Piątek, 18 Październik
Imieniny: Hanny, Klementyny, Łukasza -

Reklama


Reklama

Mural Krzysztofa Klenczona odsłonięty w Szczytnie. Zaskakująca historia z premierem Tuskiem w tle


W sobotę, 21 września, oficjalnie odsłonięto mural upamiętniający znakomitego muzyka i mieszkańca Szczytna, Krzysztofa Klenczona. Mural stworzyli artyści plastycy z Chotomowa – Iga i Roman Derlaczowie. Dzięki Mariuszowi Korpolińskiemu mogliśmy dowiedzieć się, że gitary naszemu artyście naprawiał... tata obecnego premiera Donalda Tuska.



W sobotniej uroczystości przed budynkiem Miejskiego Domu Kultury, na którego ścianie powstał mural, wzięło udział ponad 200 osób, w tym mieszkańcy naszego miasta, samorządowcy, ale też rodzina Krzysztofa Klenczona – jego siostra Hanna oraz brat stryjeczny Jerzy.

 

Uroczystość uświetnił koncert zespołu Żuki. Warto również zaznaczyć, że w holu MDK-u można było zapoznać się z ciekawą wystawą Jerzego Jabłońskiego "Zabytkowe nośniki muzyczne", która przeniosła uczestników w czasie.

 

Ale to niejedyna ciekawostka, którą zostali uraczeni uczestnicy tego wydarzenia. Mariusz Korpoliński, znakomity konferansjer, dziennikarz, aktor, który prowadził uroczystość, wydobył ciekawostkę z życia Krzysztofa Klenczona, o której niewiele osób wie.

 

Dziennikarz zdradził, że gitary Klenczona przerabiał Józef Tusk, ojciec obecnego premiera Donalda Tuska, który w latach 60. był jednym z najlepszych lutników na Pomorzu.

 

Ten fakt potwierdziła siostra Klenczona, Hanna.

 

– Gdy Krzysztof mieszkał w Trójmieście, często jeździł do Sopotu do pana Józefa, aby naprawić lub przerobić swoją gitarę, bo tylko on potrafił sprostać wymaganiom mojego brata – śmiała się. – Dodatkowa struna, przerobienie gryfu – nigdy nie były kłopotem.

 

Mural zrealizowała firma Live Media Crew z Michałowic, a za jego fizyczne wykonanie odpowiadało małżeństwo artystów plastyków z Chotomowa – Iga i Roman Derlaczowie. Koszt inwestycji to 20 500 złotych.

 

 

Wspomnienia Hanny Klenczon o Krzysztofie

Krzysztof na muralu – obraz artysty

Jak widzę Krzysztofa w takiej formie – głos jej zaczął się łamać – to jest właśnie cały on. Jego postawa na tym muralu jest dokładnie taka, jak wyglądał na scenie. Jego gitara, którą tak często trzymał, jego ubiór – bardzo uwielbiał levisy, które w tamtych czasach były niemal nieosiągalne, ale od czego były Pewexy.

 

Krzysztof – opiekuńczy brat i polski kowboj

Krzysztofa chłopaki nazywali polskim kowbojem. Miał szczególny charakter. Od początku opiekował się mną, bo miał taki obowiązek. Byłam młodsza, a mama pracowała i sama nas wychowywała, dlatego to on musiał się mną zajmować. Opiekował się mną aż do końca swojego życia – nawet w Ameryce byłam przy nim, kiedy miał wypadek i kiedy umarł.


Reklama

 

Trudne relacje z chłopakami – siostra artysty

Zawsze groził ze sceny, gdy nie podobał mu się chłopak, z którym tańczyłam, i ciągle miałam z tym problemy. Być siostrą takiego człowieka nie było łatwo. Ale nauczyłam się przy nim wiele. Wprowadził mnie w wielki świat. Byłam biedną dziewczynką z małego miasteczka, a Szczytno było wtedy zamknięte. Nigdzie nie bywałam, oprócz Mikołajek, do których jeździłam co roku do taty. A tu nagle Krzysztof wprowadził mnie w świat artystów – to był dla mnie szok. Bardzo często mówił mi na ucho: „Nie bądź taka nieśmiała, oni są tacy sami jak ty”. Powoli nabierałam odwagi.

 

Każde wakacje w Szczytnie

Każde wakacje, każdą przerwę w zespołach, koncertach, zawsze spędzał w Szczytnie. To było jego miasto i uwielbiał tu wracać. Odpoczywał tu, potrafił spać pół dnia, a potem nocami siedział z gitarą. Kochał Szczytno. Tu spędziliśmy nasze młode lata – on był malutki, kiedy przyjechaliśmy, a ja tu się urodziłam.

 

Relacja z mamą – autorytet w rodzinie

Kiedy był starszy, ja musiałam go przyprowadzać do domu, bo zawsze był z kumplami. A kiedy mama wracała z pracy i widziała, że go nie ma, mówiła: „Hanka, idź po Krzysia”. Chłopaki się śmiali, mówili mu: „Idź, bo siostra po ciebie przyszła”. Mama była wielkim autorytetem, a Krzysztof bardzo ją kochał. Zawsze, gdy miałam jakiś problem, prosiłam go, by wpłynął na mamę, i on zawsze potrafił ją przekonać.

