Wtorek, 28 Marca
Imieniny: Ernesta, Jana, Marka -

Reklama


Reklama

Iwona Matłoch – wielokrotna mama z „odzysku” (rozmowa „Tygodnika Szczytno”)


Zawsze w nas kiełkowało, aby zostać rodziną zastępczą. Nawet dom remontowaliśmy z myślą o tym, że kiedyś zamieszkają w nim dzieci – mówi Iwona Matłoch, mama zastępcza dwunastki dzieciaków. Wspólnie z mężem, od 2017 roku, pomaga dzieciom tworząc im bezpieczne miejsce na ziemi. Z panią Iwoną rozmawiamy o wyzwaniach i determinacji, która nimi kieruje.



Zacznijmy od początku. Skąd u was tyle dzieci?

 

Gdy poznaliśmy się z mężem postanowiliśmy, że będziemy mieli jedno dziecko, a resztę adoptujemy. Skończyło się na tym, że mamy dwóch synów i dzieciaki w rodzinie zastępczej. Ostateczna decyzja zapadła, kiedy nasze dzieci ruszyły już swoją drogą. W domu zrobiło się zdecydowanie zbyt cicho i dziwnie. Gdy remontowaliśmy dom, to już z myślą o tym, że będzie w nim mieszkać dużo dzieci.

 

Trudny był początek tej drogi?

 

Podejmowaliśmy trzy próby zostania rodziną zastępczą. Na początku nie wiedzieliśmy, jak się do tego zabrać. Nawet miałam wrażenie, że trochę chciano nas zniechęcić. Ostatecznie podjęliśmy decyzję nieodwołalną. Byliśmy bardzo zdeterminowani. Okazało się, że nie będzie łatwo.

Poszliśmy na półroczny kurs dla rodzin zastępczych w Olsztynie. Był bardzo trudny, bo pokazywał te najgorsze strony rodzicielstwa zastępczego. Do tego mogliśmy opuścić wyłącznie jedne zajęcia przez cały okres trwania kursu. To było wyzwanie, ale byliśmy nieustępliwi. Nie wszystkie rodziny, które z nami zaczynały, skończyły go.

 

I od razu do waszego domu trafiły dzieci?

 

Nie. Pierwsze dziecko trafiło do nas w 2017 roku, sześć miesięcy po szkoleniu. Szymon miał wtedy 12 lat. Był dzieckiem z tak zwanej interwencji i do dzisiaj jest z nami. To było dla nas wielkie przeżycie i zupełnie nowe doświadczenie. Obecnie już się powoli usamodzielnia, wkracza w dorosłe życie. Chyba najbardziej zabawne w tym jest to, że jest on do nas bardzo podobny i na początku wiele osób myślało, że jest naszym biologicznym dzieckiem.

 

Dużo dzieci trafiło pod wasz dach interwencji?

 

Bardzo. Mogę nawet powiedzieć, że głównie. Jakoś tak się ułożyło, że jesteśmy tym domem, do którego trafiają dzieci w sytuacjach nagłych. Nie mamy wtedy czasu, żeby się przygotować na ich przyjście. Zdarzało się, że w nocy dostawaliśmy telefon i chwilę później były już u nas.

 

Nie jest to chyba łatwe doświadczenie?

 

Niestety, jesteśmy bezpośrednimi świadkami dramatu dzieci. One trafiają do nas w różnym stanie. Jedne są bardziej samodzielne i ogarnięte, inne potrzebują nauki w zakresie prostych, podstawowych czynności. Raz zadzwoniła do nas pani Ewa z PCPR-u, która odpowiada za rodziny zastępcze i zapytała, czy mamy możliwość przyjęcia rodzeństwa: dwóch dziewczynek i chłopca. Oczywiście, zgodziliśmy się. Gdy dzieci już przyjechały, to w pierwszej chwili myśleliśmy, że się pomyliła i że mamy dwóch chłopców i dziewczynkę, bo jedna z sióstr została ostrzyżona bardzo, bardzo krótko. To nami wstrząsnęło.


Reklama

 

Pełniąc taką rolę musicie być twardzi?

 

Przede wszystkim musimy być silniejsi od dzieci. Bo to my, od chwili, gdy przekraczają próg naszego domu, mamy dać im poczucie bezpieczeństwa. Często powstrzymujemy łzy, przeżywamy to, czego doświadczają dzieci. Często są skrajnie zaniedbane. Czasami zwykłe kąpiele są wyzwaniem. Jest z nami chłopiec, który nigdy nie był kąpany tylko myty chusteczkami nawilżanymi. Chyba dla nas najważniejsze jest to, że z mężem dajemy wsparcie dzieciom, ale i sobie wzajemnie.

