Zabrałem się do pisania tego felietonu jak zwykle w poniedziałek, a jest on dniem szczególnym, bo to 1 czerwca, czyli Dzień Dziecka. Każdy z nas ma zapewne różne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy rodzice urządzali nam to święto na miarę swoich sił i możliwości finansowych. Ci lepiej usytuowani dawali swoim pociechom dość drogie prezenty, ci skromniej żyjący zabierali dzieci na wycieczki, na lody czy po prostu kupowali dużą michę truskawek, którymi zajadaliśmy się w tym szczególnym dniu.
Miłe to święto, bo nam - rodzicom - przypomina o przywileju rodzicielstwa – ojcostwa i macierzyństwa oraz o szczęściu posiadania własnych dzieci, co nie jest dla wszystkich takie oczywiste. A jeśli jeszcze do tego one chowały się zdrowo i wyrosły na przyzwoitych ludzi, to tylko dalej się cieszyć i choć dzisiaj to „stare konie” albo dojrzałe kobiety, to dla nas zawsze pozostaną naszymi synkami i córeczkami. Jeśli oczywiście nadal pielęgnujemy z nimi dobre relacje i łączy nas więź rodzinnej miłości oraz obustronnego szacunku. Nie wszyscy tak mają, niestety. Ale miłość do własnych dzieci jest czymś pięknym i szlachetnym - mimo wszystko!

Kiedy obserwuję życie albo niektóre filmowe historie, dość często pojawia się w nich wątek zerwanych albo bardzo chorych relacji pomiędzy rodzicami i ich dorosłymi już dziećmi. Bolesne, a czasem wręcz traumatyczne przeżycia albo ewidentne zaniedbania rodzicielskie pozostają w sercach dorosłych już ludzi jako wciąż nie zabliźnione rany i emocjonalne „dziury”, które nie sposób niczym wypełnić. Kiedy więc – czasem po latach – te relacje zostają uleczone, choć to nie jest takie łatwe i proste, wtedy zarówno rodzice jak również ich dorosłe dzieci doświadczają uwolnienia, emocjonalnego uzdrowienia. Wtedy jedni i drudzy pragną nadrobić stracony czas.
Dobrze, jeżeli tego czasu jeszcze trochę mają, bo niekiedy zdarza się i tak, że ludzie nie potrafią sobie wybaczyć, a dzieci emocjonalnie i geograficznie od swoich rodziców, pojawiają się dopiero na pogrzebie ojca lub matki, z gorzkim wyrzutem, że teraz jest już za późno na jednanie i naprawę. Współczuję zawsze takim ludziom. Dlatego też śpieszmy się kochać ludzi, a szczególnie swoich rodziców lub swoje dzieci, bo ani my rodzice nie jesteśmy doskonali, ani też nasze dzieci takie nie są. Tu potrzeba miłości pomimo wszystko, bo tylko taka miłość jest dojrzała, odpowiedzialna i zdolna do najwyższych poświęceń.
Powyższe dywagacje prowadzą mnie do rozmyślań nad relacją nas, dorosłych ludzi, z Panem Bogiem. Przecież w sensie bardzo ogólnym – wszyscy jesteśmy Jego dziećmi. To przecież On nas stworzył dla siebie i zachęca nas, abyśmy traktowali Go jako naszego Niebiańskiego Ojca, skoro w Modlitwie Pańskiej możemy do Niego wołać: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie”. Takiej relacji nie zbudujemy jednak na bazie rodzinnych tradycji religijnych, czy wręcz braku znajomości tegoż Ojca. A możemy Go przecież poznawać w Słowie Bożym, rozumiejąc Jego przykazania i doświadczać osobiście Jego działania w naszym życiu, o ile tym przykazaniom jesteśmy posłuszni. Nie z obowiązku lub strachu, lecz z miłości do swojego Ojca.
Jeśli więc zrywamy kontakty z Bogiem niekiedy na długie lata swojego życia, jak to się dzieje czasami w naszych rodzinach, kiedy dzieci wychodzą z domu rodzinnego i rozpoczynają życie na własny rachunek, to niestety nie poznajemy naszego Stwórcy i nie doświadczamy Jego obecności w naszym życiu. Stajemy się wtedy marnotrawnymi synami i córkami Boga Ojca, którego wyrzekamy się i usuwamy ze swojego życia. Wtedy – nie zdając sobie z tego sprawy – stajemy się w końcu dziećmi kogoś zupełnie innego. Nie muszę chyba wyjaśniać, kogo mam tutaj na myśli. Jeśli jednak ktoś nie wie, niech zajrzy do 1 Listu Ap. Jana 3,10 – macie przecież Pismo Święte w swoich domach.
Ale kto właściwie jest dzieckiem Boga i co o tym świadczy? – może ktoś zapyta. Są dwie proste definicje dziecka Bożego w Piśmie Świętym. Oto pierwsza z nich: „Tym wszystkim, którzy Go [tzn. Jezusa Chrystusa] przyjęli, dał przywilej stania się dziećmi Boga – tym, którzy wierzą w Jego imię” (Ew. Jana 1,12). A druga definicja brzmi następująco: „Bo wszyscy, których prowadzi Duch Boży, są dziećmi Boga” (Rzym 8,14). Tak więc istnieją dwa duchowe wyróżniki dzieci Boga: ich osobista i świadoma wiara albo zawierzenie Bogu Ojcu za sprawą Ducha Świętego, który ich prowadzi w codziennym życiu. Oto prawdziwy obraz Bożych dzieci – Jego synów i córek. Zaliczamy się do nich? Należysz do rodziny Bożych dzieci? To ważne pytanie!
Czasem dorosłe dzieci uświadamiają sobie, że zerwane na wiele lat relacje z ojcem lub matką były ich niepowetowaną stratą i nieszczęściem. Czasem ta świadomość przychodzi za późno, a czasem nie zdarza się wcale. Podobnie może się dziać w naszej relacji z Bogiem Ojcem. Bo o ile ziemscy ojcowie czy matki czasami niektórych z nas boleśnie zranili i zawiedli, o tyle nasz Niebiański Ojciec nigdy tego nie czyni. Jeśli więc te relacje z Nim są zerwane, to z pewnością z naszego powodu. Masz jednak czas, by je naprawić, byle tylko nie było za późno.
Wszystkim dzieciom – tym małym i tym dorosłym – składam spóźnione nieco, ale serdeczne życzenia, by kochali swoich rodziców, a my rodzice – ich. Zaś wszystkim, małym i dużym, życzę z całego serca w Dniu Dziecka, abyśmy byli również prawdziwymi dziećmi Boga – najwspanialszego Ojca!
pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)
Piękny pomysł zasługuje na mocne brawa oby został zrealizowany
Tomasz
2025-10-29 15:11:22
hahahahha chcieliście socjalizm to macie socjalizm. do roboty na podatki dla Pana
Marcel
2025-10-29 11:35:52
Czy to nie w tych blokach mają \"tanią\" zieloną energię? xd Podobno pod koniec roku ceny ogrzewania mają wzrosnąć nawet o 90%, wtedy zobaczymy jak to jest uśmiechać się z odmrożonymi ustami.
Polak
2025-10-29 09:18:27
Taka krótka prezentacja 100 lat muzeum w Szczytnie, z którego możemy być dumni, bo pewnie wiedzą piąte przez dziesiąte o tej historii instytucji. Państwo z Olsztyna z kolei muszą zaliczyć tzw. \"swoje\". Nie umiemy szanować tego, co mamy u siebie i co stanowi wartość. Ale to nie pierwszy raz. Takie to kompetentne mamy kierownictwa w różnych naszych instytucjach. Szkoda.
Taki sobie czytelnik
2025-10-29 01:48:32
Na tym zajawkowym zdjęciu widać, jak wszyscy się cieszą! Z tych 42 milionów. Ludzie - jak już zajmujecie jakieś stanowiska - to przynajmniej nauczcie się i przyjmijcie jakąś stosowną mowę ciała. Porażka. Tak w zasadzie to po Waszych minach widać tylko i wyłącznie kolejną tragedię, która nas spotka niebawem.
Śmieszek
2025-10-28 13:43:01
Skoro ma 100 lat, to dlaczego prezentacja krótkiej historii Muzeum Mazurskiego?
miejscowa
2025-10-28 09:28:40
To kara za skąpstwo! Jadac ze Szczytna chciałam się wykapac i trzeba płacić za wejście na plażę. Pozagradzali wszystko.
2025-10-27 08:30:15
Jak na dziurę przystało , to tak musi być. A szkoda .
że tak powiem
2025-10-25 07:50:00
Nie tylko w miejscach, o których czytelniczka pisze ale w wielu w centrum, na światłach, na rondzie. Pisze się tylko czego to wlodarz nie zamierza zrobić a światła w mieście nie ma a kanal łączący jeziora wyschnięty na wiór i diabelsko cuchnie. Usmiechnijcie sie brygada heej
Jan
2025-10-24 20:18:08
Na ul. Władysława IV jest dokładnie to samo. Wieczorami późno się zapalają a od samego rana już nie świecą. Oszczędności.....
Mieszkanka
2025-10-24 14:51:30