 

Twórczość Krzysztofa – od Niebiesko-Czarnych do Czerwonych Gitar

Twórczość Krzysztofa podzieliłabym na trzy okresy. Najlepszy czas to okres Niebiesko-Czarnych i Czerwonych Gitar. Grał wtedy proste funkcje na gitarze, bo sam się uczył, ale wypracowywał to wszystko. Janusz Popławski zawsze powtarzał mi, że Krzysztof siedział do późna w nocy, ćwicząc to, co mu pokazał.

 

Seweryn Krajewski i ambicje Krzysztofa

Był taki moment w Czerwonych Gitarach, kiedy miał problemy z prymkami w utworze „Jesień idzie przez park”, bo były tam skrzypce. Poszedł do Seweryna Krajewskiego po pomoc, a ten odpowiedział: „Napisz sobie to sam”. Krzysztof, jak to on, ambitny facet, poszedł do swojego pokoju i rano przyniósł gotowy utwór. Seweryn był zdumiony, bo wszystko było idealnie zrobione.

 

Lutnik Tusk – gitary Krzysztofa

Jeśli chodzi o gitary, zawsze wymyślał coś nowego. Albo dodatkowa struna, albo zmiany w konstrukcji. Ojciec Donalda Tuska był najlepszym lutnikiem na Wybrzeżu i to on naprawiał i modyfikował gitary Krzysztofa, bo nikt inny nie potrafił sprostać tym wymaganiom.

Reklama

 

Rozstanie z Czerwonymi Gitarami – okres buntu

Odejście z Czerwonych Gitar było dla Krzysztofa bardzo trudne. Chłopaki zdecydowali, że zostają przy Sewerynie. Nie dziwię im się, bo bratowa przebąkiwała o wyjeździe do Stanów, a Krzysztof nie chciał się na to zgodzić. Zostali przy Sewerynie, co okazało się słuszną decyzją. Krzysztof założył nowy zespół – „Trzy Korony” i wtedy rozpoczął się okres jego wielkiego buntu. Powstawały wtedy utwory smutne, agresywne, rockandrollowe.

 

Wyjazd do Stanów – trudna rzeczywistość

Kiedy w zespole zaczęło się dobrze dziać, Krzysztof musiał wyjechać do Stanów. Tam bardzo szybko zrozumiał, że to nie jest kraj dla niego, ale rodzina była dla niego najważniejsza. Choć trzeba dodać, że Krzysztof bronił się przed tym wyjazdem. Stawiał pewne warunki. Bratowa wszystko załatwiła. W ostatniej chwili przed wyjazdem nawkładał książek przeróżnych do takiej tekturowej walizeczki, którą miała mama. Starych książek, oczywiście, które chciał wywieźć do Stanów. I nagle szum, Klenczon nie popłynie. Okazało się, że znaleźli w tych książkach taką o Katyniu. I Krzysztof w pewnym momencie się ucieszył, ale okazało się, że nazwisko swoje zrobiło, trochę znajomości mojej bratowej i niestety pojechał.

 

Amerykański sen – rozczarowanie

O okresie amerykańskim nie będę dużo mówiła, bo był to bardzo przykry okres. Byłam cały czas przy Krzysztofie. Cały czas widziałam, że on nie żyje tam, on chodził jak maszyna. On nawet nie siedział przy gitarze, jemu zupełnie nic nie chciało się robić. Po 1981 roku ucieszył się, że będzie mógł wracać do Polski i tam koncertować. Miał ambicję bycia ciągle młodym, smarował się olejkami. Kiedyś go zapytałam: „Co ty będziesz robił, jak się zestarzejesz?”. A on mówi: „Jak to co? Ja będą komponował, a znajdą się tacy, którzy będą to śpiewali, ja nie wyjdę na scenę wyglądając, tak jak nasz ojciec - łysy. Nie wyobrażam siebie takim na scenie”.

 

Pożegnanie z Krzysztofem – ostatnia podróż

Potem Krzysztof zmarł. Załatwiałam wszystko. Byłam w konsulacie w Chicago w prochami Krzysztofa, otwierali te prochy przy mnie, to był bardzo trudny dla mnie moment. Krzysztof dostał bilet na swoje nazwisko, miał miejsce w samolocie, na urnę oczywiście. I ja go w niej przywiozłam do Polski. I tutaj na cmentarzu w Szczytnie został pochowany. 10 lat była kompletna cisza, jakby wszyscy zapomnieli o Krzysztofie. I nagle po 10 latach Polskie Nagrania wydały album dwupłytowy winyli i zestaw trzech kaset. Zajął się tym Dariusz Michalski. I od tego momentu w Polsce przypomniano sobie o Krzysztofie i trwa ta pamięć do dziś.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama