Zielone to najmniejsze sołectwo w gminie Świętajno. Aby do niego dotrzeć trzeba w Starych Czajkach skręcić na Jerominy. Gdy je miniemy, dojedziemy do miejscowości, w której jest zaledwie osiem gospodarstw i 23 mieszkańców. - Tu się żyje dobrze. Wszyscy się znamy, możemy na siebie liczyć – mówi Arkadiusz Zera, 30-letni sołtys.
Opowiada, że niektórzy nawet nie zauważają, że przejeżdżają przez miejscowość. Na wjeździe, co prawda, wita ich tablica z nazwą, ale jak ktoś się zagapi, to może pomyśleć, że to tylko domy na kolonii Jerominów.
W zasadzie Zielone nigdy nie były wsią, w której toczyło się gwarne życie. Co prawda jeszcze kilkanaście lat temu mieszkało tu więcej młodych, ale żeby zagrać w piłkę trzeba było tworzyć drużyny mieszane.
- Koleżanki dobrze sobie radziły – wspomina Arkadiusz Zera.
Dzisiejsi mieszkańcy Zielonego sprowadzili się tu głównie po wojnie. Każdy z domów oddziela całkiem spory dystans. Ci, którzy mieszkają przy drodze, zdecydowanie nie dorzucą do siebie beretem.
- Nie ma szans, by zaglądać sobie do okien. Mamy sporo prywatności – opowiada sołtys. - Ma to swoje plusy i minusy, ale mieszkańcy są ze sobą zgodni i pomagają sobie, gdy jest taka potrzeba. O miedzę nikt się u nas nie kłóci.
Arkadiusz Zera jest sołtysem pierwszą kadencję. Zebranie, na którym został wybrany, odbyło się w jego domu. Co więcej, tę funkcję objął po tacie, który wcześniej przez wiele lat stał na czele sołectwa.
- Zdecydowaną zaletą bycia sołtysem w Zielonym jest to, że wszyscy się znamy i łatwo jest nam utrzymać ze sobą kontakt – wyjaśnia.
Sołtys zapewnia, że mieszkańcy są w jego wsi życzliwi. - Jak byłem dzieckiem to nikt nie krzyczał, że wybiliśmy szybę piłką – wspomina.
W miejscowości z chłopaków w podobnym przedziale wiekowym był najmłodszy. Otaczały go w głównej mierze koleżanki. Dzisiaj sporo jego rówieśników wyjechało na studia i do pracy. On jednak zawsze chciał kierować gospodarstwem, które najpierw prowadził jego dziadek, a później tata. Uwielbia zwierzęta i to go najbardziej motywowało.
- One człowiekowi krzywdy nie zrobią, a wręcz przeciwnie, odwdzięczają się za opiekę – mówi.
Jako rolnik zajmuje się hodowlą bydła mlecznego. Ma około 60 krów. W rękach ma też inny fach, bo z wykształcenia jest elektrykiem, ale - jak mówi - to jego plan awaryjny. Zabezpieczenie na wypadek, gdyby jego drogi z rolnictwem się rozeszły.
- Bardzo lubię niezależność. Prowadzenie gospodarstwa mi ją daje – zapewnia. - Nie chciałbym pracować dla kogoś.
W Zielonym wszyscy gospodarzą. Jednak krowy hoduje on i jeszcze jeden sąsiad. Pozostali poszli w kierunku upraw.
Choć na sołectwo składają się zaledwie 23 osoby, to są wśród nich też dzieci. Cała piątka. W wieku edukacyjnym (do szkół dojeżdżają busem), ale nie brak im też wolnego czasu na zabawę. To właśnie dla nich mieszkańcom marzy się plac zabaw.
- Niestety, nie ma u nas działki gminnej, na której moglibyśmy go postawić – mówi pan Arkadiusz. - Przydałoby nam się miejsce na takie wiejskie spotkania. Mam nadzieję, że przybędzie nam trochę mieszkańców.
O wsi Zielone trudno znaleźć informacje historyczne. Z dawnych czasów został tu tylko stary cmentarz. Dzisiaj mieszkańcy piszą nowy rozdział, aby kolejne pokolenia miały jednak co wspominać.
Anonim
Niby mała wioska wszyscy się znają a Pan sołtys nie wie ilu gospodarzy hoduje bydło. O ile mi wiadomo jest co najmniej 3 lub 4 gospodarzy z hodowla krów.