 

Macie całe spektrum emocji w domu…

 

Tak. Szczególnie w pierwszych dniach, gdy dzieci u nas zamieszkują. Targają nimi różne emocje. Strach, złość, obawa przed tym, co je czeka. My jesteśmy powściągliwi w ocenie sytuacji i tego, jak im pomoc. Każde z dzieci jest inne i ma inny bagaż doświadczeń. Dlatego dajemy sobie czas, żeby odpowiednio do każdego podejść i stworzyć mu jak najlepsze warunki. Bo jak wychowujemy własne dzieci, to od małego uczymy się siebie nawzajem i tworzymy wszystko wspólnie. A te dzieci trafiają do domu, który ma określoną atmosferę i też muszą się do niej dostosować. Doświadczają czegoś zupełnie innego. Ktoś ich pilnuje, ktoś im pomaga. Mają proste obowiązki, jak załadowanie zmywarki, czy posprzątanie pokoju. To na początku niektórym się nie podoba, bo przez długi czas były pozostawione same sobie i budowały swój świat.

 

Z pewnością trudnych momentów było wiele?

 

Tak, ale jeden szczególnie. Pod naszą opiekę trafił dwunastodniowy maluszek. Cała rodzina bardzo się z nim związała emocjonalnie. Bardzo zależało nam na tym, aby go adoptować, niestety nie spełniliśmy kryterium wieku. Kolokwialnie mówiąc, byliśmy z mężem za starzy. W związku z tym, że dziecko rozwijało się prawidłowo, szybko znaleźli się dla niego rodzice adopcyjni. Wszyscy byliśmy zrozpaczeni. Dzieci i my płakaliśmy dwa tygodnie. To była nasza rodzinna tragedia, bo był z nami pół roku. Każdemu z nas zabrano kawałek serca.

 

Jednak adoptowaliście jedno z waszych zastępczych dzieci.

 

Igorka. Zamieszkał z nami jak miał niespełna pół roczku. Był apatyczny. Dziecko, które niczego się nie domagało. Dzięki pracy, którą włożyliśmy, zaczął gonić rówieśników. Jednak, gdy był kwalifikowany do adopcji, nie przeszedł wszystkich testów rozwojowych dostosowanych do jego wieku. Nie znalazła się dla niego rodzina adopcyjna. Wtedy zgodę dano nam.

 

Czy jest coś co was w tym wszystkim przytłacza?

 

Zdecydowanie rodzice biologiczni. Obwiniają nas o to, że zabrano im dzieci. Walczą z nami, a nie o odzyskanie dzieci. To nie jest tak, że to był nasz plan, żeby przywłaszczyć sobie ich dzieciaki. Im lepiej współpracujemy, tym szybciej dziecko do nich wraca, my staramy się pomóc tym rodzicom. Nie każdy rozumie i chce się pogodzić ze swoją winą. Dzieci do rodzin zastępczych nie trafiają z byle powodu.

Reklama

 

Jakie są wasze dzieci?

 

Dzieciaki są fajne i zdolne, utalentowane. Trzeba im tylko pomóc w rozwijaniu pasji. Czasami do czegoś zachęcić, pokazać, że świat jest dobry i jest w nim miejsce dla nich. To jest po prostu życie. Mają lepsze i gorsze dni, jak każdy. Doświadczają różnych sytuacji i my przy nich jesteśmy. Każde wnosi coś do naszego domu. Daje kawałek siebie. Dzieci pomagają sobie nawzajem. Dają wsparcie, dzielą się doświadczeniem.

 

Podobno dzieci u was wsiąkają.

 

(śmiech) Tak słyszeliśmy, że jak dzieci do nas już trafią, to po nich. Jednak są sytuacje, że przebywają u nas tylko chwilę, zanim zostanie ustabilizowana ich sytuacja prawna. Niestety, mamy tylko 10 pokoi i nie zawsze możemy przyjąć już więcej dzieci. Jednak zawsze na chwile, w pokojach gościnnych znajdą u nas bezpieczną przystań.

 

Pani pracuje zawodowo, a mąż?

 

Stoi na straży i zarządza. Mamy dobry podział obowiązków. Ja pracuję zawodowo, uczę w szkole średniej. Nie jesteśmy może tradycyjną rodziną, ale z pewnością dobrze skomunikowaną. Bez miłości, wzajemnego wsparcia i współpracy, a także zrozumienia, dzisiaj nie robilibyśmy tego, co robimy. A dla nas ważne jest, aby pomagać dzieciakom.

 

Święta obfitują w gości?

 

W tym roku nas samych było 17 osób podczas Wigilii. Do tego ciocie, wujkowie, babcie. Nie ma nudy. Kiedyś, jak było nas mniej, to pozwalaliśmy sobie wpaść do kogoś w gości, dzisiaj z tym jest ciężko. W ubiegłym roku całą ekipą ruszyliśmy pociągiem na święta w góry i było super. Jak kolonia. Wyjazdy i wspólny czas są dobre, integrują nas. Każdego roku staramy się gdzieś razem pojechać.

 

To jakie jest marzenie na 2023 rok?

 

Duże auto, w które wszyscy wejdziemy i ruszymy na wakacje, aha - i oczywiście prawo jazdy na autobus dla męża.

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

  • Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie zmienia się w Akademię Policji
    Miliony wyrzucone w błoto, bo pan granatnik koszulkę w młodości nosił Police Akademy i teraz takie zamarzenie ma. Lepiej chłopie poczytaj czegoś o granatnikach poczytaj

    wolf


    2023-03-27 11:12:06
  • Zalewska, Kasznia, Jesionowski, Hydromix, Przyjazne Spychowo, PZN... Jurandy trafiły do wybitnych (zdjęcie)
    Wielkie gratulacje dla Pani Wiesi, pracowałem z Panią w szpitalu, wspaniała Osoba :)

    Krzysiek


    2023-03-27 10:55:36
  • Kardiolog, który stracił serce dla Szczytna. Historia doktora Adama Nagajewskiego
    Cudowny lekarz szkoda że Pan nas opuścił ale nie dziwię się tu nie było szans na rozwój życzę powodzenia i dziękuję

    Aaa


    2023-03-26 21:57:01
  • O szukaniu winnych – felieton Jerzego Niemczuka
    Szanowny Panie Niemczuk. Tekst o uczeniu się pisania w trakcie wypisywania mandatu - stary jak świat. Znam go od dobrych 30 lat, Będąc dość młodym człowiekiem, przewożącym w przepisowej liczbie w maluchu moich przyjaciół w dość sporym mieście o nazwie Toruń z Centrum na Bielany. Lato, szyby opuszczone i ferajna śmieje się do rozpuku z różnych dowcipów. Tylko ze względu na nasz wiek i dobry nastrój niczym nie wzmacniany zostaliśmy zatrzymani przez patrol, który trzepał nas prawie godzinę. Każdego z osobna goszcząc w wiadomym wozie. Reszta czekając samochodzie zastanawiała się, czy uczą się jeszcze pisać i czytać, czy już literują i drukują. Płakaliśmy ze śmiechu, a mandat płaciliśmy zrzutką, W sumie nie wiadomo za co, zdaje się, że stwarzaliśmy swym dobrym humorem zagrożenie na drodze. Może obecnie niektórzy są po studiach np. w Toruniu, ale w innej akademii. Druga rzecz - na pochyłe drzewo każda koza skacze, łatwiej pobić słabszego, niż zmierzyć się z Pietrzykowskim. Ot taka opowiastka. Pozdrowienia

