świat został w dobrej formie dla moich dzieci i ich dzieci. Żebyśmy, jako ludzie, się o niego zatroszczyli – puentuje.
Wieża ratuszowa dobrze \"brała\" jako obiekt atrakcji turystycznej jak była pod opieką muzeum w Szczytnie. Bo się zajmowali nią ludzie, którzy się na tym znali. Ale jak to amatorzy - wywalają otwarte drzwi..
Taki sobie czytelnik
2025-12-18 15:58:52
nawet okna mają zabytkowe
że tak powiem
2025-12-17 23:18:26
A co z rewitalizacja Parku Andersa???
Ja
2025-12-17 22:12:37
Nie jestem fanem nowego włodarze z Myszynca ale skoro już radni wydali na to zgodę niech robią. Pewnie będzie ładniej niż jest. Kwestia na jak długo nie zrobimy przez to innych inwestycjo bo to nam turystów na pewno nie przyniesie. Takie wieże są w innych miejscach i tłumów tam nie ma. Nikt z Wloszczowej nie przyjedzie gapic się na Szczytno z lotu ptaka. Poza tym mamy wieże w ratuszu ktora jakoś slabo funkcjonuje a ma te same walory. Noji kwestia odrapanej obok szkoły...
Jan
2025-12-17 05:02:18
Jak zwykle to jest potrzebne tylko nie przy moim domy. To niech Ci wlasciciele domów dojeżdżają autobusami elektrycznymi do pracy i nie smrodzą miasta, w którym mieszkam. Swego czasu powstawał pewien zakład pogrzebowy na Niepodległości. Ileż to było hałasu o to. I co? Wszyscy żyją? Da się żyć? W Rudce też były protesty ze market powstaje, market powstał, pięknie się prezentuje i służy ludziom bo mają blisko.
Kamil
2025-12-17 04:56:25
A co będzie z orlikiem, czy też zniknie bez wieści jak plac zabaw z plaży? Korzysta z niego dużo osób. Wydano dużo pieniędzy na jego wybudowanie. Kto się z tego rozliczy?
Zaniepokojona
2025-12-16 11:58:26
Jestem pod wrażeniem naszego ,, zamku\'\' - coś pięknego.
Już
2025-12-16 11:37:29
Czy przekształcanie okolic wieży w \"uporządkowaną przestrzeń publiczną\" bedzie polegać na zaoraniu ponad stuletniej szkoły i zamiana w nowy deptak?
Taka ciągle tutejsza
2025-12-15 19:25:16
Wyśmienite spotkanie Gratuluję p Ambroziakowi pomysłu sposobu prowadzenia spotkania. Wójt byl dobrze przygotowany Duża dawka wiedzy Piękny koncert
Joanna
2025-12-15 18:56:49
Karolina Piechowicz (mam nadzieję, że nie pomyliłem nazwiska), była topową pływaczką wśród juniorów i jakoś słuch po niej zaginą po tym jak wyjechała do Ameryki. Ktoś coś wie, co znią? Teraz ma pewnie ok. 22 lata.
Olek
2025-12-15 07:10:40