Czwartek, 21 Listopad
Imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka -

Reklama


Reklama

Walter Późny wspomina powojenne Szczytno i powiat (cz. 14-ost.)


Po 1945 roku polska administracja podjęła nakazane działania, aby Mazurów klasyfikować zgodnie z kryterium rasizmu etnicznego. Każdy, kto mógł wykazać swoje polskie pochodzenie, zgodnie z wytycznymi komunistów - należał do grupy uprzywilejowanej. Zgodnie z ówczesnymi wytycznymi, ci wszyscy Mazurzy, którzy nie mogli tego udowodnić – byli identyfikowani jako Niemcy, których w jawny sposób wszędzie dyskryminowano.


  • Data:

Tymczasem w Szczytnie…

 

Pod koniec 1945 roku starosta szczycieński Walter Późny raportował, że w listopadzie Mazurom wydano 323 przepustki rodzinne dla 1163 osób. W dalszej części dokumentu czytamy, że od maja 1945 roku do Niemiec z terenu powiatu szczycieńskiego wyjechały łącznie 2232 osoby. Również w tym samym roku w grudniu w Szczytnie powstała Sekcja Kupiecka przy Zrzeszeniu Rzemieślniczym, której celem jest przejęcie wszystkich innych kupców z terenu powiatu szczycieńskiego i przekształcenie ich w Zrzeszenie Kupieckie.

 

Walter Późny oceniał również stan zatrudnienia, który według jego raportu był nikły. Zaznaczył, że w sposób szczególny zarówno miasto Szczytno, jak i powiat narzeka na brak fachowców i rzemieślników, którzy po przybyciu do miasta i widząc stan jego zniszczenia, wyjeżdżają do większych miast w Okręgu Mazurskim.

 

„Sytuacja miast i gmin jest krytyczna. Brak dochodów, których źródłem są różne przedsiębiorstwa publiczne, obecnie zdemolowane…” - pisał w grudniowym sprawozdaniu Walter Późny. Nieciekawie przedstawiał się również stan transportu nie tylko w mieście, ale i w całym powiecie, w którym zarejestrowano zaledwie 21 pojazdów mechanicznych: 9 samochodów osobowych, 4 ciężarowe, 2 ciągniki i 6 motocykli.

 

Również pod koniec 1945 roku do Szczytna przybyła dość spora liczba osadników z Wileńszczyzny, bo licząca aż 100 rodzin, które w większości pochodziły z miast wspomnianego regionu.

 

Weryfikacyjny terror

 

Wraz z końcem 1946 roku około 31 tysięcy Mazurów pozostawało niezweryfikowanych i w związku z tym ich status prawny nadal nie był wyjaśniony. Przez pierwsze powojenne lata komunistyczne władze początkowo łagodnie nakłaniały Mazurów do poddania się procedurze weryfikacji i podpisania odpowiedniego dokumentu, w którym potwierdziliby swoje polskie pochodzenie, a co za tym idzie - chęć przyjęcia polskiego obywatelstwa. To jeszcze jednak nie koniec. Zgodnie z postanowieniami, Mazurzy, którzy podpisaliby taki dokument, musieli również złożyć przysięgę na wierność polskiemu narodowi i państwu.

 

Pozostali po wojnie Mazurzy tak naprawdę czuli się obywatelami drugiej kategorii. Pisałem już wcześniej, na podstawie zachowanych sprawozdań starosty szczycieńskiego Waltera Późnego, że stosunki pomiędzy pozostałymi tu Mazurami, a przybyszami z innych regionów Polski układały się w większości fatalnie.


Reklama

 

Niewątpliwie miało na to wpływ postrzeganie przez nowych osadników mieszkających tu od pokoleń Mazurów jako Niemców. I właściwie nie należy się temu dziwić. To w nich przybysze z nieodległych Kurpi i innych regionów Polski widzieli współwinnych cierpień doznanych przez Polaków w czasie niemieckiej okupacji. Mazurskie dzieci przez swoich rówieśników dość często były wyzywane od hitlerowców, Szwabów, Krzyżaków i Prusaków.

 

Towarzysz Mietek po raz kolejny

 

Weryfikacja ludności mazurskiej nie przyniosła zamierzonych przez komunistów efektów, korzystnych oczywiście dla nich samych. Pod koniec 1948 roku i na początku 1949 władze, zgodnie z wydanymi centralnie dyrektywami, postanowiły rozwiązać ten problem dosłownie siłowo.