    Anegdota


    2023-03-26 17:07:19
  • Mazurskie Malediwy zostaną bez wody i mieszkańców? (Rozmowa z wójtem gminy Jedwabno Sławomirem Ambroziakiem)
    Piękne lasy i jeziora nie wystarczą do godnego życia. Jakość życia stałych mieszkańców systematycznie się pogarsza. Jesteśmy wyłączeni komunikacyjnie. Tragedia jest w służbie zdrowia. Nie ma od lat stomatologa. Kiedyś dojeżdżał ginekolog, okulista. Teraz mamy tylko lekarza rodzinnego i zrujnowany budynek, zaniedbaną posesję ośrodka zdrowia. Tak źle nie było od lat.Pan Wójt remontuje i buduje kluby na wsiach a nie dba o zdrowie mieszkańców, zęby dzieciaków i wygląd miejscowości gminnej.Podatki, wszystkie opłaty mamy najwyższe w powiecie. Nasze dzieci nie chcą tu wracać. Również młodzi ludzie z dużych miast nie myślą o budowie tutaj domów na okres lata. Jest brak infrastruktury przyciagającej młodych ludzi. Jest dużo domków letniskowych, które zostały pobudowane dawno. Młodzi szukają atracji sportowych, ścieżek rowerowych. Gmina chce zarabiać na turystach nie oferując nic w zamian. Kanalizacja, wodociągi są niezbędne dla rozwoju turystyki. Ale to obecnie standart. Trzeba czegoś więcej. Brak miejsc pracy też wyklucza powrót dzieci po ukończeniu nauki w rodzinne strony. Oni już nawet na urlop nie chcą tu przyjeżdżać, tłumacząc to brakiem jakichkolwiek atrakcji. Okropnie wyglądają obskurne punkty handlowe i gastronomiczne w Warchałach. Młodzi ludzie planujący rodzinę nie widzą w Jedwabnie perspektyw rozwoju swoich dzieci. Brak jest zajeć pozalekcyjnych, rozwijających zainteresowania, na dodatkowe zajęcia językowe, sportowe trzeba dzieci dowozić do miasta. Koszty utrzymania są wyższe niż w mieście. Ostatnio GOK bardzo rozwinął działalność. Jednak nie jest w stanie zatrudnić specjalistów prowadzących na wysokim poziomie zajęcia tematyczne. Ożywili się emeryci i bardzo dobrze, że wyszli ze swoich czterech ścian. Jednak to nie gwarantuje rozswoju gminy. W stosunku do ościennych gmin zostaliśmy poważnie w tyle. Nawet mieszkania oferowane za 40 % ceny mieszkania o takim standardzie w Olsztynie nie znajdują nabywców. JeślI powstanie poligon to również rozwój turystyki w gminie będzie zagrożony. Nie wiem jak wygladaja wpływy z podatków od turystyki, domków letniskowych w stosunku do pozostałych wpływów. Uważam jednak, że nic za te pieniądze nie zrobiono dla turystów. Brak parkingów w Warchałach, niesprzątana plaża w Nartach, brak koszy na śmieci w miejscach publicznych to tylko ułamek zaniedbań. Z roku na rok obserwuję coraz mniej młodszych turystów odwiedzających naszą piękną ale bardzo zaniedbaną gminę. Przyjeżdżaja starsi ludzie szukający ciszy, majacy tu swoje, już często podniszczone domy.

    Mieszkaniec


    2023-03-26 10:46:07
  • Ekstremalna Droga Krzyżowa w Szczytnie: 33 km modlitwy, ciszy i trudów w poszukiwaniu spotkania z Bogiem
    Ja myślę, że JPII mniej potrzebuje takich jak \"szczytnianin od zawsze\", Grot przynajmniej nie pluje na niego nienawiścią i jadem.

    Anna


    2023-03-26 10:26:41
  • Wielbark szykuje się na przyjęcie tysięcy żołnierzy?! Wojsko rozpoczyna promocję powstania nowej jednostki wojskowej w tej gminie
    Nie Kuba, nie wystarczy, żeby powróciła normalność, trzeba wszystkich z Nowogrodzkiej pogonić na zbite ryje, nie zapominaj, że jest to doskonale zorganizowana mafia.


    2023-03-26 10:18:59
  • Miejska Biblioteka Publiczna w Szczytnie zaprasza w podróż po świecie mangi - czwartek, 30 marca
    Manga to każdy komiks wydany w Japonii, nie istnieje też coś takiego jak styl mangowy. Poza Japonią mangą nazywamy komiks japońskiego autora (bez względu na styl, w jakim został stworzony). Tutaj co najwyżej mamy do czynienia z komiksem.

    pcela


    2023-03-24 19:06:16
  • Trwają policyjne działania pn. Niechronieni Uczestnicy Ruchu Drogowego
    Lepiej zainteresować się tymi co mają sądowy zakaz kierowania autami , bo czują się bezkarni.

    cojest


    2023-03-24 14:11:05
  • Lokalna mapa potrzeb już działa. Skorzystaj! Pomóż rozwinąć swoje miasto, gminę
    Lans jak lans - jeden szyty subtelnie, a inny grubymi nićmi. Tak niewiarygodnego człowieka, co to w radzie siedzi od iluś lat, a teraz dopiero szuka pomysłów u mieszkańców - to rzadko się spotyka. Niektórzy to jeszcze umieją trochę udawać, a on idzie na rympał.

    Krajan


    2023-03-24 11:26:18

Reklama