 

Nowo mianowany wojewoda olsztyński, znany komunistyczny aparatczyk - Mieczysław Moczar, postawił Mazurom absurdalne wręcz zarzuty, do których należało m.in. uprawianie propagandy pronazistowskiej i proamerykańskiej. Wraz z początkiem 1949 roku przez całe Mazury przeszła fala aresztowań. Nie ominęła nawet tych działaczy, którzy swe przywiązanie do Polski udowadniali, będąc m.in. więźniami niemieckich obozów koncentracyjnych.

 

Towarzysz „Mietek” był w swoim żywiole. W lutym 1949 roku ogłosił początek wielkiej weryfikacji mazurskiej. Zaangażował w to wszystkie podległe mu służby, a sam z racji piastowanego przez siebie urzędu, miał bardzo duże możliwości. Specjalnie przygotowane do tych działań komisje przyjeżdżały do poszczególnych wsi mazurskich i organizowały spotkania z autochtonami, którym już w sposób mniej ceremonialny niż wcześniej, dawano jasno do zrozumienia, że w przypadku niepodpisania dokumentu stwierdzającego przynależność narodową, czekają ich dość surowe restrykcje.

 

Nie wszyscy Mazurzy wyrażali chęć podpisania dokumentu, na podstawie którego można było potwierdzić polskie obywatelstwo. Najbardziej opornych przekazywano wówczas w ręce milicji, a w gorszych przypadkach – Urzędowi Bezpieczeństwa, a ci w takich przypadkach wykorzystywali swoje doświadczenie, zdobyte wcześniej na różnego rodzaju kursach i szkoleniach prowadzonych przez „doświadczonych” kolegów z NKWD.

 

Jak wspominał pewien Mazur, dawny mieszkaniec powiatu szczycieńskiego i świadek tych wydarzeń, który był jednocześnie więźniem ówczesnego PUBP w Szczytnie „… jedni z nas musieli stać w piwnicy w wodzie po pas i wyciągać węgiel z wody i nosić do innych piwnic, drudzy z kolei – klęczeć na lodzie, znów inni, rozebrani do naga, musieli na cementowej posadzce klęczeć lub stać na jednej nodze albo odwróceni twarzą do ściany i nie wolno było im się ruszyć, dopóki nie podpisali dokumentów podsuwanych przez UB”.

Reklama

 

Uparci Mazurzy

 

Działania związane z weryfikacją miały również i drugi ważny aspekt. Komunistyczne władze sądziły, że w ten sposób z terenów Warmii i Mazur oraz Śląska uda im się pozyskać od 1,5 do 2 mln dotychczasowych obywateli niemieckich. Zależało im bardzo na czasie, ponieważ sprawnie przeprowadzona przez nich akcja weryfikacyjna miała na celu późniejsze wzmocnienie pretensji terytorialnych ze strony Polski.

 

Na podstawie zarządzeń ówczesnych władz, pozwalano na stosowanie wobec osób odmawiających poddania się weryfikacji – przemocy fizycznej i psychicznej. Wbrew oczekiwaniom komunistów, takie działania przyniosły zupełnie odwrotny skutek.

 

Wielu Mazurów na przekór władzom oficjalnie deklarowali się jako Niemcy. Nie wysyłali dzieci do polskich szkół, tworzyli zamknięte i dość hermetyczne enklawy, w których pielęgnowali swoją mazurską tożsamość. W swoich rodzinnych domach rozmawiali w większości po niemiecku. Znany jest również przypadek, że w szczycieńskim kościele ewangelickim szwedzki pastor odprawiał nabożeństwo po niemiecku, podczas gdy pastor polski tłumaczył na polski. Było to niepotrzebne, ponieważ i tak wszyscy obecni w świątyni wierni i tak rozumieli język niemiecki.

 

Epilog

 

Po zakończeniu działań wojennych, do Niemiec wyjechało kilkadziesiąt tysięcy Mazurów. Od 1956 roku aż do upadku PRL – kolejne 100 tysięcy.

Obecnie żyje w Polsce od 6 do 10 tys. osób, które deklarują swoją wielopokoleniowe mazurskie pochodzenie i tożsamość.

 

Opis do zdjęcia: 1946 r. Uchodźcy z Mazur



Komentarze do artykułu

Jamka lech

to nie była wtedy Polska. to była komunistyczna ruska kolonia.

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama